Rozdział VII

220 20 6
                                    

Oczywiście, Kisame jak zwykle wykazał się mistrzowską precyzją w swojej wypowiedzi.

Itachi patrząc w stronę dymu kłębiącego się w oddali, poprzysiągł sobie, że kiedyś zabije go, za to nadmierne dramatyzowanie. Co za idiota. Zawsze wyolbrzymia. Jak taki nadwrażliwiec może być członkiem Akatsuki?

Patrząc na to bez jakichkolwiek emocji, sprawa traciła dla niego jakąkolwiek wartość. Ot, palił się tylko jeden budynek. Pewnie ktoś się zapomniał. Ach, ci ludzie. Tacy nierozważni. Takie myśli pojawiły się w głowie Uchihy.

Ale dla Anzu było to, jakby płonął cały świat. Nie miała wątpliwości, że to nie był przypadkowy pożar. Akurat oni to zawsze dotrzymują słowa.

Miała łzy w oczach. Przez jej niedbalstwo – wielowiekowa rodzinna ostoja – zamienia się w zgliszcza. I nie mogę zupełnie nic z tym zrobić!

– Nie mazgaj się tak to tylko jedna melina mniej w tej wiosce – powiedział Itachi zupełnie nie rozumiejąc jej zachowania. Jej smutek również mu się udzielał, lecz nie zamierzał dać po sobie tego poznać. Przecież jestem Uchiha, nie mogę okazywać słabości.

– Nic nie rozumiesz – odparła, ocierając łzę. – Nasza rodzina od wieków zajmowała się parzeniem kawy właśnie w tamtym miejscu...

Kisame wypuścił głośno powietrze z ust, żałując, że w ogóle się odezwał. No to teraz się zacznie nowa litania cierpienia. Trzeba było siedzieć cicho, to by może w ogóle nie zauważyli, tego pożaru...

A to wszystko przez to nieszczęsne Habu... – powiedziała, zaciskając pięść.

– Jak doszło do tego, że jeden gang ma tak wielkie wpływy we wiosce? – zapytał Itachi.

Kisame czasem miał ochotę wydłubać mu oko i również korzystać z sharingana. Ale zapewne wykorzystałby całą moc Uchihów w ciągu jednego dnia, łapiąc czarnowłosego w genjutsu za każdym razem, gdy swoimi wypowiedziami próbuje wciągać ich w kłopoty.

-- Wydaje mi się, że niestety nie mamy czasu, by wysłuchać tej historii -- oznajmił Kisame chcąc dać do zrozumienia swojemu druhowi, że absolutnie nie powinni ich tu być

-- A mnie się wydaje, że się mylisz -- odparł czarnowłosy i zwrócił się do dziewczyny -- Opowiadaj

Niebiesko-skóry westchnął głęboko. Nie miał siły, by się z nim kłócić. Jeszcze będziemy tego żałować!

Lata temu w Kusagakure nastała wielka susza. Dla kraju głównie utrzymującego się z rolnictwa – była to potężna katastrofa. Wszyscy mieszkańcy drżeli o własne życia – nie mieli złudzeń czekała ich długa i bolesna śmierć głodowa.

Ale wtedy, gdy wszyscy myśleli, że czeka ich już koniec – w pewien upalny dzień zjawił się on. Był niczym anioł. Ale niestety, ta idylla nie trwała długo.

Koichi zaczął sprowadzać do wioski swoich ludzi, którzy na jego zlecenie likwidowali tych, którzy mu przeszkadzali. Z czasem oficjalnie ogłosił, że władze przejmuje Habu na czele z nim.

Oczywiście, wielu ludziom się to nie podobało, dlatego postanowili go zgładzić. Ale jego najemnicy byli potężniejsi. Buntowników złapano i wywleczono ich na główny plac. Przed wykonaniem egzekucji przybył Koichi i oznajmił, że to on sprowadził na wioskę suszę. I zrobi to ponownie jeśli ktokolwiek znów spróbuje mu się postawić.

– A więc musimy go pokonać i znów zaprowadzić ład we wiosce – powiedział Itachi, gdy dziewczyna zakończyła opowiadanie historii.

Anzu spojrzała na niego oniemiała sposobem, w jaki to oznajmił. Brzmiało to, jakby planował zrobić schabowe w niedziele na obiad, a nie rozprawić się z całym gangiem.

Kawa [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz