0.3. Czas wypadł z torów.

76 11 38
                                    

Trzy i pół roku przed śmiercią.

Tłum ludzi wokół niego. Z trudem unosił na nich wzrok. Miał poczucie, że w ogóle nie zwracają na niego uwagi, że nawet nie próbują. Jakby zawzięli się na tej jednej, straszliwej decyzji, którą podjęli, i nie było niczego, co mogłoby zmienić ich zdanie.

Jeszcze nawet nie wstąpił na mównicę, a ciało powoli zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa. Czuł ciepło mknące poprzez żyły. Był jednak na to przygotowany, długo przed tą chwilą ćwiczył opanowanie krnąbrnej magii. Nie mógł pozwolić, żeby wymknęła mu się spod kontroli. Nie chciał nikogo wystraszyć.

Oddychał głęboko. Tego się nauczył od matki i niegdyś bardzo mu to pomagało przy pierwszych symptomach. Problem w tym, że wtedy poświęcał temu całą swoją uwagę, a miał przed sobą zadanie znacznie ważniejsze...

Nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy błąd.

Dla pewności sięgnął po niewielkie, podręczne lustereczko i zerknął w nie szybko. Wszystko było dobrze. Jego złotawe tęczówki nie przybrały koloru krwistej czerwieni.

Ten fakt uspokoił go nawet bardziej niż oddechy. Naprawdę mu się udało.

– Wszystko dobrze?

Uniósł wzrok. Nieco starszy od niego mężczyzna uśmiechał się pokrzepiająco. Kojarzył go. Nieznajomy już wcześniej bardzo często popierał go przy debatach, a postulaty, które wysnuwał, również bardzo się Samowi podobały. To niemal na pewno był ktoś z arystokracji, niestety za nic nie mógł przypomnieć sobie nazwiska. A był pewien, że wcześniej doskonale je pamiętał...

– Tak, tak... wszystko... szanowny panie – mruknął nerwowo i machinalnie, szybko chowając lusterko i zamiast niego wyjmując z kieszeni papier z własną przemową. Stwierdził, że obecność lusterka w żaden sposób nie wytłumaczy logicznie. – Chciałem sobie powtórzyć...

Na jego szczęście, jego rozmówca nie pokazał po sobie, że to zachowanie go zdziwiło, nawet jeśli tak też było. Z jego porośniętej zarostem i dość harmonijnej twarzy odczytywał tylko i wyłącznie dobrą wolę i szczere zainteresowanie.

– Rozumiem, rozumiem... Wspaniale to słyszeć. To naprawdę nieoceniony gest, że ktoś taki jak pan stoi tutaj z nami...

Sam odruchowo parsknął śmiechem, co natychmiast wydało mu się głupie. Nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał, że nie traktuje sprawy poważnie... Nawet nie wiedział, czemu się roześmiał.

– Przepraszam... nie, nie ma o czym mówić. To naturalne... – Przełknął z trudem ślinę. Zgubił słowo. – ...Naturalny odruch. Nie można biernie patrzeć na ludobójstwo.

Nieznajomy pokiwał smętnie głową z nikłym uśmiechem.

– Gdyby tylko więcej było ludzi pańskiego pokroju, doprawdy... Świat byłby znacznie lepszym miejscem.

Nerwy nie pozwoliły mężczyźnie normalnie przyjąć komplementu. Miał ochotę się uśmiechnąć, bo słowa rzeczywiście go pokrzepiły, a jednak nadal miał poczucie, że powinien pozostać w pełni rzeczowy. Nim więc zdążył się powstrzymać, na jego twarzy wykwitł dziwaczny grymas, który ani nie był uśmiechem, ani nie miał nic wspólnego z powagą.

– Dziękuję szanownemu panu, to naprawdę...

– Ależ proszę, dajmy pokój formalnościom, nie musi pan tak do mnie mówić... – Z zaskoczeniem zobaczył, że arystokrata z uśmiechem podaje mu rękę. – W pana przypadku, z taką inteligencją i wiedzą, trudno wręcz uwierzyć, że jest pan z innej warstwy... Bo jest tak, prawda? Dobrze zapamiętałem?

Dla twojego dobraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz