Pansy była całkowicie świadoma tego, że wystarczy wytrzymać jeszcze tylko parę tygodni i będą święta. Już nie mogła się doczekać tych niemal dwóch tygodni urlopu, spędzonych jedynie na siedzeniu przed kominkiem, pochłanianiu ciasteczek korzennych i przepijaniu ich kuchenną sherry. Jeszcze tylko parę tygodni i nie będzie musiała patrzeć na wiecznie niezadowoloną twarz Deana Thomasa. Jeśli dobrze pójdzie to może nawet spędzi je w miłym towarzystwie Notta, choć z racji niedawnych informacji o zaręczynach Zabiniego i drugiej siostry Patil, Pansy chyba jednak wolałaby jednak w tym roku zrezygnować z zaproszenia na święta do posiadłości jej przyjaciela. Z dwojga złego wolała je spędzić samotnie, aniżeli stanąć na własne życzenie w samym środku ognia. Istotne dla niej było to, że będą święta i nie będzie musiała przejmować się humorami Aurora, z którym przyszło jej częściowo pracować. Tęskniła za pełnym wymiarem godzin z Potterem, choć nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej przyznać coś podobnego. Powtarzając zatem niczym mantrę to, że już za kilka tygodni święta, Pansy ze stukotem szpilek przemierzała atrium, przepychając się przez tłum czarodziejów i czarownic.
W myślach planowała już kradzież ciasta Hemingwaya ze wspólnej kuchni oraz to w jaki sposób je przemyci wraz z kawą do gabinetu Pottera zanim ktokolwiek się zorientuje. Starała się również obliczyć czy zdąży wypić kawę z Potterem zanim oficjalnie rozpocznie się jej zmiana u Deana Thomasa, kiedy nagle do jej uszu dotarło zdanie, które skutecznie sprowadziło ją na ziemię. Odwróciła się w kierunku młodego chłopaka wymachującego gazetą i wykrzykującego kolejno nagłówki z pierwszej strony. Przystanęła, licząc, że się przesłyszała i tak naprawdę tylko jej się wydawało, że usłyszała to, co usłyszała, ale im bliżej chłopaka podchodziła, tym wyraźniej widziała ruchome zdjęcie na pierwszej stronie gazety.
Sięgnęła po jedną z gazet na stojaku i przyjrzała się tytułowej stronie, z której wpatrywała się w nią przerażona twarz Martina Sheerana. Otworzyła gazetę na odpowiedniej stronie i prześledziła wzrokiem artykuł. Niewiele się w zasadzie z niego dowiedziała poza tym, co już wiedziała. Czytała jednak nieuważnie, próbując odnaleźć informację, dlaczego Sheeran jest poszukiwany. Momentalnie przypomniała jej się sytuacja z dnia poprzedniego, kiedy to Dean Thomas kazał jej zanieść akta Sheerana oznaczone czerwonym znacznikiem Murk z Departamentu Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń.
– Pracownik Ministerstwa Magii poszukiwany! Zbiegły wilkołak! – wykrzykiwał dalej chłopak, przebijając się przez myśli Pansy.
– Zabieram to – oznajmiła bezceremonialnie czarownica, obdarzając go wyniosłym uśmiechem i zwijając gazetę w rulon.
– Hej! A kto mi za to zapłaci?
– Pracuję w ministerstwie! – zawołała przez ramię i oddaliła się szybko. Zupełnie jakby ta odpowiedź miała być satysfakcjonująca, choć najwyraźniej była, bo chłopak w żaden sposób nawet nie próbował jej zatrzymać. A Pansy zwyczajnie nie miała czasu na szukanie portmonetki. Miała tylko kilka minut na to, by złapać Harry'ego Pottera przed rozpoczęciem dnia pracy, a ten artykuł właśnie tego wymagał.
Aportowała się na zewnątrz i natychmiast lekko skuliła się z zimna. Śnieg w tym roku spadł wcześniej, a Pansy nie zdążyła jeszcze wymienić garderoby na zimowe stroje. Póki co, uparcie przechadzała się jeszcze w jesiennym płaszczu zapiętym pod samą szyję, spod którego wystawały długie nogi odziane jedynie w ciemne, nieco grubsze niż zazwyczaj rajstopy. Przeklęła pod nosem, gdy mróz szczypał ją w nos i obiecała sobie, że po pracy zajmie się wygrzebaniem z pudeł grubszego i cieplejszego płaszczyka z kożuszkiem.
Wiedziała, że Potter w zwyczajne dni, kiedy nie jest spóźniony i kiedy nie ma arcyważnego spotkania z Ministrem Magii bądź z Hermioną, korzysta z wejścia dla gości. Powód był dla Pansy całkowicie niejasny i nieznany, ale też nigdy szczególnie się w niego nie zagłębiała, nie kierowana wcale ciekawością. Tego dnia było jej to zresztą na rękę – bardzo zależało jej na złapaniu Pottera jeszcze zanim przekroczy "próg" ministerstwa. Kiedy wypadła w pustej uliczce lekko zachwiała się na szpilkach. Po raz kolejny przeklęła w myślach dobór obuwia i wyszła na niezbyt jeszcze zatłoczoną, ale na pewno już ożywioną ulicę. Niedaleko była budka z hot-dogami, do której w pierwszym miesiącu pracy zaprosił ją Potter. Na samą myśl – a właściwie na samo wspomnienie zapachu – skręciło ją w żołądku i musiała gwałtownie odwrócić wzrok. Po drugiej stronie, dla zachowania równowagi była piekarnia, z której dochodziły naprawdę apetyczne zapachy i Pansy poczuła mimowolnie głód, choć przecież jadła przed wyjściem z domu.
CZYTASZ
WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEART
FanfictionPansy Parkinson zawsze myślała, że los jej ewidentnie nie sprzyja. Z pozoru jej życie wydaje się być całkiem poukładane i szczęśliwe. Pracuje jako asystentka ds. administracyjnych w Biurze Aurorów, pod samym nosem Harry'ego Pottera, wynajmuje niewi...