Rozdział 5

94 4 0
                                    

     Przebudziłem się na materacu w niewielkim pokoju, wzrokiem omiotłem pomieszczenie, by przypomnieć sobie gdzie właściwie jestem. Moje zmęczone oczy spoczęły na postaci klęczącej obok mnie. Zamrugałem mocno, przetarłem powieki i ujrzałem Kim, która miała nie na żarty przerażoną minę.

- Wreszcie... Nat, wiesz jak ja się o Ciebie martwiłam? - Spojrzała na mnie pełna życzliwości, a w głosie słychać było prawdziwą troskę.

- Przepraszam, że tu przyszedłem i narobiłem Ci zapewne kłopotu, ale nie powlókł bym się do domu... Nie w tym stanie... - Dłoń przyłożyłem do oka i poczułem, jak krew delikatnie sączy się z brwi.

- Nie ma sprawy, musiałam na razie zamknąć siłownię, ale rano i tak jest mało osób... - Kim patrzyła na mnie opiekuńczym wzrokiem, była wystraszona i był to niepodważalny fakt. Szlag... Narobiłem jej problemów i zapewne nie tylko jej.

- Hmmm... mój telefon, masz może ładowarkę? - Zwinnie zmieniłem temat, by chociaż spróbować odgonić jej myśli od najgorszych scenariuszy. 

- Tak, poczekaj... Zaraz Ci przyniosę. - Chwilę później podłączyłem telefon.

- Która właściwie jest godzina? - Spytałem bez zastanowienia.

- Chwila przed jedenastą. Coś Ty Nat znowu zrobił... - Opuszkami dłoni delikatnie muskała moją napuchniętą twarz, każdy dotyk bolał, ale starałem się tego nie okazywać. Wiedziałem, że przyjaciółka martwiła się o mnie i tym gestem, chciała mi okazać swoje wsparcie.

- Wygrałem - wyszczerzyłem zęby w jej stronę, ale tylko na chwilę, bo ból ponownie przemknął przez całe moje ciało. 

- Głupi jesteś... - Rozmowę przerwał sygnał telefonu recepcji. - Przepraszam! Muszę odebrać...

     Kim wyszła z pokoju, a ja przypomniałem sobie jak bardzo jestem zły na Lili, że olała zupełnie moje prośby. Cholerny telefon musiał się wczoraj rozładować, a ja nie mogłem iść do mojej dziewczyny, będąc tak zdenerwowanym. Dziś z pewnością się do niej wybiorę, jak tylko trochę się ogarnę. Za chwilę Kim znowu wbiegła do pomieszczenia, chwyciła klucze do szatni i zaraz zniknęła za drzwiami. Nie bardzo wiedziałem co się dzieje, ale postanowiłem to sprawdzić. Wstałem z trudem, założyłem na siebie spodnie i lekko podładowany telefon schowałem do kieszeni. Przejrzałem się w lustrze i aż skrzywiłem na widok rozwalonej brwi i siniaków które "zdobiły moją twarz", jak również włosów, które były w totalnym nieładzie. Po kilku minutach nieobecności Kim postanowiłem wyjść z kantorka. Otworzyłem drzwi cały obolały, posiniaczony i niewyspany. Plaster, który ponownie się odkleił z mojej brwi niechlujnie zwisał, a krew wciąż się lekko sączyła spod niego. 

- Nie ma spra...

     Zwróciłem się do Kim, bo jeszcze nie zbyt dobrze widziałem. 

 - Strasznie długo Cię nie ma, co się... - Półprzytomny dostrzegłem Lili obok szatynki. - Lili! - Delikatnie dłonią przeczesałem włosy, by jakkolwiek wyglądały. Zacząłem iść w jej stronę, a dziewczyna momentalnie zatrzymała się widząc jak wychodzę z miejsca, w którym przed chwilą znajdowała się Kim. 

- Nat? - Taki szept dotarł do moich uszu. Lili spojrzała na Kim niezbyt przyjacielskim wzrokiem, a dłoń zacisnęła na torbie. I choć stałem nie tak blisko, byłem w stanie to dostrzec, bo wzrok trochę mi się już wyostrzył. Brunetka poruszyła ustami, jednak nie dosłyszałem co powiedziała.

- Lilianna, ja nie... - Kim nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej, a ja czułem, że cała ta scena rozgrywa się tylko i wyłącznie z mojej winy. Jak na zawołanie Lili przeniosła wzrok na mnie, czułem, że mi się przygląda i zrozumiałem o co chodziło. Najpierw wyszła Kim, później ja w samych spodniach... Resztę sobie z pewnością dopowiedziała. Nie będzie spokojnie, coś czułem, że długo nam zajmie, nim znów w pełni oboje sobie zaufamy. 

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz