Prolog

180 22 29
                                    

 AURA — OSTATNI DZIEŃ ROKU ZIEMI — KONIEC ERY MAGII/POCZĄTEK ERY MROKU — DIAMENTOWE KRÓLESTWO/ALBUS

Słońce dawno zniknęło za horyzontem, pogrążając krainę w mroku, gdy do Złotej Sali Narodzin wezwano mieszkańców Miasta Świateł. Każdy był zdezorientowany, wchodząc do wielkiego pomieszczenia, które znajdowało się na samym szczycie ogromnej wieży, zbudowanej z czarnego kryształu, która tworzyła miasto, będące stolicą Diamentowego Królestwa.

Śnieżnobiała podłoga i złote kolumny stworzone tak, by jak najpiękniej odbijać słoneczne promienie, teraz były ciemne i niewyraźne, jako że jedynym źródłem światła był blady księżyc.

W przeciwieństwie do normalnego Dnia Narodzin, gdy lud wróżek zbierał się, żeby przywitać nowych pobratymców, tej nocy nie grała tam żadna muzyka. Otaczała ich nocna cisza, przerywana jedynie przez szepty tych, którzy pytali sąsiadów, czy wiedzą, dlaczego ich tu zebrano.

Pośrodku sali stał niewielki ołtarz, który w normalnych okolicznościach wyróżniałby się na tle pomieszczenia swoją czarną barwą i ostrymi wykończeniami, jednak tym razem zdawał się idealnie pasować. Sklepienie wykonano z przezroczystego kryształu, który dawał idealny widok na niebo, teraz wypełnione milionami jasnych gwiazd.

— Witajcie, moi drodzy — odezwała się wysoka kobieta o ciepłych, brązowych oczach i długich, spiętych w warkocz, kasztanowych włosach. Mówiła szeptem, uśmiechając się serdecznie, jednak wystarczająco głośno, aby wszyscy mogli ją usłyszeć.

— Kapłanka Słońca! — Podekscytowany szmer rozszedł się po całej sali.

Wróżka stała spokojnie, ze splecionymi dłońmi, położonymi na białej, zdobionej srebrną nicią, tunice.

— Dlaczego nas tu wezwano, Kapłanko? — zapytał jeden z wróżów, stojących kilka kroków dalej.

— Ze względu na narodziny, oczywiście — oznajmiła łagodnym tonem, jakby mówiła do dziecka. Nikt w sali nie potrafił ukryć zdumienia.

— Narodziny w nocy? Toż to bardzo niesmaczny żart! — Oburzyła się starsza wróżka z małymi oczami, długim garbatym nosem i czarnymi włosami, które opadały jej na ramiona.

Kapłanka nie powiedziała nic więcej. Spod tuniki wyciągnęła kryształowy pąk Lacrimy, kwiatu zdolnego przechowywać Esencję.

Delikatnie ułożyła go na ołtarzu i oddaliła się o kilka kroków, nie zważając na protesty zgromadzonych mieszkańców. Zapadła całkowita cisza, podczas której wszyscy obecni wpatrywali się w pąk, wyczekując, aż rozkwitnie, jednak czas mijał i nic się nie działo.

— To oczywiste — prychnęła znów staruszka. — Nic się nie wydarzy. Mamy noc, a nie zaćmienie słońca!

Nikt z nią nie dyskutował, nawet Kapłanka się nią nie przejmowała, dalej wpatrując się w ołtarz.

Wtem pąk zaczął świecić, z każdą sekundą emanując coraz jaśniejsze światło. Każdy wlepił w niego wzrok, nie potrafiąc wyjść ze zdumienia.

Nagle niebo nad nimi rozbłysnęło oślepiającym czerwonym światłem, odwracając uwagę każdej wróżki znajdującej się w sali, prócz Kapłanki, która cały czas pilnie obserwowała Narodziny.

Wkrótce światło wychodzące z Lacrimy zaczęło się rozrastać, tworząc kształt dziecka. Drobne rączki, okrągła buzia i duże szkarłatne oczy, wpatrujące się z zaciekawieniem w to, co je otacza. Pąk został zastąpiony małą, około pięcioletnią dziewczynką, a niebo powoli zgasło.

— To dziecko — zdumiała się staruszka.

— Tak, kochani. Narodziła się nowa wróżka — rzekła — Gaia — sprecyzowała, wskazując na nią dłonią.

O Świecie, który zniknąłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz