1. Nowy porządek na chwałę twego domu

428 27 9
                                    

Rezydencja Malfoyów powoli zapełniała się śmierciożercami, którzy przybyli na kolejne spotkanie z Czarnym Panem. Miał być to ostatni krok przed wypowiedzeniem wojny czarodziejom.

- A gdzie się podziewa Dracon? - spytała przesłodzonym głosem Bellatrix, celując różdżką w młodszą siostrę.

Narcyza westchnęła i przewróciła dramatycznie oczami.

- Zaraz przyjdzie, ale na brodę Merlina, przestań wymachiwać różdżką, bo jeszcze coś popsujesz! - odpowiedziała z irytacją, podając jej kieliszek z czerwonym winem.

Siostry Black były dziwnym rodzeństwem, prawdopodobnie najdziwaczniejszym w magicznym świecie. Najstarsza z nich - Bellatrix była oddanym śmierciożercą, ślepo zapatrzonym w Voldemorta. Po kątach szeptano, że kocha Czarnego Pana bardziej niż własnego męża. Średnia siostra - Andromeda była zupełnym rozczarowaniem dla wyznających ideologię "Toujour pur"* Druelli i Cygnusa Blacków, bowiem odrzuciła rodzinne dziedzictwo oraz wyszła za mugola. Najmłodsza Narcyza, która w głębi serca nigdy nie zgadzała się z poglądami rodziców, jednak podążała za nimi z obawy przed odrzuceniem, nigdy nie zaufała śmierciożercom na tyle, by przyjąć Mroczny Znak, choć pośrednio to zrobiła, decydując się na życie u boku Lucjusza Malfoya.

W eleganckiej posiadłości panował gwar. Śmierciożercy rozsiedli się przy długim stole i zaczęli rozprawiać o rzucaniu klątwy Cruciatus na mugolskie dzieci. Zaśmiewali się przy tym do łez.

Lucjusz siedział między Narcyzą a Bellą, próbując nie udusić irytującej szwagierki gołymi rękami. Nie byłoby to zbyt dobrze przyjęte, gdyby zrobił krzywdę najważniejszej osobie w kręgu Czarnego Pana.

Draco spuścił wzrok na buty i wyczekiwał przybycia Voldemorta z ogromnym lękiem. Matka złapała go za rękę pod stołem.

- Dasz sobie radę? - spytała z troską.
- Nie mam wyjścia. - odparł Dracon, rzucając Narcyzie krzywy uśmiech. - Ślizgoni zawsze jakoś sobie radzą.

Te słowa zawisły między nimi jako duch wsparcia. Wszyscy Malfoyowie byli ślizgonami, co dawało promyk nadziei, że wyjdą z tego cało.

Nagle rozmowy przerwał świst powietrza, dochodzący z holu. W progu sali zmaterializował się Czarny Pan w długiej pelerynie z kapturem. Przekroczył próg i odrzucił go na plecy.

- Cieszą mnie wasze zdziwione miny, właśnie takie będą mieć wszyscy w Hogwarcie, kiedy przyjdę po Pottera. - rozległ się jego świszczący głos, a na ustach wykwitł obrzydliwy uśmiech.

Przemierzał pokój szybkim i dostojnym krokiem. Kiedy dotarł do brzegu stołu, wszyscy zebrani skłonili przed nim głowy.

- Siadajcie. - wydał polecenie, nie zważając na konsternację malującą się na ich twarzach. Bellatrix wpatrywała się w niego jak urzeczona, kiedy siadał na wolnym krześle.

- Druga wojna czarodziejów... - zaczął przemawiać. - Będzie ostatnią.

Nagini przemknęła po stole i zasyczała pierwszemu śmierciożercy prosto w oczy.

- Panie. - odezwał się Lucjusz Malfoy. - Czy to konieczne i dobre dla sprawy?

Voldemort zmierzył go przenikliwym wzrokiem i pogroził palcem.

- Coś Ci się nie podoba w moich planach, Lucjuszu?

Odpowiedziała mu głucha cisza. Nagini podpełzła do starszego Malfoya, a ślepia jej rozbłysły. Czarny Pan uderzył ręką w wypolerowany stół, zostawiając namacalny ślad swojej obecności.

- Tak myślałem. - wycedził zadowolony i powstał, odsuwając z szurnięciem krzesło. - Zaprowadzę nowy porządek na chwałę twego domu, Lucjuszu. Czy to dla Ciebie za mało?

- Nie, mój Panie. Proszę o wybaczenie. - mężczyzna spuścił wzrok i zacisnął pięści pod stołem.

