Rozdział 4

77 2 0
                                    

     Zapach kawy, który tak bardzo lubiłem wyrwał mnie z sennych marzeń. Spojrzałem zmęczonym wzrokiem na zegarek, który wskazywał godzinę 5:30. Czy Amber oszalała doszczętnie na punkcie tych pokazów, że musi się zrywać w środku nocy? Ponownie ułożyłem głowę na miękkiej poduszce wtulając się w nią, zamknąłem oczy i chciałem by sen o Lili powrócił. Jednak po chwili dotarło do mnie, że moja siostra przecież nie pija kawy, jedynie wodę z cytryną lub zieloną herbatę, więc napój musiała przygotować dla mnie. Jak poparzony wyskoczyłem z łóżka, myśląc, że przeze mnie spóźnimy się na tak ważny dla niej pokaz. W pośpiechu zakładałem spodnie i wbiegłem do kuchni cały zdyszany. 

- Amber! O której my musimy wyjechać?! - miotałem się po kuchni, by w chwilę być gotowy do wyjścia.

- Braciszku, daj spokój, mamy jeszcze czas. - Śmiała się ze mnie i tego jaki byłem wystraszony.

- Całe szczęście... Nie chciałbym, żeby przeze mnie coś poszło nie tak. - Usprawiedliwiałem się po czym ziewnąłem, mierzwiąc swoje blond włosy.

- Trzymaj. - Położyła na stole kawę i tosty z serem oraz szynką. - Zrobiłam Ci śniadanie, takie jak lubisz. - Zacisnęła lekko dłoń na moim ramieniu jakby chciała mnie wesprzeć tym gestem. Ale to ja powinienem być dla niej oparciem, nie na odwrót.

- Dziękuję, wygląda i pachnie wyśmienicie. Ale czy to nie przypadkiem ja powinienem dzisiaj wspierać Ciebie? - Uśmiechnąłem się do niej zaczynając konsumować śniadanie.

- Musisz mieć dużo energii, żeby nie spowodować wypadku. - Przymknęła oczy w szczęściu, a tym razem to ja omal nie oplułem się gorącą kawą.

- Jak to wypadku... Nie rozumiem. - Przyglądałem się Amber z zaciekawieniem.

- Ojciec pożyczył mi samochód, ale wolałabym, żebyś Ty prowadził. - Zaczęła cicho z nietęgą miną. Raczej domyślała się mojej reakcji, a ja mimo wielkich starań by tego nie robić, wybuchnąłem.

- Nie ma mowy! - Wstałem od stołu podpierając się dłońmi o blat. - Nie będę jeździł furą tego zidiociałego barana! - Naprawdę próbowałem się powstrzymywać, jednak to było dużo silniejsze ode mnie.

- Nat... - Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. 

- Dość Amber. - Uciąłem krótko.

- Nie proszę Cię, żebyś się z nim pogodził. Chciałam tylko komfortowo dojechać na pokaz.

- Czy Ty nie widzisz, że on chce Cię tym przekupić? - Uderzyłem pięścią w stół i poszedłem do pokoju, by chwilę ochłonąć. Podszedłem do okna, a rękę oparłem o framugę, drugą ułożyłem z tyłu głowy, by się uspokoić i móc trzeźwo myśleć. Chwilę mi zajęło, ale wreszcie się udało, w tym samym momencie poczułem jak dłonie Amber otulają mnie. Spuściłem głowę mrucząc pod nosem niewyraźne "przepraszam".

- Nat, wiem jaki on jest, tym bardziej zdaję sobie sprawę z waszych nazwijmy to relacji. Nie chcę się z Tobą kłócić, nie z jego powodu. - Odwróciłem się w stronę mojej siostry i przytuliłem ją mocno do siebie, kładąc jedną dłoń pewnie z tyłu jej głowy.

- Nie powinienem tak się zachowywać. Wybacz mi proszę. - Szeptałem jej do ucha łamiącym się głosem.

- Daj spokój, przetrwaliśmy dużo więcej razem, więc ojciec z pewnością nie stanie między nami. - Odsunęła się lekko ode mnie spoglądając prosto w moje oczy. - Nie pozwolę na to Nat, rozumiesz? - Skinąłem jedynie głową, tylko na tyle było mnie stać w tej chwili. Wiedziałem, że za chwilę role się odwrócą i to ona będzie wrzeszczeć na mnie.

- Racja Amber...

- Chodź, zjedz śniadanie i musimy jechać, żebyśmy byli przed czasem jeszcze. - Pokiwałem głową i poszliśmy do kuchni, jednak żadne z nas nie chciało przerywać ciszy. Bez żadnej rozmowy dokończyliśmy posiłek, Amber pozmywała a ja szybko spakowałem się. Usiadłem na łóżku, by napisać wiadomość do Lili. Przy okazji w końcu zapisałem z pamięci jej numer w swoich kontaktach.

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz