Rozdział 4

10 0 0
                                    

W barze panował nieprzyjazny, zgrzytliwy gwar rozmów prowadzonych pomiędzy lekko pijanymi klientami, którzy – jak się domyśliłam – musieli być czarodziejami. Zupełnie nie przeszkadzał im drażniący zapach stęchlizny i przeterminowanych jogurtów. Bawili się świetnie, a pośrodku całego zamieszania uwijał się niski, karłowaty mężczyzna z kilkoma kuflami piwa w ręku. Nie przejmował się, że napój wylewa się na jego podartą koszulę i sam wyglądał, jakby zdążył już nieco upić. Cedrik uśmiechnął się sztucznie, chcąc dodać mi otuchy, i poprowadził mnie w kierunku obskurnego stolika pełniącego rolę baru.

- Phil! – zawołał, a karłowaty człowieczek pochylił się z szacunkiem. – Chcę, żebyś przez następne siedem lat zapewniał tej dziewczynce wszystko, czego będzie kiedykolwiek potrzebowała – rzucił beztroskim tonem i wręczył barmanowi opasły woreczek wypełniony złotymi monetami.

Phil pokiwał głową z podnieceniem i wybiegł z baru w kierunku swojego tajnego schowka, w którym mógłby ukryć swój nowy skarb.

Cedrik skierował się w kierunku skrzypiących drzwi i zapewne opuścilibyśmy to okropne miejsce, gdyby nie pewna młoda czarodziejka, która zastąpiła nam wyjście i rozłożyła szeroko ramiona.

- Cedricu! – zawołała, przedzierając się mocnym głosem przez głośne beknięcie, które opanowało pomieszczenie. – Jak dobrze cię widzieć, przyjacielu...

Mój towarzysz wymusił uśmiech, który stał się szybkim grymasem i wyszedł na podwórze. Niestety, kobieta nie dała się tak łatwo zbyć, więc obie poszłyśmy w jego ślady.Miała na sobie spódnicę, która kojarzyła mi się z hawajskimi klimatami i puchową kamizelkę, na którą narzuciła dżinsową kurtkę. A myślałam, że to ja nie mam zmysłu modowego.

- Bardzo chętnie zostałbym i porozmawiał z tobą, Felicio, ale, jak widzisz, mam obowiązki na głowie – prychnął i otoczył mnie ramieniem. Niech będzie, mogę być bezimiennym obowiązkiem, byleby tylko ta kobieta zostawiła nas w spokoju.

- A cóż to za czarująca młoda dama? – zapytała ciekawie kobieta i nachyliła się nade mną z wyrazem twarzy przedstawiającym głęboką zniewagę. – Twoja córka? Siostra? Bratanica?

- Nazywam się Emmeline Carter – mruknęłam pod nosem i lekko się od niej odsunęłam.

- Ciekawe – rzuciła, odrywając chciwy wzrok od ziemi. – Bardzo ciekawe...

Nagle ona sama zaintrygowała mnie swoimi niejednoznacznymi słowami i zamglonym wzrokiem.

- Co jest takie ciekawe? – zapytałam szybko, licząc na to, że Cedrik zajęty był innymi sprawami.

- Czy znałaś może Kathorna Cartera? – szepnęła z zaciekawieniem. Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Czy znałam? Imię nie było mi obce i na pewno już kiedyś je słyszałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć, kim był Kathorn Carter.

- To bardzo popularne nazwisko. Do zobaczenia kiedy indziej, Felicio – pożegnał się ostatecznie Cedrik, przerywając naszą rozmowę, i podszedł do długiego muru, który zastawiony był kilkoma pustymi śmietnikami, które natychmiast zostały odrzucone na bok.

- Dokąd teraz? – zapytałam nieśmiało. Będziemy niszczyli wszystkie ściany po drodze za pomocą zaklęcia „bombardos"?

- Zapamiętaj cegłę – mruknął Cedrik, zupełnie ignorując moje pytanie. – Druga lewa od góry, trzy w dół i jedna w prawo, dwie w górę i siedem w lewo... – szepnął pod nosem i uderzył patykiem w odpowiednie cegły w murze. Starałam się nadążać za jego słowami. Druga lewa od góry, trzy w dół i jedna w prawo, dwie w górę i siedem w lewo... A może osiem? Albo w prawo? To zbyt skomplikowane. Po chwili w murze ukazała się dziura średniej wielkości, a Cedrik pociągnął mnie za sweter tak, że oboje wylądowaliśmy na brukowej ulicy.

Dziewczyna z Hogwartu - 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz