Rozdział 8

391 15 9
                                    

- Rozalia, wyłaź już!

Jutro muszę wracać do Leszna i Maciek zaproponował, że taką okazję trzeba opić. A gdzie robi się to lepiej niż w klubie? No właśnie. Siedziałam więc w łazience i starałam się umalować, co nie było proste dla kogoś kto robił to raptem kilka razy w życiu.

- Daj mi pięć minut!

- Siedzisz tam już piętnaście!

- Ciesz się, że nie pół godziny!

- Rozalia!

Kiedy udało mi się wreszcie zrobić na tyle proste kreski, że byłam z nich względnie zadowolona, nałożyłam jeszcze pomadkę na usta i cofnęłam się o krok. W lustrze odbijała się dorosła kobieta w włosach upiętych w pozornie niedbały kok i nieco mocniejszym makijażu. Ubrana była w czarną sukienkę z nieco głębszym dekoltem, ale za to w miarę porządnej długości.

Czy to wciąż jestem ja?

- Jeśli nie wyjdziesz za dziesięć sekund, wyważę drzwi!

Przewróciłam oczami, ale wyszłam z łazienki. Po korytarzu krążył Janowski ubrany w szary t-shirt i zwykłe przetarte jeansy. Włosy postawił na żelu i musiałam przyznać, że wyglądał cholernie dobrze. Gdy mnie zobaczył, wytrzeszczył oczy i stał tak przez chwilę. Uśmiechnęłam się, bo wyglądał po prostu komicznie.

- Dłużej się nie dało? - wydusił w końcu, starając się brzmieć na obrażonego.

- Dało.

- Taksówka będzie za dziesięć minut - poinformował mnie i zniknął w łazience.

A temu co znowu?

A co ma być? Okres ma.

Wzruszyłam ramionami i skoczyłam jeszcze do pokoju po torebkę, do której wrzuciłam kilka potrzebnych drobiazgów. Następnie założyłam mój najnowszy nabytek - buty na obcasie. Trochę bałam się, że nie będą zbyt wygodne, ale była końcówka września i następna okazja żeby je założyć byłaby pewnie dopiero na wiosnę. Na korytarzu zaczęłam zakładać jeszcze letni płaszczyk, ale z łazienki wyszedł Maciek i przytrzymał mi go.

- Dzięki - uśmiechnęłam się miło.

- Drobiazg. Idziemy?

Pokiwałam głową i podążyłam za nim na zewnątrz. Musiałam chwilę jeszcze poczekać aż Janowski zamknie mieszkanie, ale gdy wyszliśmy na dwór okazało się, że taksówka dopiero podjeżdża. Wsiedliśmy na tylną kanapę i Maciek podał kierowcy adres.

- Jestem twoim fanem - kierowca ledwie ruszył, już zdążył się odezwać.

- To fajnie - powiedział blondyn w miarę przyjaznym tonem.

- Mam syna, wiesz? Cały czas powtarza, że będzie żużlowcem "jak Maciek Janowski".

- Proszę przekazać mu pozdrowienia - kontynuował cały czas tak samo uprzejmie.

- Podpiszesz mu się?

- Gdzie?

- W tym możesz - kierowca odwrócił się, podał mu jakiś notatnik i wrócił do prowadzenia taksówki.

- Jak mały ma na imię?

- Brajan - padła zupełnie poważna odpowiedź, a my z Maćkiem wymieniliśmy rozbawione spojrzenia.

Biedny dzieciak.

Janowski nabazgrał jakiś autograf, zajechaliśmy na miejsce, on uiścił opłatę (dostał zniżkę skubany) i wreszcie odetchnęliśmy od namolnego fana. Klub z zewnątrz wydawał się zwyczajny, choć nie żebym miała jakieś doświadczenie w tej kwestii.

Ale zaraz czy to nie tu byliśmy gdy Maciek zerwał z Weroniką?

- Wchodzimy?

Kiwnęłam głową i już po chwili otuliło nas ciepłe powietrze pachnące alkoholem, potem i mieszaniną różnych perfum. Muzyka była głośna, ale w części gdzie znajdował się bar i stoliki dla gości dało się rozmawiać. Gorzej było na parkiecie, ale zgodnie ruszyliśmy do baru. Wiedzieliśmy, że nie przetrwamy tego wieczoru na trzeźwo. Janowski zamówił jakieś drinki i z napojami w dłoni znaleźliśmy wolny stolik. Żużlowiec zostawił mnie tam i odniósł nasze kurtki (on miał jeansową) oraz moją torebkę do szatni, gdzie z pewnością będą znacznie bezpieczniejsze.

- Może przyniosę od razu drugie? - wskazał na mój prawie pusty kieliszek.

- Mógłbyś - zarumieniłam się trochę, ale wolałam myśleć, że to od alkoholu.

Ta, wmawiaj sobie.

Głupio mi było, że jak na razie to Maciek płacił za wszystko, ale z drugiej strony ja robiłam zakupy przez ostatni miesiąc. Poza tym to on mnie tu zaprosił. Z kolejnej strony wciąż trochę myślałam o Weronice, a ona była z Janowskim głównie dla pieniędzy. Nie chciałam żeby przy mnie też czuł się wykorzystywany.

Jezu, to zabrzmiało jakbyśmy byli parą.

- Proszę, Rozalio - powiedział stawiając przede mną jakiś fioletowy drink.

- Dzięki.

- Wypijemy i idziemy tańczyć?

- A nie możemy jeszcze chwilę posiedzieć?

- To klub nocny, a nie spotkanie kółka dyskusyjnego - zmierzył mnie spojrzeniem swoich krystalicznych oczu.

- No dobra - mruknęłam i napiłam się tego fioletowego cudu. Był słodki i praktycznie nie smakował alkoholem, ale wiedziałam, że to zwodnicze. Momentalnie nabrałam ochoty na więcej.

- Czemu tak bardzo nie lubisz imprez? - nagle zmienił temat.

- Naprawdę nie pamiętasz zeszłego lata? Przyjazdu Iris i Hiszpanii?

- Nie możesz ciągle żyć przeszłością! - oburzył się żużlowiec.

Przeszłość jest jedynym co mi zostało.

- Jest okej. Nie przejmuj się mną - uśmiechnęłam się, żeby pokazać mu, że naprawdę nie musi się mną martwić. Po jego minie widziałam jednak, że nie dał się przekonać.

- Pij to i idziemy na parkiet. Musisz się zabawić.

- Ale... - próbowałam protestować.

- Pij! - rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Wychyliłam więc resztę drinka i pozwoliłam mu się porwać, skacząc do rytmu jakiegoś ostatniego radiowego przeboju. Moja fryzura momentalnie rozwaliła się w miliony osobnych włosów, podskakujących przy każdym ruchu. Wybuchnęłam śmiechem gdy przez przypadek nastąpiłam mu na nogę. Maciek również nie siedział cicho i przez chwilę miałam wrażenie, że gdy tylko się roześmiał moje serce zabiło nieco szybciej.

To od tańca, idiotko. To tylko Janowski.

- I jak?! - głos blondyna jakimś cudem przebił się przez przeraźliwie głośną muzykę.

W odpowiedzi tylko pokazałam mu kciuki w górze. Czułam, że rano moje gardło i tak będzie kompletnie zdarte i nie chciałam krzyczeć gdy nie było to konieczne. Piosenka się skończyła i tym razem DJ włączył "Shut up and dance". Jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem, bo słowa tak bardzo pasowały do naszej rozmowy sprzed dziesięciu minut. Wpadliśmy przy tym na siebie i żużlowiec odruchowo zacisnął dłonie na moich odsłoniętych ramionach. Był rozgrzany, ja także, ale na moich rękach i tak pojawiła się gęsia skórka. Nasze spojrzenia spotkały się i mój śmiech ugrzązł w gardle. Maciek patrzył na mnie tak... jakby chciał mnie... pocałować?

Ale moment minął, on mnie puścił i znowu skakaliśmy do hitu zespołu Walk the moon. Nie potrafiłam jednak w pełni się nim cieszyć przez pozostałe dwie minuty zastanawiając się co miało znaczyć tamto spojrzenie. Przecież Janowski chyba nie mógłby się we mnie zakochać, prawda? Prawda?!

Piotrek też nie mógł...

***

Hejka!

Idę dzisiaj wieczorem na maraton Star Wars, ale w tym całym szale, udało mi się nie zapomnieć o rozdziale.

A jak tam na klasowych wigiliach? Losowaliście osoby, którym dajecie prezenty? Trzymajcie się❤

Odgłos milczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz