Nowe tchnienie

232 11 0
                                    

~~Oczami Zośki~~

 - Słuchajcie chłopaki - skierowałem się do około piętnastu osób usadowionych ciasno obok siebie w domu Alka. Poprzednie miejsce naszych zbiórek zostało zniszczone więc staram się jak mogę żebyśmy mogli kontynuować działanie grupy. - zależało mi na szybkim spotkaniu bo jest coś o czym nie wiecie, oprócz Rudego i Alka, którzy byli obecni przy śmierci Majora Piwnika. -powiedziałem pewnym głosem. - Major, kilka godzin wcześniej zapytał nas o zdanie  na temat przeprowadzenia kilka działań dywersyjnych na terenie Warszawy.

- Mały Sabotaż i Dywersja, to były czasy.  - westchnął Kajtek na co się uśmiechnąłem.

- Dokładnie. Mianowicie, chodzi konkretnie o wysadzenie paru nowych posterunków i stancji szkopów. - uśmiechnąłem się zadziornie i uniosłem pytająco brew. - Co wy na to? - W odpowiedzi usłyszałem ich optymizm co do całej sytuacji i bardzo mnie to cieszyło. Wiedziałem, że nie jesteśmy już zuchami biegającymi po lesie czy wybijającymi szyby w oknach.

- Ale Orsza się na to nie zgodzi. - sposępniał Słoń. 

- Przekonam go. Musi dostrzec, że zmężnieliśmy. Większość z nas była przecież na froncie. Trzymaliśmy w dłoniach prawdziwą broń i... - połknąłem ślinę. - I strzelaliśmy do Niemców. Nie jesteśmy już grupą od sabotażu, umiemy celować, opracować strategię, myśleć logicznie. A jeżeli nawet Orszy to nie przekona...Zrobimy to samodzielnie. Musimy, naprawdę musimy, sprawić ostatnie zadanie jakie Major nam wyznaczył. Pomścimy go. Zrobimy to dla jego pamięci. - powiedziałem na jednym wdechu i usłyszałem klaskanie. Zrobiło mi się niezmiernie miło. Mały gest, a utwierdził mnie, że to co robię jest słuszne. 

- Mamy jakiś plan? - zapytał mnie Alek z zadowolonym uśmieszkiem. 

- Mam już pewien zarys, szkic mapy i położenia posterunków...

- Nie będziecie potrzebować czyjejś pomocy? - przerwał mi męski głos. Spojrzałem na futrynę drzwi wejściowych i zobaczyłem w nich naszego druha, Kamyka. - Następnym razem zamknijcie drzwi na klucz. - zaśmiał się, a my, całą drużyną wręcz rzuciliśmy mu się na szyję. Wszystkim brakowało jego obecności. Jego opowiadań, wsparcia na duchu, serdeczności. Po prostu jego. 

- Ojej chłopcy. Mimo wszystko takich jakich was zapamiętałem i takich zastałem.  - dodał.

- Skąd wiedziałeś, że jesteśmy w domu Alka? - zapytał go Rudy, przyciągając bliżej krzesło. 

- Dobrze was znam chłopcy. Znam wasze charaktery, temperamenty i wiedziałem, że nie odpuścicie zbiórki, a poza tym spotkałem na ulicy Słonia. - stwierdził, a wzrok każdego z nas powędrował na Słonia, a on wzruszył ramionami i wciągał wafelka. 

- Wszystko jasne. - zaśmiałem się. 

- Aleksy, gratuluję zdobycia nowego stopnia. - puścił oczko do Alka i wyłonił go z jakiegoś transu na co Alek tylko skinął głową w podziękownaniu. - A więc jaki jest ten plan? 

- Naprawdę chcesz nam pomóc? - chciałem się upewnić. 

- No pewnie, że tak. Zgadzam się z tobą, że wola Majora Piwnika powinna zostać wypełniona.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się pełen nowej energii. 

   Wyciągnąłem na stół szkic mapy, aktualnej Warszawy. Zaznaczyłem na niej nowe budynki okupantów oraz stare posterunki. Wyznaczyłem strefy gdzie najrzadziej zaglądają żandarmi i te gdzie łatwo uciec czy chociażby się ukryć. Zaproponowałem od jakich budynków zacząć bo oczywiście za jednym razem nie damy rady wszystkiego zniszczyć, mamy za mało ludzi. Kamyk dokładnie mnie wysłuchał i jak zawsze, pomógł. Obstawiliśmy dwu i trzyosobowe grupy zwiadowcze oraz zajmujące się samą detonacją. 

 Końcowy plan miał zostać zrealizowany za trzy dni. Na pierwszy dzień akcji wyznaczyliśmy trzy posterunki. Każdy z nich znajdował się w innym miejscu dla bezpieczeństwa mieszkańców. Każdy posterunek został obstawiony grupą zwiadowczą, ewakuacyjną i wykonawczą. Została też wybrana trójka chłopaków, którzy mieli charakter łącznika. Kiedy każdy z grupy zwiadowczej da znak, że wokoło nie kręci się żaden szkop, łącznicy dadzą znak do działania. 

  Czułem jak z każdym dobieranym szczegółem rośnie w każdym tu obecnym adrenalina. Aleksander, niczym dobry ojciec, tłumaczył nam co jak powinno wyglądać. Dodawał słowa, które nie odbijały się na nas echem, a trafiały do serca. On naprawdę w nas wierzył. Wierzył, że możemy to dokonać. A ja sam byłem dumny z tego jak nasza drużyna podchodziła do zadania. Całym sercem, bo co innego jest po prostu celować do wroga, a samodzielnie planować, krok po kroku, jego unicestwienie. 

 Kiedy skończyliśmy opracowywanie szczegółów wszyscy głęboko westchnęliśmy i oparliśmy się o krzesła. Było już bardzo późno, wszyscy byliśmy zmęczeni, a wydarzenia ostatnich dni nie podnosiły na duchu. Aż do teraz, kiedy wszyscy razem budowaliśmy plan. Kiedy wiedzieliśmy, że ktoś w nas wierzy i nie jesteśmy mu obojętni. Byliśmy zmęczeni ale i pełni wiary. 

  Zaczęliśmy zbierać mapę i notatki. Alek z kilkoma innymi osobami skrupulatnie chowali je pod dębową szafę. Kiedy zrobiło się zamieszanie związane z wychodzeniem i zabieraniem swoich rzeczy, podszedł do mnie Kamyk. 

- Jesteś bardzo dobrym dowódcą. - poklepał mnie po ramieniu Kamyk. 

- Dziękuję. - rozpromieniłem się. - Ale ten plan to też w dużym stopniu pana zasługa. 

- E tam, przestań. - machnął ręką. - Słuchaj pamiętasz jak jakiś czas temu rozmawialiśmy o mojej opowieści na wasz temat? 

- Tak pamiętam - podrapałem się po głowię. - naprawdę ją dokończyłeś? 

- Zostało mi kilka rzeczy do poprawy ale to nic. Zaczynam rozmyślać nad tytułem i szczerze to myślałem, że ty mi z tym pomożesz. Podaj jakąś propozycje. 

- Hmm. - zamyśliłem się. - Może...Kamienie przez Boga rzucane na szaniec? 

Czuwaj //  Rudy Zośka Alek {ZAKOŃCZONE} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz