Rozdział 2

139 8 1
                                    

     Obudziłem się wcześniej, niż przypuszczałem. Zegarek wskazywał godzinę 14:00, także do treningu miałem jeszcze trochę czasu. Skręcało mnie w żołądku, jak wtedy, gdy pierwszy raz postanowiłem zaprosić Lili na randkę. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia, były tak prawdziwe, a teraz mogłem to wszystko odzyskać. Zaśmiałem się, że reaguję tak, jak w liceum na spotkanie z dziewczyną, a przecież jeszcze jakiś czas temu, nie miałem oporów, by podrywać każdą napotkaną panienkę. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na telefon. Chciałem wybrać numer do Lili, ale nie było go w moich zapisanych kontaktach. Szybko z pamięci wystukałem liczby, lecz postanowiłem nie dzwonić. Przez cały jej wyjazd się nie odzywałem, to czemu teraz miałbym to zrobić? Miałem lepszy plan i jak najszybciej chciałem wcielić go w życie. Lili, nie była jakąś tam panienką, była najwspanialszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem, dlatego wiem, że dla niej warto zrobić z siebie totalnego głupka. Dlatego postanowiłem walczyć, o nią, o nas i naszą przyszłość. Tym razem, nie pozwolę, by tak po prostu ode mnie uciekła. W głowie zrodził mi się głupkowaty, a zarazem szalony pomysł.

     Pośpiesznie przygotowałem sobie kawę i zrobiłem jajecznicę na śniadanie, a następnie nasypałem karmę dla Śnieżki. Pogłaskałem ją po pyszczku, by chwilę później, naprędce skonsumować przygotowany wcześniej posiłek. Byłem tak nakręcony i pewny swojego pomysłu, że przestałem go już w ogóle analizować. Zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy, łącznie z zapakowaną torbą sportową i udałem się na autobus, który miał mnie zaprowadzić do galerii handlowej.

     Postawiłem na coś bardzo neutralnego, w razie, gdybym jednak usłyszał to, czego tak bardzo się obawiałem. Skierowałem swe kroki w stronę małego stoiska z pluszakami. Zobaczmy... Rozglądałem się za czymś niepowtarzalnym, czymś co rozbudzi w niej dawne uczucia. Wreszcie mój wzrok powędrował na najniższą półkę, a na niej znalazłem to, czego tak usilnie szukałem.

- O! Poproszę tego małego sowiego pluszaka! - wskazałem sprzedawcy małą maskotkę sowy.

- Zapakować? - dopytał grzecznie.

- Poproszę. - Skinąłem głową z uśmiechem. Dawno się tak dobrze nie czułem, tak beztrosko. Przez chwilę nawet zapomniałem o wszelkich problemach, lecz mój spokój przerwał telefon. Spojrzałem na wyświetlacz "szef". Szybko odebrałem.

- Tak?

- Pamiętasz, że dziś masz się ze mną spotkać o północy? - powiedział ochrypłym głosem.

- Ymm... Tak, jasne.

- Piętnaście euro - wtrącił sprzedawca podając mi pakunek. Szybko wyciągnąłem portfel, położyłem na ladzie odliczoną kwotę i odebrałem towar odchodząc z uśmiechem.

- Jakoś mi się nie wydaje, żebyś pamiętał. Wnioskuję po twojej reakcji. - starał się mi dopiec mój telefoniczny rozmówca.

- Spokojnie szefie, będę na pewno, niech się szef nie martwi. - usprawiedliwiałem się, a gula którą miałem w gardle nie odpuszczała choć z całych sił próbowałem ją jakoś przełknąć.

- Niech będzie, chyba nie muszę Ci przypominać, jak bardzo nie toleruję spóźnień? - chciał okazać swoją wyższość nade mną.

- Jasna sprawa. - Rozłączył się, całe szczęście. Akurat dzisiaj, a ten dzień zapowiadał się tak fantastycznie. Podszedłem jeszcze do stoiska z czekoladkami przyglądając się wyrobom. Nie mogłem się zdecydować, więc podszedłem do ekspedientki.

- Dzień dobry Panu, w czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się do mnie szeroko, choć uważałem, że było to aż nadto sztuczne z jej strony.

- Dzień dobry, potrzebowałbym jakieś dobre łakocie, najlepiej z nadzieniem truskawkowym. – Lili szalała na punkcie truskawek, a ja doskonale to wiedziałem i miałem nadzieję, że tak pozostało do dzisiaj.

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz