Rozdział 2

369 17 16
                                    

- Cholera jasna!

Jakaś kobieta, trzymająca za rękę małego chłopca, obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem. Zignorowałam ją i mocniej zacisnęłam dłoń na uchwycie walizki. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten idiota kompletnie o mnie zapomniał.

Trzeba było nie grać niezależnej i pozwolić się podwieść Przemkowi... Ale nie! Bo mi się zachciało być pieprzoną feministką! Cholera by cię wzięła, Janowski!

- Przepraszam? - usłyszałam w słuchawce skruszony głos blondyna.

Przepraszać to będę ja, gdy twoje fanki będą pytać dlaczego twoja śliczna buźka nie jest już taka śliczna!

- No na prawdę zapomniałem. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że to już dzisiaj.

Zrezygnowana usiadłam na ławce. Złość może nie uleciała, ale stwierdziłam, że demoralizowanie obcych dzieci nic mi nie pomoże.

- Rozalio, powiedz coś, bo zaczynam się o ciebie martwić.

Prychnęłam cicho słysząc jego rozkazujący ton. Skrucha coś szybko mu przeszła.

- A co mam ci powiedzieć? Że jestem wkurzona jak nie powiem kto? To już raczej mogłeś wywnioskować po moim "cholera jasna". No chyba, że przeceniłam twoje umiejętności dedukcji.

- Postaram się coś wykombinować.

- Daj spokój. Pojadę komunikacją miejską - stwierdziłam na odczepnego. Nie chciałam już słuchać jego marnych wymówek.

- Nie. Ja nawaliłem, to ja postaram się teraz to naprawić. Czekaj pod dworcem, dobra?

- Pośpiesz się - burknęłam jeszcze i rozłączyłam się.

Nagle zachciało mi się płakać. Byłam głodna, zmęczona po podróży i w dodatku zbliżał mi się okres. A Janowski niczego nie ułatwiał swoim roztrzepaniem.

***

Czekałam tak jeszcze ponad pół godziny aż nie podszedł do mnie skrzywiony Drabik, ciągnąc za sobą jeszcze bardziej skrzywioną Dajanę.

- No kurwa nie wierzę - mruknęłam pod nosem, gdy tylko ich zauważyłam.

- Cześć, Roza.

- Powiedz, że to nie to co myślę - jęknęłam wstając.

- Chciałbym, cholera.

- Nie obrazisz się jak trochę skrzywdzę ci kapitana?

- Byle nie po twarzy, bo to jego fanki skrzywdzą ciebie.

Żużlowiec chwycił za rączkę jednej z moich walizek. Ja złapałam za drugą i w trójką poszliśmy w stronę samochodu Drabika. Gdy już wreszcie zapakowaliśmy się do środka, zaczęłam trochę spokojniejszym tonem:

- Przepraszam was za to, że tak wyszło. Janowski miał mnie odebrać, ale zapomniał. Mam nadzieję, że nie pokrzyżowałam wam planów.

- Byliśmy na zakupach, spokojnie - kiwnął głową Maksym.

- Chociaż tyle. Ale i tak mi głupio, bo Maciek nawalił i zwalił na was całą robotę.

- To nie tobie powinno być głupio.

Pokiwałam głową i oparłam ją o szybę. Zakorkowany Wrocław nie był zbyt ciekawym widokiem, ale lepsze to niż sterczenie w miejscu.

- Dobrze, że przyjechałaś - nagle ni z tego ni z owego odezwała się Dajana.

Na mózg jej padło?!

- Dzięki? - bardziej zapytałam niż stwierdziłam.

- Nie zrozum mnie źle, wciąż jesteś samolubną suką.

Odgłos milczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz