1

511 3 4
                                    

Znacie to uczucie gdy wchodząc do jakiegokolwiek budynku macie ochotę wszystkich pozabijać? Nie? A Samuel zna. Wchodząc do szkoły zauważył kontem oka, że wszyscy się na niego patrzą z dziwnym zainteresowaniem. Nie zwrócił na to większej uwagi. Stwierdził, że to tylko zwidy. Gdy odkładał kurtkę do szafki podszedł do niego jakiś chłopak. Samuel rozpoznał w nim swego przyjaciela Roberta. Nawet się nie witając poszli pod klasę. Dla Samuela dziwne było to, że Robert przepuścił go w drzwiach, gdyż w jego nawykach było przechodzenie przodem, przed wszystkimi. (wiem z własnych obserwacji 😉). Wszystko dzisiaj wydawało mu się dziwne. Te zainteresowane spojrzenia, przepuszczenie w drzwiach przez Roberta... Pogrążony w myślach zderzył się z swoim odbiciem w lustrze na korytarzu. Kiedy otrząsnął się i spojrzał w lustro przeżył szok. Jego krótkie brązowe klatki stały się czarnymi jak smoła długimi do połowy pleców włosami. Jego oczy zmieniły barwę na bardzo jaśniutki odcień zieleni, która posiadała swoją głębię. Jasna karnacja skóry kontrastowała w ciekawy sposób z włosami. Jego kształty bardziej się wyostrzyły ale co najważniejsze... Miał na sobie... SUKIENKĘ?! Wyglądał jak... Dziewczyna... Ale przecież jest płci męskiej. I jak do trującego prawdziwka nie poczuł że ubrany jest w sukienkę z grubego materiału wystającą trochę za kolano i z rękawami do łokci?! Jeszcze w lawendowym kolorze... Tego już za wiele... Właśnie miał się załamać ale jego kolega Mikołaj ucałował wierzch jego dłoni udając gentelmena

- Dzień dobry, panienko. Me imię to Mikołaj. Czy mógłbym poznać imię panienki? - pochylony z uśmiechem uwodziciela spojrzał mu w oczy nie wiedząc że to mężczyzna. Policzki Samuela bądź jego żeńskiej wersji delikatnie nasiąkły czerwienią. Chcąc ukryć zdradliwe ciepło na policzkach odwrót twarz.

- Bardzo mi miło, Mikołaju. Nazywam się Marcelina. Do jakiej klasy uczęszczasz? - chciał/chciała podtrzymać rozmowę ale coś mu/jej nie wyszło bo Mikołaj począł sprawdzać plan lekcji ignorując wszystkich do okoła. (też zauważyłam to podczas tego miesiąca)

- Uczę się w klasie Lc. - spojrzał w oczy "Marcelinie"

- Oo! To tak jak ja! - starał się udawać to nagłe ożywienie jakie jest charakterystyczne dla dziewcząt w jego wieku (że co?!) - Jaką mamy pierwszą lekcję? - zapytał/zapytała

- Mamy... Fizykę. - powiedział a jego twarz zbladła tak samo jak Samuela. Oboje nie lubili tego przedmiotu i najchętniej spaliliby książki na pentagramie zbudowanym z gałęzi i wysuszonych liści po czym zgasili wodą święconą. Poszli chwiejnym krokiem pod klasę gdzie czekała na nich reszta klasy. Zadzwonił dzwonek... Uczniowie powoli wchodzą do klasy... Nauczycielka patrzy na nich spod byka... Wszyscy stoją obok miejsc siedzących... Pani wita się z wszystkimi... Wszyscy odpowiadają chórem... Pani pozwala usiąść... Za głośno siadamy... Pani nie zadowolona z hałasu... Stwierdza iż... WYCIĄGAMY KARTECZKI!!! 3 pytania 3 minuty. Nikt nie zdążył odpowiedzieć nawet na pierwsze pytanie... PANI KOSTECKA ŚMIEJE SIĘ SZYDERCZO!! Zbiera kartki i sprawdza od ręki... NIKT nie dostał pozytywnej oceny! Przez to zamieszanie z kartkówką jakie zrobiła pani Kostecka minęła cała lekcja. Wychodząc z klasy na przerwę wszyscy odetchują z ulgą. Samuel domyślał się już kogo zdenerwował i od kogo jest ta "nagroda". Szedł korytarzem i zauważył że jego ofiarodawczynię wchodzącą do toalety. Ruszył za nią zdecydowanym krokiem. Spostrzegł ją myjącą ręce. Podszedł i szybkim ruchem chwycił za nadgarstek i spojrzał gniewnie na sprawczynię tego zamieszania. Ta spojrzawszy na niego wybuchnęła siarczystymi śmiechem. Spojrzała na niego z pogardą.

- Marcelina? Na prawdę ciekawe jak wpadłeś na takie imię... - wyrwała swą dłoń z jego uścisku- Wiedz, panienko, iż ja nie zmienię zdania. - jej głos był stanowczy, nie znoszący sprzeciwu. "Marcelina" była na skraju załamania.

- To chociaż powiedz dlaczego...?? No Klaudia!!! - jego błagalny ton nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Nagle zza kabiny wyszedł jakiś macho i zaczął grać na hiszpańskiej mondoli w czerwonym stroju i śpiewać coś po hiszpańsku. Z innej kabiny wyskoczyły Pola i Hiszpan Antonio Fernandez Carriedo. Wcisnęli na Klaudię czerwoną płachtę po czym Fernandez zaczął drzeć mordę... (Pomocy... Po co ja to piszę ;-;)

- Nikt się tu nie spodziewał... HiSzPaŃsKiEj InKwIzYcJi!!1!!! - tańcząc do melodii granej przez przypadkowego macho porwał do tańca zdezorientowanego Samuela. Klaudia i Pola wyszły z łazienki tanecznym krokiem i zmienili piosenkę u macho na włoską Strasella La Luna. Antonio z Samuelem/Marceliną tańczyli w rytm piosenki wybranej przez Polę. Ale to raczej Carriedo tańczył i ciągnął za sobą zdezorientowaną tymczasową dziewczynę, która krzyczała że strachu lecz Hiszpan nie zwrócał na to uwagi. Na korytarzu zebrała się spora liczba osób. Między innymi... Pani Meinsner... Nauczycielka historii. Oglądając tę scenkę stwierdziła, iż nie pcha się do uspokajania rozbrykanej hiszpańskiej inkwizycji... Szanowała swoje zdrowie psychiczne. Nagle muzyka przestała grać a wszyscy zastygli w bezruchu. Tylko Samuel jako Marcelina poczuł się słabo i już miał mdleć i upaść na podłogę ale złapał go wkurwiony do szpiku kości Włoch. Spojrzał z mordem w oczach na Hiszpana, którego twarz zbladła. Tajemniczy Włoch wziął dziewczynę (ale że Samuela) na ręce. I zaniósł na pobliską kanapę na korytarzu, gdzie zajął się nią Mikołaj. Włoch wrócił do Antonia i chwytając go za ucho pociągnął do kraju. Po drodze zgarnął grającego macho i odstawił Polę do domu. Klaudię zostawił bo przecież musiała się kształcić (eh... Czemu mnie nie wziął¡_¡) aby w przyszłości być kimś a nie przypadkową kasjerką w Biedronce. Mikołaj w tym czasie zdążył ocucić dziewczę. Wtem podeszła do nich Klaudia. Wyciągnęła swoją różdżkę oraz krawat Slytherinu. Wypowiedziała nad nim zaklęcia. Zamachnęła różdżka i wypowiedziała nad nim trzy razy "Vulnera Sanentur" po czym Samuel jak wystrzelony z procy poczuł się lepiej i nie chciało mu się rzygać. Następnie tworząc dziwnie zagięte okręgi z jej ust wydostało się dziwna formułkę, której nikt nie rozumiał.

- Mutare ad aliam statu!! - nagle włosy Marceliny zmieniły kolor skracając się. Jego oczy zmieniły barwę z jaśniutkiej zieleni na naturalny czyli również zielony ale taki brudniejszy i ciemniejszy (do tego była potrzebna informacja) jego sylwetka zaczęła przypominać męska a karnacja skóry pozostała oryginalna. Teraz siedział jak ten muchomor dziwny dla zbieraczy na grzybobraniu. W dodatku w lawendowej sukience... On ją kiedyś zabije... (Zosia! Wiesz jaki chcę grób) Mikołaj patrzał zszokowany ale poszedł pod klasę zostawiając ich samych.

- Nigdy, powtarzam NIGDY nie nazywaj mnie kotkiem. Bo cię nie odmienię a Antonio chętnie potańczy jeszcze kilka godzin... O ile Lovino go nie zaciągnie do kraju. - po tych słowach rzuciła mu siatkę z lumpami. - nie jestem taka zła żebyś się ośmieszył. Nie, nie. - po tych słowach odeszła zostawiając oszołomionego Samuela.

Na prośbę Kingi F......... . Nie podam nazwiska 😉

Lemony (most of)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz