0.4. Nie żyjesz.

226 26 96
                                    

Dzień przed śmiercią.

– I naprawdę nic nie możesz zrobić?

– Nie wiem, czy mogę. Boję się. I dlatego nie robię nic.

Sam spojrzał ze współczuciem na spacerującego po pokoju przyjaciela. Fesir robił to zawsze, gdy był zdenerwowany; emocje nie pozwalały mu na spoczynek. Nie dziwił mu się, sam ledwie mógł siedzieć w miejscu.

Był wzburzony. Tak bardzo, że czuł, że wystarczyłby mu najbardziej błahy powód...

Tak bardzo chciał z tym coś zrobić...

– Nastroje osiągnęły szczyt. Rewolucja jest tuż tuż. Jeśli w jakikolwiek sposób go ukarzę, nie mam żadnej gwarancji, że to nie obróci się przeciwko mnie.

– Może ja mógłbym...

– A co chciałbyś zrobić? Mam nadzieję, że bierzesz pod uwagę tylko te opcje, które nie sprowokują LOW-u. Ani społeczeństwa.

Sam zamilkł. Zdecydowanie, żaden z pomysłów nie był rozsądny. Wielu z nich z całą pewnością żałowałby po fakcie. Nieco przytłumiony głos rozsądku przypominał mu zresztą, że gdyby był spokojny, nie wpadłby na żaden z nich.

Był zdumiony, jak to możliwe, że Fesir nawet pomimo nerwów umiał myśleć logicznie. Sam podejrzewał, że nie byłby do tego zdolny, gdyby był w jego sytuacji.

Nie sądził, że umiałby puścić wolno szuję, która próbowała zabić mu córkę.

– Tak myślałem – westchnął arystokrata ponuro, podchodząc do okna. Ładne, łukowe, zdobione kwiecistymi motywami w czarnym kolorze, z niewielkim parapetem. Właśnie o niego oparł dłonie i pochylił się, dotykając szyby czołem. Przymknął oczy. – Ale dziękuję ci, Sael. Robisz już wystarczająco dużo, nawet pomimo tego, że wcale nie musisz...

– Muszę. Właśnie dlatego, że dzieją się takie rzeczy, jak to. – Opadł na oparcie ciemnego, skórzanego fotela, oddychając głęboko. Zaczynał czuć ciepłe mrowienie pod skórą. Musiał się uspokoić. – Jak się czuje Sara? Czy wszystko już w porządku?

– Tak, udało się z niego wyciągnąć, jakiego draństwa użył... Odtrutkę też udało się szybko znaleźć. – Uderzył kilka razy czołem o szybę, która zaterkotała cicho. – Ale jest jeszcze bardziej osłabiona niż normalnie. Jeśli były jakieś nikłe szanse, że przetrwałaby podróż, teraz spadły niemal do zera. – Przeniósł na Sama zrozpaczone spojrzenie. – Powiedz, czy... czy naprawdę nie ma żadnego magicznego sposobu, żeby ją wzmocnić?

Mężczyzna westchnął głęboko, mierząc Fesira wzrokiem.

– Jest niemagiczna. Ingerowanie w jakikolwiek sposób w cokolwiek w jej ciele byłoby dla niej bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza gdy jest w jeszcze gorszym stanie niż zazwyczaj. – Spuścił wzrok, ponuro wpatrując się w dywan. Biały, pokryty szarymi plamkami o różnej wielkości, które mieniły mu się przed oczami. Zamknął je, nie mogąc dłużej ich znieść. – Poza tym niewiele wiem o medycynie. Nie mam zdolności w tym kierunku, ledwie mogę przyśpieszyć gojenie cudzych ran zewnętrznych... Powinieneś zapytać kogoś, kto wie więcej na ten temat.

– Kogo? – parsknął arystokrata ze złością, prostując się. – Jedyna osoba, która mogłaby cokolwiek wiedzieć na ten temat, nie żyje. Tylko przy jego działaniach widać było u Sary jakąś poprawę, teraz już mogę tylko na chybił trafił zmieniać lekarzy i mieć nadzieję, że któremuś uda się cokolwiek osiągnąć, i nie będzie chciał otruć mi córki. – Znów zaczął wędrówkę po pokoju. Sam podążył za nim wzrokiem i uświadomił sobie, że przecież dywan wcale nie miał na sobie plam. Był nieskazitelnie biały.

Dla twojego dobraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz