Pansy Parkinson po raz drugi wygładziła stronę Proroka Codziennego, czytając ponownie nekrolog w nim zawarty. Popularna była zawodniczka Harpii z Holyhead, korespondentka quidditcha dla Proroka Codziennego, żona okrytego chwałą Harry'ego Pottera, Ginny Potter z domu Weasley - takie określenia można było wychwycić w krótkim acz wiarygodnie sporządzonym życiorysie, opisującym dokonania byłej Gryfonki.
Ginny Potter nie żyła. Zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku, jak głosił krótki wstęp artykułu na pierwszych stronach Proroka napisany spod zwinnego i rzetelnego pióra młodej redaktorki Padmy Patil, którą Pansy pamiętała jeszcze z Hogwartu. Natomiast ani słowa o domniemanym morderstwie, o którym plotkowali niemal wszyscy urzędnicy w Ministerstwie Magii przez ostatnie dwa dni.
Bohaterka wojenna, mignęło jej kilkukrotnie przed oczami, gdy w pośpiechu przebiegła wzrokiem cały artykuł. Bohaterka wojenna, sławna Harpia z Holyhead, redaktora sportowa - a Pansy zapamiętała ją jedynie jako tą rudą nic nieznaczącą Wiewiórę, która wodziła oczami za Potterem, odkąd tylko jej stopa stanęła w Hogwarcie.
Zmięła niedbale gazetę i wyrzuciła ją do kosza. Zupełnie jakby to właśnie było rozwiązaniem wszystkich problemów. Od niechcenia podniosła wzrok, przyglądając się przez chwilę zamkniętym mahoniowym drzwiom gabinetu jednego z najbardziej rozpoznawalnych Aurorów w całym ministerstwie - a właściwie i w świecie - czarodziejów. URLOP - głosiły złote litery wyryte w sposób magiczny na tychże drzwiach. Pansy westchnęła cicho i powróciła do wypełnienia raportów jednego z tych ambitnych Aurorów, którzy łapią i zaciągają przed oblicze ministra średnio pięciu "złoczyńców" na tydzień i sprawiają wrażenie trochę zbyt dumnych z tego powodu.
- Hej, Pansy, widziałaś nekrolog żony Pottera? - zagadnęła ją Romilda Vane, siedząca przy swoim zagraconym po brzegi biurku, ustawionym naprzeciwko stanowiska Parkinson. Spoglądała w stronę Pansy z niecierpliwością, kiedy ta przez długi czas jej nie odpowiadała. Oczy Romildy błyszczały z ciekawości i widać było, że w środku niemal się gotuje, zachłannie pragnąc jakiejkolwiek reakcji ze strony Parkinson, na tyle by móc poplotkować i pociągnąć temat śmierci Ginny Potter. Ale Pansy nie miała na to najmniejszej ochoty. Przełożyła w milczeniu stosy papierów, udając, że jest w tą czynność szalenie zaangażowana i nawet nie zerknęła w kierunku koleżanki po fachu. Przestrzeń do pracy każdego urzędnika przypominała swoim wyglądem trochę mugolskie boksy, dzięki czemu Pansy była w stanie na tyle nisko pochylić głowę, że niemal bez problemu mogłaby udawać, iż wcale nie widzi zaczepek koleżanki.
- Pansy! - syknęła Romilda, a gdy Pansy ponownie nie zareagowała, dziewczyna tylko wywróciła oczyma i odwróciła się w lewą stronę, nachylając do koleżanki, która równie jak ona była chętna, by omówić w najmniejszym szczególe ten konkretny temat.
Żałosne, pomyślała Pansy, jak niektórzy potrafią zrobić sensację z każdej tragedii. Pansy Parkinson może nie była święta, ale od czasu Hogwartu po prostu nie plotkowała. Nie życzyła też nikomu śmierci i nikogo nie przeklinała. A ponadto, naprawdę się starała. Starała się w pracy, starała się w życiu i przede wszystkim - starała się schodzić z drogi osobom, którym w przeszłości zawiniła. Może i wciąż nie potrafiła do końca przepraszać i często zadzierała nosa w starciu z irytującymi ją współpracownikami, ale w gruncie rzeczy naprawdę się starała, by dawna Pansy Parkinson odeszła w zapomnienie.
- Słyszałam, że ten nieszczęśliwy wypadek wcale nie był wypadkiem - dotarł do uszu Pansy skrzekliwy głos Romildy. - Podejrzewano nawet, że to ktoś z niedobitków po Śmierciożercach. No mówię ci! Ale ja założę się, że mogła być w to zamieszana Tabitha Warren. - I nagle Romilda ściszyła głos, ale jednak nie na tyle wystarczająco, by Pansy jej nie słyszała. - Wiem od Rowan, której z kolei powiedziała Sally, że Cordelia Cathart - tak, ta sama Cordelia, która pisze dla rubryczki Czarownicy! - i słuchaj, Cordelia powiedziała jej w tajemnicy o zasłyszanej w redakcji plotce. Podobno Tabitha i żona Pottera od lat rywalizowały między sobą. Między innymi właśnie o stanowisko pracy jako korespondentka sportowa a jeszcze wcześniej o miejsce w Harpiach! I Potter wygrała z nią na każdym polu. A wszyscy wiemy, że Warren była Ślizgonką, a jej rodzinę podejrzewano o sympatyzowanie ze Śmierciożercami, prawda? Jestem pewna, że taka Warren przed niczym by się nie cofnęła i prędzej czy później uciekłaby się do perfidnych środków!
CZYTASZ
WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEART
FanfictionPansy Parkinson zawsze myślała, że los jej ewidentnie nie sprzyja. Z pozoru jej życie wydaje się być całkiem poukładane i szczęśliwe. Pracuje jako asystentka ds. administracyjnych w Biurze Aurorów, pod samym nosem Harry'ego Pottera, wynajmuje niewi...