Prolog

243 14 3
                                    

     Mocno uderzałem w worek treningowy skupiając się przy tym maksymalnie. Niezliczony już raz próbowałem odgonić swoje myśli od niej i naszych wspólnych chwil. Minęły okrągłe cztery lata od kiedy Lila wyjechała, a obraz jej promiennego uśmiechu powracał jak bumerang, szybko i nieustannie. Dłońmi zatrzymałem na chwilę worek treningowy by oprzeć o niego głowę. Potrząsnąłem lekko swoją blond czupryną, jakbym chciał by te wszystkie wspomnienia uleciały ze mnie, choć na chwilę i rzeczywiście na moment przestałem myśleć o Lili. Odepchnąłem od siebie worek i ponownie z całych sił, ale również precyzyjnie zacząłem w niego uderzać. Kątem oka widziałem, że Kim szybko odwróciła ode mnie wzrok i potrząsnęła delikatnie swoimi ciemnymi, prostymi włosami. Znała mnie najlepiej ze wszystkich osób, z którymi kiedyś się przyjaźniłem, choć nie wiedziała o mnie wszystkiego. Nie chciałem i nie mogłem narażać ją na niebezpieczeństwo, a poznanie całej prawdy o mnie, to właśnie życie w ciągłym strachu. Nie pozwoliłbym sobie obarczać ją taką egzystencją, bo tylko ona została przy mnie, gdy wszyscy inni postanowili uznać mnie za miejscowego ćpuna. Lubiłem w niej to, że nie dopytywała, gdy widziała kiedy nie chcę o czymś rozmawiać. Szybko i zwinnie zmieniała temat, a oboje wtedy czuliśmy się komfortowo. Ostatnie mocne uderzenie w worek treningowy z głośnym okrzykiem zakończyło mój trening. Zanim udałem się do szatni, posłałem jeszcze Kim przyjacielski uśmiech. 

     Poszedłem się przebrać, ściągnąłem z siebie koszulkę i patrzyłem w swoje odbicie, szczególnie zwracając uwagę na każdą bliznę na moim ciele. Przypominały mi one wszystkie spory, te sytuacje, które musiałem rozstrzygnąć siłą. Palcem przejechałem po najświeższej z nich wzdłuż warg, by po chwili ponownie skupić się na rozwiązywaniu bandaży ze swoich dłoni. Zabrałem z torby ręcznik wraz z żelem i udałem się pod prysznic. Ciepła woda zmywała ze mnie wszelkie wspomnienia. Rozmyślałem jedynie o tym, by wreszcie położyć się w łóżku i zatopić się w dobrej kryminalnej lekturze, kupionej chwilę przed tym, zanim tu przyszedłem. To była jedna z dwóch rzeczy, które zostały takie same jak sprzed czterech lat. Ubrałem się szybko i udałem w stronę Kim, by zamienić z nią kilka słów, nim wrócę do domu.

- Dziś zrobiłeś sobie dłuższy trening, co? - zaczęła rozmowę jak zwykle uśmiechnięta.

- Taa... Wiesz, niedługo mam te zawody, o których Ci ostatnio opowiadałem. - odpowiedziałem nie zdając sobie sprawy z tego jak nadwyrężałem swoje mięśnie ostatnimi czasy. 

- Te nielegalne bijatyki w jakiś piwnicach nazywasz zawodami, tak?

- Kim, przestań, dobrze wiesz, że robię to tylko po to, by nabrać doświadczenia, a przy okazji zarobić kilka euro. - Skrzyżowałem ręce na piersiach w obronnym geście.

- Nat! Cholera jasna! Martwię się o Ciebie. Jak cokolwiek Ci się tam stanie, to nikt, powtarzam Nikt - podkreśliła wymownie to słowo - się tym nie przejmie, a ja będę musiała Cię szukać po szpitalach!

- Nie dramatyzuj Kim, do tej pory jestem niepokonany, przecież wiesz.

- Właśnie... Do tej pory... - wymamrotała cicho pod nosem.

- Hej, nie przejmuj się, będzie dobrze. Napiszę, zaraz po zawodach żebyś była spokojniejsza, a teraz uciekam do domu. - Potargałem jej głowę w przyjacielskim geście, a ona jedynie stała z naburmuszoną miną. Zaśmiałem się w duchu, bo schlebiało mi to, jak ta dziewczyna się o mnie martwiła. 

- Nie daj się Nat! - wykrzyczała jeszcze zza lady recepcyjnej klubu, którym się opiekowała. 

     Szedłem pewnym krokiem w stronę domu, trzymając ręce w kieszeniach, a myśli mimowolnie wróciły do wydarzeń, które miały miejsce na przełomie ostatnich czterech lat. Z całych sił starałem się myśleć o wszystkich, tylko nie o Lili. Każdego roku, tego właśnie dnia, wspomnienia były tak intensywne, że aż czułem wewnętrzny ból. Liczyłem, że trening pomoże mi uwolnić się od tych myśli, więc całą swoją uwagę skupiałem na Kim. Tak wiele udało jej się osiągnąć w tak stosunkowo krótkim czasie. Nie poszła na studia, a została managerem najlepszej siłowni w mieście. Podziwiałem ją, była taka samowystarczalna i dobrze zorganizowana. Cieszyłem się każdym jej najmniejszym sukcesem, jakby to były moje małe zwycięstwa. Przy niej jedynej czułem się sobą, czułem się dobry i potrzebny. Wiem, że reszta opuściła mnie, na moje własne, wyraźne życzenie, ale tak było prościej. Nie musiałem się martwić o większą ilość osób niż to konieczne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu, ale jako że stałem już pod blokiem, postanowiłem przeczytać treść wiadomości dopiero w domu. Wspiąłem się po schodach na moje piętro, otworzyłem drzwi i przez krótką chwilę, napawałem się ciszą, którą przerwała śnieżka swoim miauczeniem.

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz