Rozdział 3

137 4 2
                                    

     Dzień nastał niespodziewanie szybko, a ból głowy minął jak ręką odjął. Delikatne, wczesne promienie słońca powoli przedzierały się przez okna kawalerki. Mimo mojego, jak mniemam, krótkiego snu, czułem się wypoczęty i zdeterminowany. Wczorajszy pomysł zakorzenił we mnie nadzieję, na lepsze jutro. Może nie był to najlepiej dopracowany plan, a właściwie wcale, jednak było to coś, czego jeszcze nie próbowałem. Musiałem na razie się skupić na tym, by szef nadal uważał mnie za zaufanego człowieka. Poszedłem do kuchni wstawić wodę na kawę, a sam usadowiłem się na blacie. Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, przez krótki czas patrzyłem na widok z okna, by po chwili wystukać wiadomość do Lili, szczerząc się do wyświetlacza jak głupi. "Są w życiu rzeczy ważne, ważniejsze, najważniejsze... a ponad tym wszystkim jesteś Ty. Dobrego dnia ; )". Kliknąłem przycisk wyślij i zrobiłem sobie kawę, by z jeszcze większą dawką energii wybrać się na dzisiejszy trening.

     Wpadłem na siłownie, lecz z powodu wczesnej pory, była jeszcze zamknięta. Wyciągnąłem zapasowe klucze, które kiedyś dała mi Kim, gdy potrzebowałem trenować późno w nocy, bo całe dnie zajmowałem się zdobywaniem szacunku i zaufania w tym popapranym, narkotykowym środowisku. Całe szczęście, że ona wtedy nie dopytywała i ufała mi, mimo pogłosek, które pojawiały się na mój temat. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i udałem się przebrać do szatni. Lubiłem ciszę i samotność w tym miejscu, była zdecydowanie lepsza niż tłok i hałas wydobywający się z maszyn do ćwiczeń.

     Dzisiaj, póki siłownia była zupełnie pusta, postanowiłem nie tylko boksować, ale również wzmocnić swoje mięśnie korzystając z poszczególnych maszyn i przyrządów do ćwiczeń. Najpierw chwila rozciągania i dobrej rozgrzewki, które pozwoliły mi zebrać myśli i skupić się jedynie na aktualnym zajęciu. Następnie kilka podnoszeń ciężarów, reszta urządzeń, aż doszedłem do uspokojenia organizmu. Chwila przerwy zapewne dobrze mi zrobi. Oddychałem powoli i miarowo. Głęboki wdech, uregulowanie bicia serca, a po chwili długi wydech. Spojrzałem na moment na zamknięte drzwi i zobaczyłem przed nimi wściekłą Kim, która nie mogła w żaden sposób ich otworzyć. Zorientowałem się o co chodziło i szybko pobiegłem w jej kierunku, przekręciłem klucz, który został w zamku i z przepraszającą miną patrzyłem na dziewczynę.

- Zamorduję... - zaczęła wściekle.

- Wiem Kim! Przepraszam! Najmocniej Cię przepraszam. Zaaferowany jestem wszystkim wokół mnie i kompletnie zapomniałem. - Przerwałem szybko wypowiedź brunetki, kładąc dłonie na jej ramionach.

- Masz ogromne - to słowo wyraźnie przeciągnęła - szczęście, że nie potrafię się na Ciebie gniewać. - Skrzyżowała ręce przed sobą, co dodawało jej uroku.

- Dziękuję Kim... - opuściłem ręce i wpatrywałem się w nią.

- Ale obiecaj mi - teraz to ona przerwała moją wypowiedź - że zrezygnujesz z tych cholernych, nielegalnych walk. - patrzyła mi prosto w oczy, a w jej spojrzeniu widziałem zmartwienie.

- Tyle chyba mogę. - Uśmiechnąłem się w jej kierunku.

- Chyba? Żartujesz sobie? - zmarszczyła brwi.

- Dobrze, masz rację, obiecuję, że to będą ostatnie walki. Zgoda? - powiedziałem pełen optymizmu i właściwie Kim miała rację. Nie chciałbym musieć mówić o tym Lili, dokładając jej kolejnych zmartwień z mojego powodu. Chociaż właściwie obiecałem jej szczerość, dlatego też zaprzestanę tego.

- Wreszcie się opamiętałeś! - uśmiechnęła się promiennie do mnie, przymykając delikatnie oczy. 

- Dziękuję Kim, dzięki Tobie zacząłem otwierać oczy na to, co się dzieje wokół mnie. - odwzajemniłem jej szczery uśmiech. - Wracam do treningu.

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz