Zaczęłam odczuwać silne zawroty głowy. Za dużo informacji na raz, za dużo domysłów trwających jedenaście lat, za dużo czarownic i czarodziejów przez sklepem z szatami madame Malkin. Za dużo wszystkiego, co właśnie odkryłam. A jednocześnie za mało.
- Dokąd teraz? – zapytałam, dochodząc do wniosku, że powtarzałam to pytanie chyba tryliard razy od kiedy wyszliśmy z domu babki. Czy nie potrafiłam być bardziej domyślna i wykazać się choć odrobiną inteligencji i bystrości umysłu, z której zawsze byłam tak dumna?
- Wybór należy do ciebie. Jak myślisz, co jeszcze będzie potrzebne ci do Hogwartu, który w gruncie rzeczy jest szkołą? – zapytał, a ja podciągnęłam kąciki ust do góry, nareszcie jakieś wyzwanie do przemyślenia.
No cóż, przez lata mojej edukacji w okropnej Primary School, jaką była nr 19 zawsze miałam stały zestaw szkolny: jakieś tam książki, zeszyty, długopisy...Ale to nie jest zwyczajna szkoła. No co? Miotła? Peruwiański proszek natychmiastowego zniknięcia? A może...
- Patyk – rzuciłam i ukryłam twarz za kruczoczarnymi włosami, orientując się, jaką głupotę właśnie palnęłam.
- Proszę? – zdziwił się Cedrik. Powiedz podręczniki do magii, podręczniki do magii...
- Patyk – powtórzyłam i zaczęłam dziko machać rękami w geście przedstawienia tego magicznego urządzenia, jakie otwierało przede mną wszystkie drzwi.
- Patyk – mruknął Cedrik i uśmiechnął się wesoło. – Machacz, czary-mary, czaruś... Wiele określeń słyszałem w ustach mugoli, którym potrzebne było natychmiastowe czyszczenie pamięci w moim wykonaniu, ale nikt nie nazwał różdżki patykiem – powiedział i roześmiał się wesoło, zwracając na siebie uwagę przechodniów.
- Przepraszam – szepnęłam, a w myślach kilkakrotnie uderzyłam się w czoło. – Różdżka, no oczywiście... Po prostu wydawało mi się, że to raczej z bajek o wróżkach – wyjaśniłam. – Przepraszam.
- Ależ nic się nie stało – prychnął Cedrik ocierając łzy śmiechu. – Podobno czarodziejom, którzy często się śmieją, lepiej udają się wszelakie zaklęcia. Patyk... Dobre sobie, do prawdy...
- Okej. Niech będzie – odetchnęłam. – No więc potrzebuję patyka... Różdżki. Chodźmy do Różdżkarni. Może macie tu jakiegoś porządnego różdżkarza.
Cedrik parsknął śmiechem, a ja stanęłam jak wryta. Znowu się pomyliłam i rozbawiłam czarodzieja moimi żałosnymi próbami upodobnienia się do dziewcząt, które wychowały się w świecie czarodziejów. Mamusiu, dlaczego musiałaś mnie opuścić?
- Racja – opanował się. – Chodźmy do sklepu z różdżkami, który zupełnie przypadkowo nie nazywa się „różdżkarnią". Właścicielem sklepu przez wiele lat był stary pan Ollivander, ale w końcu po torturach zadanych przez pewnego okrutnego czarnoksiężnika zmarł, więc należało go szybko zastąpić. Teraz różdżki sprzedaje jego siostrzeniec, Atanazy.
- Atanazy – powtórzyłam, jakby całość średnio do mnie dotarła. – Niech więc będzie Atanazy.
Cedrik kiwnął głową i przytrzymał mi drzwi.W środku zagraconego sklepiku stał tylko jeden, wysoki i dość nieporadny czarodziej, który rozglądał się z zainteresowaniem po ulicy.
- Drogi Atanazy, przydałoby się porządne sprzątanie twojej „różdżkarni" – mruknął cicho Cedrik. – Oto Emma, nowa czarownica w naszym radosnym gronie ludzi machających patykami.
Atanazy uśmiechnął się z zakłopotaniem, zupełnie nie wiedząc, o czym nawija mój towarzysz i podszedł do mnie z miarką.W końcu, po kilku długich minutach, podczas których zrzucił trzy różdżki z półek, pięciokrotnie uderzył mnie łokciem i trzy razy walnął kolanem w biurko, zostałam zmierzona wzdłuż i wszerz wszystkich wymiarów, jakie mogłam posiadać.
![](https://img.wattpad.com/cover/199806255-288-k828837.jpg)
CZYTASZ
Dziewczyna z Hogwartu - 1
Teen FictionEmmeline Carter prowadziła całkiem spokojne życie zrównoważonej, londyńskiej dziesięciolatki, do czasu swoich feralnych jedenastych urodzin. Czy coś tak bardzo oczekiwanego, może okazać się tak spektakularną porażką? Bo nagle do odludnionego domu je...