Rozdział 6

744 23 12
                                    

Perspektywa: Rachel

- Ale śmiesznie przebierałaś nóżkami!- moja przyjaciółka wybuchła kolejnym atakiem śmiechu, podczas gdy ja miałam ochotę ją zabić. 

Tak, zrobiła to. Na postoju jak zwykle poszłam do toalety, a ta idiotka zadzwoniła do mnie i skłamała, że już odjeżdżają. Spodziewałam się tego, ale zrobiła to tak wiarygodnie, że czym prędzej pobiegłam jak głupia do autobusu. Mogłam odradzić jej zapisanie się do kółka teatralnego, kiedy jeszcze miałam okazję. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak przekomicznie musiałam wyglądać kiedy zapierniczałam jak poparzona, bo powiedzmy sobie szczerze: sport to nie moja bajka. Na szczęście nikt się ze mnie nie śmiał, bo tego bym nie zniosła. Znaczy, nie liczę tego dzbana Emily. 

- Zamknij mordę Robinson.- warknęłam i założyłam słuchawki na uszy. Dobrze, że siedziałam przy oknie i mogłam się o nie oprzeć i oddać dźwiękom muzyki. Niestety chwilę później musiałam wziąć poduszkę, bo moja głowa nie zniosłaby ciągłego uderzenia o szybę, a powiedzmy sobie szczerze, że drogi nie są równe i płaskie jak niektóre laski z naszej klasy. Niestety. Puściłam Queen i oddając się ich pięknej muzyce, zasnęłam.

---

-Rachel wstawaj!- obudził mnie krzyk Emily, nie wspominając już nawet o tym jak mną potrząsała. Otworzyłam oczy i wyjęłam z uszu słuchawki. Spojrzałam przez okno i zorientowałam się, że musiałam przespać całą drogę, bo staliśmy już pod hotelem. Wstałam i zabrałam swoje rzeczy, po czym wszyscy wyszliśmy z autobusu. Było około 17. Od razu po wyskoczeniu na chodnik przeciągnęłam się, bo byłam jeszcze trochę zaspana. Poczułam ciepły wiatr na mojej twarzy na co uśmiechnęłam się sama do siebie. 

Parę minut później wszyscy staliśmy w kolejce po nasze walizki, a w międzyczasie Pani Miller sprawdzała listę obecności. Pan Turner natomiast gdzieś się ulotnił i nie widziałam go od czasu mojej wielkiej drzemki. Znudzona wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać Instagrama, podczas gdy wszyscy rozmawiali, a niektórzy nawet darli się wniebogłosy. Bo przecież to wcale nie tak, że jutro będziemy zwiedzać uniwersytet, co za dzieci. Przeglądałam instastory mojej znajomej z Wielkiej Brytanii, kiedy ktoś na mnie wpadł, wytrącając mi przy okazji telefon z ręki.

- Hej! Może uważaj jak stoisz pokrako.- zaśmiał się znajomy głos. Tak, była to moja ulubiona Margaret. Margaret Stewart. Nie lubiłyśmy się odkąd pamiętam. Zawsze uważała, że jest lepsza od innych i często się tym chwaliła. No okay, może miała piękne czarne włosy oraz cudowną urodę, o której ja mogłabym tylko pomarzyć, ale po co być od razu taką suką?
- A może ty stój na swoim miejscu, a nie rzucasz się jak zwykle.- odprychnęłam i schyliłam się po komórkę. Na szczęście nic się nie stało. Zorientowałam się, że nie ma przy mnie Emily. Zapytałam o nią chłopaków stojących obok, a oni poinformowali mnie, że poszła do toalety i mam wziąć jej walizkę. Super, dzięki Em.

Chwilę później targałam już nasze walizki do hotelu. Oczywiście żaden z naszych klasowych "gentlemanów" nie zaoferował pomocy. Kiedy już dałam radę doczołgać się do recepcji od razu pobiegłam po kluczyk, ale recepcjonista powiedział, że wzięła go już Emily. Ja ją zabiję, przysięgam. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym wzięłam bagaże i udałam się w stronę windy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przywitała mnie karteczka z napisem "Awaria".

- Super.- fuknęłam. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam wybierać numer Emily. Czemu od razu tego nie zrobiłam?
- Potrzebujesz pomocy.- natychmiast się odwróciłam. Przede mną stał Turner i patrzył na walizki.
- Nie, nie trzeba, chyba sama dam radę.- machnęłam ręką i powróciłam do grzebania w kontaktach. Przecież on nie musi pomagać mi we wszystkim, co nie? 
- Uwierz, przeniosłem już dzisiaj tyle walizek, że dwie więcej nie zrobią różnicy.- zaśmiał się i wziął bagaże.- Który numer?
- 208.
- Okay, potrzymaj to proszę, bo się nie zabiorę.- uśmiechnął się, a ja wzięłam od niego bluzę.

UnreachableWhere stories live. Discover now