Rozdział IV

37 6 1
                                    

AURA — ROK WODY — ERA MROKU — SZMARAGDOWE KRÓLESTWO/PYRE

Tamtej nocy wrócił do mnie stary sen, jednak coś się zmieniło. Coś małego, ledwo zauważalnego.

Bardzo wyraźnie słyszałam ludzki oddech. Nie sapanie, ani warczenie. Najzwyklejszy oddech.

Przerażenie opanowało całe moje ciało. Było mocniejsze niż wcześniej.

Ktoś tam był.

Ktoś mnie obserwował i choć z całych sił chciałam stamtąd uciec, nie mogłam.

Gdy udało mi się otworzyć ociężałe powieki, pierwszym, co zobaczyłam, był cień człowieka, siedzącego na moim łóżku. Serce podskoczyło mi do gardła, zanim dostrzegłam, że to tylko Arri, wpatrująca się we mnie niepewnym wzrokiem.

Odetchnęłam z ulgą, odganiając złe myśli.

— Myślałam, że was już dzisiaj nie będzie — mruknęłam, przecierając twarz.

Blondynka prychnęła cicho, niezadowolona.

— Opóźnili wyjazd — wyjaśniła.

Podniosłam się do pozycji siedzącej, by móc lepiej skupić się na słowach koleżanki. Było w jej tonie coś nietypowego. Jakby się bała.

— Dlaczego? — Zdziwiłam się. Wyjazdu do stolicy nigdy nie opóźniali. Koniec lata oznaczał początek nauki, szczególnie dla nich.

Przygryzła dolną wargę, wyraźnie się wahając.

— Zginęło dwóch uczniów — powiedziała w końcu. Widząc moje zdumione spojrzenie, dodała pośpiesznie: — W stolicy.

— Demon? — Mój głos był zaskakująco cichy, a myślami, chcąc nie chcąc, wróciłam do swojego snu. Na samo wspomnienie przeszedł mnie zimny dreszcz.

Skinęła głową.

Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku. Dawno nie było wieści o śmierci spowodowanej atakiem tych bestii.

— Ale co to ma wspólnego z wyjazdem? — Chciałam powoli oddalić temat od Demonów. Nie potrafiłam sobie wyobrazić własnej reakcji, gdybym miała lada dzień wyruszyć do stolicy, wiedząc, że nie była ona tak bezpieczna, jak powszechnie uważano. Widziałam po Arri, że również jest tym przejęta.

— Dzieci się boją. Żadne z nich nie wyszło się dziś bawić. — Wytłumaczyła, wlepiając wzrok we własne nogi. — Pani Narya uznała, że byłoby lepiej, gdybyśmy zostali jeszcze trochę... Żeby młodsi czuli się bezpieczniej.

— Aha — mruknęłam, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć.

Spojrzałam za okno. Niebo tego dnia było szare i nieprzyjemne, jednak normalnie nie powstrzymałoby to żadnego z nas przed zabawą. Podwórko, gdzie o tej porze przeważnie biegała już gromadka dzieci, było teraz puste. Nawet miasto, które widziałam w oddali, zdawało się opuszczone, podczas gdy każdego normalnego dnia tętniłoby życiem.

— Znowu miewasz złe sny? — zagaiła, przerywając milczenie.

Arri jako jedyna wiedziała o moich koszmarach. Nigdy nie opowiadałam jej ze szczegółami, jak one wyglądały, jednak wyjawiłam na tyle dużo, by była świadoma, jakim są utrapieniem. Zawsze zachowywała się w stosunku do mnie jak starsza siostra, mimo tego, że dzielił nas zaledwie rok. Pamiętałam, że mając sześć lat wołałam ją za każdym razem, gdy wstawałam w nocy. Czasami, budząc się, czułam, jak pozwalała mi ściskać swoją dłoń lub delikatnie muskała mój policzek, by mnie uspokoić.

Zawsze byłam jej za to wdzięczna. Może nie odganiała złych snów, ale pozwalała mi o nich zapomnieć, gdy otwierałam oczy.

— Czasami — skłamałam, wzruszając ramionami.

O Świecie, który zniknąłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz