[04] mind's like a deadly disease

214 27 26
                                    

If I break the glass, then I'll have to fly
There's no one to catch me if I take a dive
I'm scared of changing, the days stay the same
The world is spinning but only in gray

* * *

Banner nienawidził rano wstawać - wtedy, gdy musiał udać się do pracy. Czyli pięć dni w tygodniu. Z paczki przyjaciół miał pod tym względem największego pecha, gdyż nie znosił swojej pracy. I to z wzajemnością.

W tym roku, o ile dobrze pamiętał, mijała jego dziesiąta rocznica zostania wybitnym nauczycielem biologii w przeciętnym nowojorskim liceum. Przez ten okres nie zmienił nawet szkoły; gdzie go przyjęto, tam tkwił. Ogólnie Bruce należał do mało elastycznych elementów wszechświata i gdzie go rzuciło, tam istniał. Skoro wylądował w takiej a nie innej placówce, widocznie tak miało być. Zdecydowanie wygodniej nic nie robić i trzymać się czegoś pewnego, niż szukać i czasem błądzić.

Banner dokładnie z tą ideą mył zęby. Każdemu wydawało się, że to Stark, genialny prawnik, przegrywał życie, że Thor i Natasha przeszli piekło... Nigdy tego nie negował. Tyle że Banner okazywał się na tyle szary, że nikt nawet nie zauważył, że już dawno się poddał i przegrał.

Nie widział sensu swojej egzystencji. Nie wiedział, po co rano wstawał i jadł śniadanie, zazwyczaj najzwyklejsze w świecie kanapki z czerstwym chlebem. Nie wiedział, po co płacił podatki; jechał zapchanym autobusem do pracy, próbując nie krzywić się na widok zbyt wielkiej ilości ludzi. Gdy mijał na szkolnych korytarzach dzieciaki, niektórym po prostu miał ochotę przygruchać w pustą głowę. Tak dla zasady, ale dokładniej nie wiedział dlaczego.

Bruce'owi Bannerowi nic nie pasowało.

Kiedy Tony kąpał się w swoim jeziorze rozpaczy, Bruce taplał się w coraz większym bagnie beznadziei. Nie kończył swojej męki tylko i ze względu na przyjaciół, bo wyrządziłby im tym przykrość.

Mężczyzna czasem wręcz żałował, że posiadał przyjaciół - wtedy nic nie trzymałoby go na tym padole łez. Nie przeżywał kolejnego dnia dla siebie, tylko dla nich, lecz gdy pytali, czy wszystko w porządku, zawsze odpowiadał, że tak. Przecież mieli znacznie większe problemy niż jego zwichrowana psychika.

Banner w przeszłości może i był błyskotliwym naukowcem, lecz dość szybko życie zweryfikowało jego cele oraz możliwości. A raczej wytrzymałość na kopniaki od świata. Okazało się, że Banner to bardzo słaby zawodnik. Najsłabszy z całej paczki, choć im dłużej o tym myślał, tym bardziej sądził, że to wina jego matki. To nie tak, że zwalał na kogoś winę, po prostu nie mieszkał w normalnym domu. Posiadał tego świadomość.

Porażki i nieszczęścia swoich przyjaciół odbierał bardzo personalnie. Chyba aż za bardzo. Strasznie przeżywał śmierć rodziców Tony'ego, choć wtedy dopiero wstępowali w świat dorosłości. Współczuł Rogersowi, gdy ten wkroczył na ścieżkę wojenną z bratem. Dostał niemal nerwicy po tym, co przydarzyło się Thorowi, uzależnienie Clinta doprowadziło go do bezsenności, a gdy Natasha zabiła swojego narzeczonego, poczuł chorą ulgę. Ten potwór zasługiwał na to i choć chciał sądzić, że kobieta zrobiła źle, nie potrafił się do tego zmusić.

Uświadomił sobie, że od lat jedyną stałą w jego życiu była ta nieszczęsna, przeszkadzająca miłość do pięknej rudowłosej. Ponadto po jej związku z Trevorem wyrzucał sobie, że był tchórzem, ponieważ nigdy nawet nie zająknął się na temat swojego uczucia. A może gdyby się zająknął i zaprosił Nat w liceum na colę, to teraz byliby szczęśliwi, szczędząc sobie brutalnego doświadczenia złymi życiowymi wyborami. Jednak Bruce Banner uważał się za uosobienie strachu oraz przegranej. Wszystko, co robił, robił na pół gwizdka, a gdy widział choć cień szansy na przegraną, nawet nie podejmował wyzwania.

Beautifully Broken  ||  [ stony • brutasha ]Where stories live. Discover now