- Proszę o wybaczenie... - powtórzył parodiująco Voldemort. - Wstańcie wszyscy. Draco wygłosi toast. - oznajmił, a po sali przebiegł pomruk zdziwienia i szmery ironicznego śmiechu.

Bellatrix spojrzała, w jej mniemaniu, zachęcająco na siostrzeńca i nakazała gestem, aby wstał. Narcyza i Lucjusz zacisnęli usta w wąską kreskę. Czarny Pan dręczył ich syna specjalnie.

Dołohow podrapał się znudzony po nosie i prychnął z pogardą.

- Zdążysz jeszcze dzisiaj? - zapytał z kpiną.

Tysiące myśli przeleciały w tamtym momencie Draconowi przez głowę. Pobladł bardziej niż zwykle, jednak uniósł kieliszek. Przed oczami zobaczył Albusa Dumbledore'a leżącego bezwładnie na placu pod zamkiem. Zagryzł policzek od środka aż do krwi.

Rzucił Voldemortowi spojrzenie ociekające pewnością siebie, której dawno nie czuł, a z ust same popłynęły mu słowa, które usłyszał dopiero po dłuższej chwili.

- Na chwałę Czarnego Pana, rodu Blacków i domu mojego ojca: toujour pur.

Narcyza zachłysnęła się winem, słysząc rodzinną mantrę, która sprowadziła na nich cały ten koszmar. Lucjusz poklepał ją po plecach, a duma z jedynego syna zaczęła rozpierać mu serce.

Malfoya możesz zniszczyć, ale nie pokonać.

Spotkanie śmierciożerców szybko przemieniło się w wystawną ucztę, jak to zwykle bywało u bogatych zwolenników Czarnego Pana. Sam Voldemort opuścił rezydencję, deportując się na dziedzińcu i  zostawiając za sobą jedynie tumany kurzu.

Bellatrix siedziała przy kominku w fotelu Lucjusza i piła samotnie wino prosto z butelki. Draco zobaczył niezwykle przygnębioną ciotkę i z westchnieniem ruszył w jej kierunku.

Nie lubił jej, była w końcu śmierciożercą i zawsze traktowała go jak małe, nierozumne dziecko służące w wielkiej sprawie z polecenia samego mistrza. To, że byli rodziną, uważał za dziwne zrządzenie losu i dziękował Merlinowi, że jego matka okazała się zupełnie inna.

- Coś się stało, ciociu?

Bella omiotła siostrzeńca zamglonym od alkoholu spojrzeniem i podała mu butelkę.

- Nawet na mnie nie spojrzał. - odpowiedziała, trąc nieporadnie oczy. Była zupełnie pijana.
- Wujek? - próbował dociekać Draco, jednak rozmowa z zamroczoną Bellatrix wyglądała jak próba dogadania się ze ścianą.
- Czemu nazywasz Czarnego Pana wujkiem? - zachichotała głośno, zwracając uwagę Dołohowa, siedzącego po drugiej stronie sali.

Draco pokręcił z niedowierzaniem głową i wyjął różdżkę. Deportował się z ciotką do pokoju gościnnego, a ona od razu padła na łóżko.

- Armia Czarnego Pana pokonana kilkoma butelkami wina. - skwitował, nakrywając mruczącą do siebie pod nosem Bellę.
- Co, co?
- Nic takiego. - odparł, zamykając za sobą drzwi.

Reszta gości zaczęła opuszczać posiadłość w akompaniamencie krzyków, pijackich wyznań miłości do Voldemorta oraz tradycyjnych przyśpiewek. Lucjusz siłą wypychał z domu Alecto Carrow wydzierającą się wniebogłosy "Weasley jest naszym królem", co spowodowało obrzydliwy rechot Yaxleya i Macnaira.

Otarł pot z czoła, kiedy w rezydencji została tylko śpiąca Bellatrix, Narcyza i Dracon.

- Jestem z Ciebie dumny, synu. - powiedział Lucjusz, mijając swoje jedyne dziecko w holu. - Nie udało mu się wytrącić Cię z równowagi.

"Gdybyś tylko mógł poczuć smak tej krwi, kiedy ze strachu ugryzłem się w policzek, nigdy byś tego nie powiedział" - pomyślał młody Malfoy i pospiesznie udał się do swojego pokoju.

                                  °°°

*Toujour pur - motto rodziny Blacków, z francuskiego "Zawsze czyści". Odnosi się do czystości krwi czarodziejów tego rodu.

Nie mieliśmy wyboru || hpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz