Było coś dziwnego, a zarazem osobliwego, gdy o poranku na zewnątrz szalała burza z piorunami. Pansy przyglądała się szalejącej za oknem wichurze i błyskawicom, które co chwilę przecinały zasłonięte ciemnymi chmurami niebo. Siedziała z podkulonymi nogami na sofie, opierając policzek o kolana z twarzą zwróconą w stronę tego widoku. Anomalia pogodowa w Londynie nie powinna być aż tak nadzwyczajnym zjawiskiem, jednakże ze względu na panujące ostatnio mieszane nastroje w świecie czarodziejów i czarownic, Pansy miała złe przeczucie, a niepokój trzymał się jej odkąd tylko się na dobre rozbudziła. Podobny stan towarzyszył jej kilka lat temu tuż po oficjalnym - uznanym przez ministerstwo - powrocie Czarnego Pana. Wówczas również na świecie występowały wszelkiego rodzaju anomalie i wypadki, które dotykały nawet mugoli. Wtedy odpowiadali za nie Śmierciożercy, ale obecnie nie było już tak wielu zwolenników Lorda Voldemorta - niemal wszyscy zostali schwytani, choć wciąż, nawet tyle lat po zakończeniu wojny, odzywały się głosy poparcia wobec ideologii głoszonej przez Czarnego Pana i wciąż niektórzy jego poplecznicy pozostawali na wolności.
Pansy wzdrygnęła się, gdy rozległ się kolejny huk grzmotu a jej kotka zaczęła głośno miauczeć, co w dodatku brzmiało nad wyraz gniewnie i żałośnie, jak na dźwięk wydawany przez kota. Kobieta wyciągnęła dłoń w kierunku Noreen, ale ta spłoszyła się i głośno zawodząc, uciekła do sypialni. Pansy postanowiła już dłużej nie zwlekać i podniosła się z sofy z zamiarem wypicia kawy i szykowania się do pracy. Ten dzień miała spędzić w całości tylko w gabinecie Pottera, co zawsze przyjmowała z namiastką ulgi, wiedząc, że dzień bez użerania się z Deanem Thomasem to zawsze udany dzień. Zjadła nieśpiesznie śniadanie, ubrała sukienkę z subtelnie wyciętym dekoltem, pomalowała się, założyła buty na wysokim obcasie oraz elegancką pelerynę i gotowa była do wyjścia.
Kilka niesamowitych okoliczności zbiegło się w czasie, gdy dwie godziny później Pansy wchodziła do windy w budynku ministerstwa. W momencie, gdy miała wcisnąć odpowiedni guzik, w ostatniej chwili zanim zatrzasnęły się drzwi windy, wparował do niej lekko dyszący i wyraźnie jednak zmęczony Hemingway. Jego włosy odwijały się na wszystkie strony. Pansy posłała mu nieprzyjemne i nieco wyniosłe spojrzenie spod wachlarza rzęs, po czym wyprostowała się dumnie, krzyżując ręce na piersi. Nie odzywali się do siebie, gdy winda ruszyła pionowo w dół. Właściwie nie mieli żadnych powodów by ze sobą rozmawiać - co najwyżej pluć do siebie nawzajem jadem. Nie umknęło jednak jej uwadze, że Hemingway się jej przygląda nieco zbyt długo i wcale nie tak ukradkiem jakby tego chciał, co postanowiła jednak zignorować, powtarzając sobie, że mimo wszystko nie powinna popadać w paranoję tylko dlatego, że jej współpracownicy za nią nie przepadali. Zaczęła w myślach odliczać sekundy, dzielące ją od wyjścia z windy.
Na kolejnym piętrze wsiadło kilku czarodziejów, dyskutujących ze sobą o czymś z ożywieniem. Wszyscy ubrani byli w kolorowe szaty, jak gdyby szykowali się na jakiś manifest, co zdaniem Pansy wyglądało dość komicznie naprzeciw ich dwójki ubranych w zupełnie ciemne odzienia. Na czwartym piętrze do windy wsiadła czarownica o nieobecnym spojrzeniu, która przyglądała się sufitowi w taki sposób, jak gdyby znajdowało się tam coś ciekawego. Pansy nie zwróciła na niej większej uwagi, ponieważ z trzymanego przez stojącego obok niej czarodzieja kartonu wydobywały się niepokojące dźwięki, co początkowo zwróciło uwagę wszystkich obecnych, ale już po chwili niemal każdy odwrócił od niego wzrok. Pansy z niemałą radością zresztą spostrzegła, że ją i Hemingwaya dzieli kilka osób, a mężczyzna przestał jej się przyglądać i zamiast tego skupił wzrok na tym samym pudle, które zwróciło uwagę kobiety. Gdy winda zjechała już na trzecie piętro, Pansy kątem oka dostrzegła, że z kieszeni peleryny stojącej przed nią czarownicy, próbuje wydostać się niffler, który ostatecznie znalazł sobie drogę ucieczki innym torem. Już po chwili zwisał swobodnie z nadgarstka Hemingwaya, próbując ściągnąć z niego jego złoty zegarek. Hemingway najprawdopodobniej dostrzegł nieco wymowne spojrzenie Pansy, ponieważ sam spojrzał w kierunku swojej ręki i z niezadowolonym pomrukiem strząsnął zwierzątko ze swojego nadgarstka, powodując wówczas ogromne zamieszanie w windzie i przyciągając uwagę pozostałych. Czarownica o rozmarzonym spojrzeniu i z różdżką w rudych włosach spojrzała na Hemingwaya, a następnie na nifflera i wydała z siebie zduszony okrzyk.
CZYTASZ
WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEART
FanfictionPansy Parkinson zawsze myślała, że los jej ewidentnie nie sprzyja. Z pozoru jej życie wydaje się być całkiem poukładane i szczęśliwe. Pracuje jako asystentka ds. administracyjnych w Biurze Aurorów, pod samym nosem Harry'ego Pottera, wynajmuje niewi...