Rozdział II

80 17 21
                                    

AURA — OSTATNI DZIEŃ LATA W ROKU WODY — ERA MROKU — SZMARAGDOWE KRÓLESTWO/PYRE

 Lato minęło mi na unikaniu dłuższego kontaktu z Erisem, jak i pilnowaniu go, by przypadkiem nikomu nie wyjawił mojej tajemnicy. Nie potrafiłam się skupić na niczym innym. Nawet sny, które nie opuszczały mnie od dzieciństwa, ustąpiły kolejnym, w których zostawałam zmuszona do walki z tym, czego najbardziej się bałam.

Byłam zmęczona chodzeniem za nim, ale nie potrafiłam się powstrzymać, gdy widziałam, że stoi z kimś na uboczu i rozmawia obniżonym głosem, a przynajmniej tak mi się zdawało. Finalnie każda rozmowa okazywała się być o niczym ważnym, a szczególnie nie o mnie. Wyglądało to tak, jakby chłopak faktycznie zamierzał dotrzymać słowa, ale, jako że nie wzbudzał mojego zaufania, niepewność pozostawała.

Wykorzystując moment, gdy wszyscy podopieczni sierocińca wrócili do swoich zabaw, przerwanych przez obiad, leżałam na chłodnej trawie, pozwalając popołudniowemu słońcu mnie ogrzewać. Wiał delikatny wiatr, który wprawiał w ruch źdźbła, przez co łaskotały mnie po odkrytej skórze.

— Nie śpij — usłyszałam dziewczęcy głos tuż nad sobą.

Arri uśmiechała się szeroko; tak jak zwykle.

— Nie śpię, odpoczywam — odparłam, zamykając z powrotem oczy.

Bez słowa usiadła obok mnie, wystawiając twarz do słońca.

— Będę za tym tęsknić — powiedziała po dłuższej chwili ciszy.

Uniosłam się, opierając ciężar ciała na rękach. Rozejrzałam się dookoła. Miasteczko Pyre było niewielkie. Zaledwie kilkanaście drewnianych chatek, zbudowanych wokół posągów bóstw. Trochę dalej stał nasz sierociniec; wyższy od pozostałych budynków i wykonany z ciemniejszego drewna. Na zachodzie znajdował się las, a gdyby podążyć szlakiem na wschód, doszłoby się do stolicy Viride. Natomiast wyruszając nim na północ, dotarłoby się do miasta na pograniczu z Rubinowym Królestwem, Fem.

— Za czym? — zapytałam niepewnie.

— Za wami. Za panią Naryą, która jest dla mnie jak matka... Za spokojem. — Jej głos robił się coraz cichszy, tak, że ostatnie słowo niemal wyszeptała. Podciągnęła nogi do piersi, oplatając je rękami i schowała głowę w ramionach. — Nie chcę was zostawiać.

— Przecież to nie na zawsze. Prędzej czy później wszyscy wylądujemy w stolicy — zauważyłam rzeczowo.

— Ale niekoniecznie się spotkamy.

— Zawsze możemy wysyłać listy.

— To nie to samo.

Próbowałam ją jakkolwiek pocieszyć, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, jak musiała się czuć. Jednocześnie szczęśliwa, że jej marzenie ma szansę się spełnić, ale równocześnie smutna, bo ponownie miała zostać rozdzielona z rodziną, a przynajmniej czymś na jej kształt.

— W stolicy poznasz nowe osoby. Jestem pewna, że będzie ci się tam dobrze żyło — stwierdziłam, próbując brzmieć przekonująco.

Wzruszyła ramionami.

— Wieczorem razem z Jardem i resztą zamierzamy pójść do miasteczka. — Poinformowała mnie, odwracając głowę w moim kierunku. — Chcesz iść z nami?

— Świętować koniec lata? Jasne.

— Ostatnie wspólne święto — przypomniała z westchnięciem, wstając z ziemi.

Odprowadziłam ją wzrokiem. Nagle dostrzegłam, że Eris rozmawiał z Naryą. Było to dziwne, bo od kiedy się pojawił, jeszcze nigdy nie widziałam, by była z nim sam na sam. Chłopak zauważył, że się im przyglądam, a po chwili zniknął razem z opiekunką za rogiem budynku. Nie myśląc za wiele, wstałam i poszłam za nimi. Wolałam upewnić się, że nie powie niczego, czego nie powinien. Im bliżej nich byłam, tym wolniej stawiałam kroki, przysuwając się do ściany sierocińca, by nie mogli mnie zobaczyć. Siedzieli w ogrodzie.

O Świecie, który zniknąłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz