𝟟.𝟚

3.2K 344 179
                                    


    Wyniki konkursu ciążyły mi niczym potężne kamienie. Wiedziałam, że powinnam zorganizować zebranie i podzielić się informacjami z zespołem, ale to oznaczało, że musiałam powiedzieć pracownikom o nowej wersji projektu. Mieliśmy go wspólnie realizować. Odkładałam to jednak. Chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się stresować spotkaniem z pracownikami. Nie wiedziałam, ile powinnam im zdradzić. Spodziewałam się też, że będę zmuszona zmierzyć się z ich zaskoczeniem. Reakcje mogły być różne. Właśnie dlatego chciałam najpierw przeanalizować sprawę z Thomasem, a on wciąż mnie unikał. Zaczynałam podejrzewać, że nasza dalsza współpraca nie miała sensu.

    Z jednej strony rozumiałam dystans, który starał się między nami utrzymać, a z drugiej wkurzał mnie tym niemiłosiernie, ponieważ zachowywał się niczym obrażone dziecko. To ja powinnam być zła. Powiedział na głos, że zabiłam mu brata. Wiedziałam, że to była prawda, ale usłyszenie tego tak klarownie, mogłam porównać do solidnego policzka. I jeśli miałam być szczerą, wolałabym dostać w twarz.

    Potrzebowałam chwili dla siebie. Z utęsknieniem wyczekiwałam weekendu i gdy opuściłam biuro w piątkowy wieczór, czułam ulgę. Mogłam wreszcie odpocząć chociaż przez krótki moment.

    Planowałam skupić się na przeprowadzce. Niezrażona wątpliwościami Blanki, zabrałam się do działania w sobotni poranek. 

    Każdy miał jakieś mądre rady, ale to życie należało do mnie i to ja musiałam być konsekwentna w swoich decyzjach. Kilka lat wcześniej dałam szansę Stanleyowi i jej nie zmarnował. Przez cały ten czas udowadniał, że był tego wart. Mogłam na niego liczyć i polegać na nim w każdej sytuacji. Oczekiwanie na więcej byłoby nieludzkie i głupie. Miałam ideał, więc żadne więcej tutaj już nie istniało.

    Zeszłam do holu, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Rowana, ponieważ nie było go w jego standardowym miejscu. Musiałam przekazać mu informację, że spodziewałam się kogoś, a właściwie to firmy od przeprowadzek. 

    Nie zamierzałam wynosić mebli, ale miałam dość sporo rzeczy, a żadne z nas nie posiadało na tyle dużego samochodu, by to wszystko przewieźć za jednym razem. Dlatego poprosiłam Asli o zatrudnienie jakichś ludzi. 

    — Pani Reed. — Usłyszałam za sobą głos należący do portiera. — Mogę w czymś pomóc? — zaproponował.

    Odwróciłam się i od razu zauważyłam jego serdeczny, przyjazny uśmiech. 

    — Spodziewam się dzisiaj gości, więc jeśli ktoś do mnie przyjdzie, proszę, wpuść ich od razu na górę, dobrze? — poprosiłam, odwzajemniając jego uśmiech.

    Od razu uderzyła we mnie myśl, że będę mi tego brakować. Jego serdeczność była zaraźliwa.

    — Oczywiście, żaden problem — odparł niemalże natychmiastowo, podchodząc do windy, by ją wezwać.

    Naprawdę był niezawodny i wiedziałam, że będę za nim tęsknić. Zdążyłam przyzwyczaić się do jego obecności oraz tego, że wręcz czytał mi w myślach, jeśli chodziło o moje potrzeby. Potrafił łapać dla mnie taksówkę podczas największej ulewy tylko dlatego, bym nie zmokła. Znał listę osób, których nie musiał anonsować. Z nim na straży wszyscy mogli czuć się bezpiecznie. Wielu mieszkańców naszego budynku go nie doceniało i niestety momentami się do nich zaliczałam.

    — Dziękuję. — Wyminęłam go, weszłam do windy i wcisnęłam przycisk z odpowiednim oznaczeniem piętra. — Do zobaczenia — dodałam, gdy drzwi zaczęły się zamykać.

    — Do zobaczenia — odpowiedział, kiwając mi głową w ramach pożegnania.

    Spędziłam w windzie dosłownie kilka minut, w międzyczasie przeglądając media społecznościowe. Weszłam na korytarz i zatrzymałam się przy oknie, podziwiając widok z dwudziestego trzeciego piętra.

PRIVATE EYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz