Rozdział 11

67 7 10
                                    


               Na wszelki wypadek hrabia uszczypnął się w ramię, aby upewnić się, że nie śni, ale gdy nic się nie zmieniło nawet po jego doświadczeniu i powtórnym szczypaniu zdrową ręką w łokieć na temblaku, postanowił od razu przejść do rzeczy.

– Sebastian, postaw mnie. A ona to... – urwał, pokazując ręką w kierunku dziewczyny, której w żaden sposób nie mógł skojarzyć.

– Rebecca, starsza siostra małej Anabelle, która znacząco pomogła nam w śledztwie – odpowiedział pewnie kamerdyner, spełniając życzenie młodego Phantomhive'a.

– Do usług, panie – dygnęła równie przerażona, co reszta służby – proszę pomóc naszej siostrze! Wiem, że powiedziała panu o tych morderstwach – zaczęła, po czym natychmiast zaczęła żałować za swoją inpertynencję. Przygryzła się w język i spoglądała niepewnie to na Sebastiana, to na Ciela, nie będąc do końca pewnej, do kogo powinna się zwrócić aby nikogo nie urazić. – Będziemy do końca życia wdzięczni za okazaną nam pomoc, gdyby nie pan, nadal nie mielibyśmy na chleb – tu skłoniła się przed Michaelisem – ale nie mogę pozwolić, aby stała się jej krzywda!

Rebecce zabłysły łzy w jasnych oczach. Była każdej chwili gotowa, by rzucić się na kolana przed hrabią. Jedynie stojąca obok Mey-Rin powstrzymywała ją od tego zamiaru. Pokojówka dzielnie podtrzymywała załamaną dziewczynę fizycznie i psychicznie, zapewniając o dobrym sercu ich panicza.

– Proszę się uspokoić – Ciel zwrócił się do Rebecki – Nie zostawię dziecka na pastwę losu. – Jego głos był stanowczy, pewny, a nawet zdawałoby się, nazbyt dojrzały. – Odnajdziemy ją. Nie możemy ją tak zostawić po tym, co dla nas wszystkich uczyniła.

– Dziękuję! Paniczu, do śmierci nie zapomnimy pańskiej dobroci...

– Nie ma czasu do stracenia. Sebastian, zmiana planów – rozkazał swojemu słudze, wchodząc w słowo siostrze porwanej. – Zbieramy się. Natychmiast jedziemy na Longwood. Mey-Rin, jedziesz z nami, przygotuj się. W razie czego zabierzesz Anabelle ze sobą do posiadłości. Snake, wyślij swoje węże do małej leśniczówki na południe od Londynu, mają się zająć wszystkimi, którzy tam jeszcze będą. Niech mają oko na wszystko i wszystkich. Sebastian – tu zrobił chwilę przerwy, jakby nie miał pojęcia, jakie zadanie przydzielić swojemu najlepszemu słudze – idziesz ze mną. Finnian, Bard, zadbacie o Rebeckę i przypilnujecie posiadłości.

– Tak jest! – rozległ się zgodny chór.

– Pojedziemy konno. Sebastian, siodłaj konie, Mey, ty po dotarciu masz się nimi zająć i do nas dołączysz. Będziesz ubezpieczać tyły.

– O-oczywiście, paniczu – przytaknęła zdeterminowana pokojówka. Zdecydowanym ruchem zasunęła swoje okulary za długą grzywkę i pobiegła po niezbędne rzeczy, by po niespełna trzech minutach i czterdziestu dwóch sekunach, jak raczył pedantycznie zauważył kamerdyner, spoglądając na swój kieszonkowy zegarek, być w pełni uzbrojonej po zęby już na grzbiecie konia i to o zgrozo, w męskim siodle. Mey jednak to nie przeszkadzało, poprosiła jedynie, aby nie zawracać sobie głowy mało istotnymi szczegółami.

Cała trójka popędzała swoje konie tak, że zwierzęta gnały niemal od samego początku galopem, nie szczędząc sił. Towarzyszył im jedynie wiatr smagający policzki i włosy oraz miarowy, zsynchronizowany tętent kopyt.

Ciel miał nadzieję, że zdążą. Mógł zdać się tylko na Sebastiana, ale uznał, że będzie miał wystarczająco dużo zadań, jeśli będzie musiał chronić jego i pozbyć się całej grupy odpowiedzialnej za nielegalny handel zwłokami. Wolał mieć zapasową figurę w grze, zupełnie jak w szachach. Gdyby był złośliwy... Gdyby miał inny humor, pewnie kazałby mu się tym zająć w pojedynkę, ale na chwilę obecną naprawdę niepokoił się o małą Anabelle. Poniekąd zaczynał rozumieć, dlaczego ludzie bali się mówić, nawet jeżeli cokolwiek wiedzieli. Zapewne Anabelle nie była jedyna. Wiele spośród ofiar mogło być podobnie zastraszonych, w zabójczo skuteczny sposób.

Ulotność | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz