gorące lato
— Naprawdę musimy tam jechać? To już kolejny rok w tej samej dziurze — powiedział młody chłopak z grymasem na twarzy, stojący na środku swojego pokoju przed otwartą walizką. W jednej dłoni trzymał kolorowe oraz bardzo wzorzyste skarpetki, w drugiej dwie czarne koszulki, mogące należeć do tych, które w przypadku ubrania ich w następujących po sobie dniach wzbudziłyby lekkie zdziwienie i pytania czemu chodzisz tyle czasu w jednym i tym samym ubraniu. Taka mała zmyłka. — Nie możemy spędzić wakacji gdzieś indziej?
Akurat przechodząca obok kobieta rzuciła tylko wymowne spojrzenie swojemu synowi i bez zatrzymania weszła do innego pomieszczenia, by zebrać brudne rzeczy do prania.
— No właśnie, Sicheng, kolejny rok — odparła. — Trzeba podtrzymywać tradycję. Poza tym babcia Kim jest przemiła i byłoby mi szkoda jej nie odwiedzić.
Sicheng już nie miał nic więcej do powiedzenia, bo matka i tak zdania by nie zmieniła, choćby nie wiem jak się wyginał umysłowo, wymyślając przeróżne wymówki. Z bardzo głośnym westchnieniem kontynuował pakowanie się, tworząc coraz większy bałagan na podłodze.
Tak było niedawno, jeszcze zanim słońce zdążyło całkowicie wyjść zza chmur i pokazać siebie w pełnej okazałości. Lato tego roku miało być naprawdę gorące oraz pełne wrażeń, tak przynajmniej śpiewająco głosiły ptaki na pewnej wsi, do której nasz główny bohater — dokładnie, właśnie Sicheng — udawał się na wakacje wraz z rodzicami. Stał tam, pośród złocistych, skąpanych w blasku, pól, żywej zieleni drzew oraz wszelakich polnych kwiatów, dom, zamieszkały przez pewną starszą kobietę, ale również przystosowany i jak najbardziej przyjazny dla turystów chcących uciec na moment od zgiełku miasta. Można powiedzieć, iż państwo Dong to już stali bywalcy ów agroturystyki, czyli formy wypoczynku w warunkach wiejskich, gdyż, jak zostało wspomniane wcześniej, wracali tu kolejny raz.
Akurat powoli dojeżdżali do swego celu. Małżeństwo rozprawiało radośnie o przyszłej kwaterze — czy zaszła tam jakaś zmiana, jak czuje się pani Kim oraz w jaki sposób tym razem mogą urozmaicić sobie pobyt. Natomiast Sicheng, z wydętymi w grymasie policzkami, opierał czoło o szybę samochodu, obserwując groźnym spojrzeniem widok rozciągający się dookoła pojazdu. Czyli pola. Co niby może być ciekawego w polach, myślał, chcąc mieć ten pobyt już dawno za sobą.
Osobiście chłopak z każdym kolejnym rokiem miał coraz bardziej dość tej miejscówki. Co wakacje przeżywał mrożące krew w żyłach chwile, które tylko go zniechęcały do przyjazdów. To gonił go ogromny kogut z nienaturalnie wielkim czerwonym grzebieniem na głowie, choć Sicheng w ogóle nie wchodził mu w drogę. To, będąc w głębokim zamyśleniu, zachodził za daleko od domu w efekcie czego kompletnie gubił orientację w terenie, a wiadomo — na wsi ciężko o jakikolwiek dobry zasięg, a co dopiero internet, więc z użycia nawigacji nici. Innymi razami prawie miał bliskie spotkania z pszczołami czy osami, a jeszcze innymi był o krok od pożarcia przez mało znane mu robactwo. Strach myśleć co go spotka tym razem.
Gdy tak patrzył przez szybę na stojące w polach oraz wymyślnie ubrane, byleby tylko osiągnąć lepszy skutek, strachy na wróble, wreszcie dotarli. Sicheng nigdy tak wolno nie wysiadł z samochodu i, szurając butami po trafie, szedł po swoją walizkę. Od razu na powitanie wyszła do nich starsza kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdyby znaki interpunkcyjne były ludźmi, to ta pani idealnie odzwierciedlałaby ogromny wykrzyknik.
— Czekałam na was! — wykrzyknęła radośnie, a zakrywająca jej czarne włosy chusta, lekko się poluzowała. Przyjaznych uścisków, jakim przyglądał się nadal stojący przy samochodzie Sicheng, nie było końca. Już pożałował oraz miał dość słońca prawie wypalającego oczy, choć przez cały czas śmiesznie mrużył powieki. Kobieta oczywiście również zwróciła i na niego uwagę, podchodząc doń z rozłożonymi ramionami. — Sicheng, aleś ty wyrósł. Rodzice to ci pewnie drożdże dają do jedzenia, co?
Chciała zabrzmieć dziarsko i zapewne trochę rozweselić jego zrzędliwe usposobienie, lecz na twarz chłopaka zawitał tylko większy grymas. Jednak babcia Kim nie miała zamiaru odpuścić. Już ona dobrze wiedziała co może mu poprawić humor.
— W tym roku nie będziesz tak całkiem sam — powiedziała cicho, biorąc go pod ramię oraz pochylając tak, jakby właśnie zdradzała mu ważny sekret. Rodzice Sichenga wzięli bagaże i szli powoli ku wejściu do domu. — Mój wnuczek przyjechał odpocząć od studiów. Prawo to nie przelewki.
— Och — wymknęło się spomiędzy jego warg, na co kobieta tylko szerzej się uśmiechnęła, gdyż zauważyła delikatne zainteresowanie tematem.
— Też tak uważam — przytaknęła, próbując utrzymać tajemniczy ton głosu i nie wybuchnąć śmiechem, gdyż naprawdę bardzo mało trzeba było, by chłopaka zaciekawić oraz przełamać złą passę, czyniąc tegoroczne wakacje wreszcie tymi niezapomnianymi. — W dodatku zabrał ze sobą dobrego przyjaciela.
Mówiąc to wszystko, babcia Kim uważnie obserwowała twarz Sichenga, chcąc wyłapać wszelkie zachodzące nań zmiany, które byłby jednoznaczną oznaką, iż wykonała swoją małą misję na ocenę celującą. Zmarszczone do tej pory brwi unosiły się powoli, uwalniając oczy od ciągłego mrużenia, natomiast policzki przybierały delikatnie różowy kolor, ukazując rosnące podekscytowanie ich właściciela, próbującego ukryć te pozytywne emocje za wszelką cenę.
— Jeśli będziesz się tu później kręcił to na pewno ich poznasz — dodała na koniec, po czym poklepała po ramionach i nakazała pójść za sobą, bo inaczej Sicheng nie będzie miał gdzie spać.
Chłopak z szybko bijącym sercem podążył za kobietą, ściskając mocno rączkę od walizki oraz rozglądając się ukradkiem dookoła. Kto wie, może ich spotkanie będzie miało miejsce już za chwilę. Ta informacja poprawiła mu humor chyba aż za bardzo, ale nic nie mógł poradzić na to, że nigdy tu nie widział osób będących prawie w tym samym wieku. Prawie, gdyż on sam dopiero studia miał rozpoczynać — dopiero został przyjęty na wybraną uczelnię i niedawno zanosił potrzebne dokumenty — więc czerpał z rozpoczęcia nowych znajomości podwójne korzyści, mając okazję zapytać o kilka rad na początek nowego życia. Wchodząc po schodach, rozmyślał nad tym jacy oni są, ci studenci. Z tego co słyszał bądź czytał czasami w internecie, to ludzi studiujących prawo lepiej omijać szerokim łukiem, ponieważ mogą zamęczyć człowieka ciągłym chwaleniem się swoim kierunkiem czy może czasem wywyższaniem. Sicheng miał ogromną nadzieję, iż jego nowi koledzy w żadnym wypadku tacy nie będą. Oby.
Rozmyślania tak go pochłonęły, że nie usłyszał głosu babci Kim, która stała teraz przed nim z wymalowanym lekkim zdziwieniem na twarzy.
— Kochaneczku — zaczęła powoli, zwracając spojrzenie na podłogę, przez co Sicheng zrobił to samo, zdezorientowany — prawie byś się potknął o próg.
On, czując lekkie zażenowanie sobą oraz swoim czasami przesadnym oderwaniem od rzeczywistości, wymruczał przeprosiny i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Lato tego roku naprawdę miało być gorące oraz pełne wrażeń.
no witam, tęskniliście?
CZYTASZ
❝summer colors❞
Fanfiction- historia pewnej dwójki młodych ludzi podczas tego jednego lata, które naprawdę miało być gorące oraz pełne wrażeń ship: yuwin; tags: comedy, romance, korean village, but still polish, slice of life, no angst, maybe a lot of fluff, yuta as a hot fa...