Jak co tydzień wspięłam się po tych paskudnych schodach na strych, przeżartych już chyba przez całe możliwe robactwo, niosąc kosz ze świeżym praniem. Uginały się pod moim ciężarem, skrzypiąc niemiłosiernie. Za każdym razem miałam wrażenie, że zaraz się załamią wraz ze mną. Tyle razy ci mówiłam, aby je wymienić!
Na górze panował przyjemny półmrok i niesamowita duchota, pomimo szeroko otwartego okienka. Rozwiesiłam ubrania, rozsiewając wokół przyjemną woń. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu pudełka z klamerkami. Zwykle stało na kolebiącym się stołku, ale tym razem go nie było. Za to wszędzie walały się jakieś starocie, których czas już dawno minął.
Cofnęłam się, chcąc uniknąć wiotkiej pajęczyny, zwisającej z pochylonej belki. Niechcący popchnęłam jeden z kartonów, który przewrócił się, rozsypując swoją zawartość. Nie, żeby to jakoś psuło estetykę tego miejsca, ale ukucnęłam i pozbierałam to, co wypadło. Jako pierwsza rzuciła mi się w oczy miedziana ramka ze zdjęciem, ku memu zdziwieniu, naszym. Nigdy go nie lubiłeś, bo byliśmy na nim wszyscy, ja, ty, twoja siostra i jej ówczesny chłopak, którego tak nienawidziłeś. Jak się okazało całkiem słusznie. Nic dziwnego, że wylądowało na strychu. Ale za fotografią kryło się coś jeszcze. Ostrożnie wyjęłam je z ramki, czując, że trzymam w ręku coś cennego.
Drugie zdjęcie, skrzętnie ukryte przed światem. Nawet nie wyblakło. To my, my nad jeziorem. Nasze zaginione, cały czas tu było. Usiadłam na zakurzonej podłodze, uśmiechając się na samo wspomnienie.
* * *
To było tak dawno, a pamiętam, jak dzisiaj, ten spontaniczny wyjazd pod namiot z tobą, twoją siostrą i jej mężem. Stanowiliśmy zgraną paczkę. Pierwszego dnia przyjechaliśmy akurat na zachód słońca. Nasza punktualność zawsze pozostawiała wiele do życzenia. Wtedy i tak byliśmy zadowoleni, że w ogóle udało nam się dotrzeć. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem upchaliśmy się do tego trabanta i dotarliśmy do celu cali. Krzyczałeś jak szalony, widząc płaską taflę jeziora. Twoja siostra pierwsza zaliczyła kąpiel, wrzucona przez was do wody. Zwiewaliście potem wokół samochodu, bo zemsta dziewczyny trzymającej wysoko śledzia mogła być tylko jedna.
Dawno nie widziałam takiej radości.
Postawienie namiotów też nie należało do spokojnych, biorąc pod uwagę zawody w ich rozstawianiu. Koniec końców i tak musiał wam pomóc ten starszy pan z przyczepy kempingowej, bo nie zabraliście patyków do podtrzymania namiotu w pionie. Wtedy byliśmy zażenowani, ale z perspektywy czasu jest się z czego śmiać.
Pierwszego dnia, a właściwie wieczora padliśmy szybko. Pamiętam, jak twoja siostra przeklinała wszędobylskie komary, które nas atakowały. Ich namiot co po chwile podrygiwał, kiedy próbowała pozbyć się intruzów. W naszym nie było ich aż tak dużo. A może po prostu szybko zasnęłam?
Niechętnie otwierałam rano oczy, oślepiona światłością przebijającą przez delikatne płótno do środka naszej sypialni. Jako pierwszą widziałam twoją twarz, zawsze zwróconą w moją stronę. Gdy tylko wzrok mi się wyostrzył, nie żałowałam pobudki, widząc, jak ślinisz się na nasz materac. Uroczo obrzydliwe.
Władek chętnie udusiłby tego koguta, który piał wesoło każdego ranka. Dla mnie był on przyjaznym wyznacznikiem nowego dnia. W końcu nie często ma się okazję budzić z kurami.
Godzinami pływaliśmy w ciepłe dni w tych śmiesznych strojach kąpielowych. Lubiłam też te nasze improwizowane obiady, złożone z pieczonego ziemniaka i kiełbasy. Ile myśmy tego wtedy zjedli! To był najlepszy dowód, że człowiekowi nie potrzeba wiele, wystarczy ktoś, kto cię rozumie, a to, co materialne przestaje się liczyć. Nadal mam jakiś sentyment do jedzenia z ogniska i zawsze smakuje lepiej, niż wygląda.
I ten moment, kiedy nachylasz się do naszej wakacyjnej lodówki, z nadzieją, że znajdziesz tam jeszcze coś ciekawego do picia, a w środku tylko lód, w dodatku nieco rozpuszczony. Przyjemnie było tam zaglądać w ciepłe dni, szukając ochłody. Pamiętam, jak Władek podzielił się nią z sąsiadami z namiotu obok, którzy odwdzięczali się zaproszeniem na kolacje. Fajna to była atmosfera. Gadaliśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy, siedząc na składanych krzesełkach, nieudolnie poustawianych wokół skrzyni służącej za stół. Władek przygrywał nam na gitarze, codziennie racząc nas "Piechotą do lata". Nawet nie wiem, w którym momencie stali się oni częścią naszej paczki.
* * *
Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale wtedy ostatniej nocy spędzonej pod bezchmurnym niebem, wtedy wiedziałam już, z kim chcę przeżyć swoje życie. To był mój ulubiony moment tego szalonego wyjazdu, kiedy siedzieliśmy pod tą wysoką brzozą, nachylającą się nad nami i patrzyliśmy w gwiazdy odbijane od spokojnej tafli wody. Wcześniej bałam się przyznać, że możesz być tym jedynym, ale ta noc zmieniła wszystko. Kiedy pijani wyrzucaliśmy sobie wszystko, co nas denerwuje i wkurza, kiedy o mało nie wpadliśmy do ogniska, kiedy pękła struna w gitarze Władka. Gdy w końcu usiedliśmy na tych składanych krzesełkach i w ciszy paliliśmy papierosy, znalezione gdzieś na trawie, by za chwilę rozejść się, nucąc "Nie spoczniemy". Wtedy po raz pierwszy czułam nikotynę w swoich ustach. Powiedziałeś z uśmiechem, że to porąbane, a ja nadal nie wiem, co miałeś na myśli.
Siedzieliśmy przy jakieś zatoczce, czując powiew wiatru zmieszanego z wieczorną mgłą. Oparłeś się o wąski pień drzewa i objąłeś mnie ramieniem. Było ciemno. Na niebie pobłyskiwały setki gwiazd, niewidoczne na co dzień w mieście. Patrzyliśmy przed siebie, razem, obserwując, jak przeglądają się w lustrze, mąconym co jakiś czas przez biegnącego nartnika. Wtedy nie potrzebowaliśmy słów, wszystko zostało już wypowiedziane. A my tak siedzieliśmy pod tym nocnym niebem.
* * *
Z perspektywy czasu brakuje mi tego spokoju, tych naszych spontanicznych wypadów bez telefonów i nawigacji.
Tych deszczowych dni, spędzonych na grze w karty przy akompaniamencie rzężącego odbiornika. Obserwowania babcinego haftowania i dziadkowego rzeźbienia figurek z drewna. Tańcowania do rytmu rock&rolla w groszkowych spódnicach i skórzanych kurtkach, z żelem na włosach."Porąbane" - tak, to zdecydowanie twoje ulubione określenie naszego życia. Kiedyś bardzo nie lubiłam, kiedy tak mówiłeś i zawsze uderzałam cię w to samo ramie a ty, chociaż wiedziałeś o tym, zawsze udawałeś zaskoczonego. Dzisiaj jestem skłonna się z tobą zgodzić, jest porąbane i to bardzo.
Może dlatego tak bardzo je lubimy?
![](https://img.wattpad.com/cover/155748501-288-k99190.jpg)
CZYTASZ
Szuflada pod gruszą
Short StoryPisanie do szuflady zna chyba każdy. Teksty ukrywane przed światem (lub po prostu przed znajomymi i rodziną), kotłują się, czekając na dzień, w którym będą mogły zaczerpnąć świeżego powietrza. I oto dla szczęściarzy nadszedł ten dzień, gdy ze zwykłe...