Za każdym razem, gdy Pansy wracała po nadgodzinach do domu, rzucała się na swoją niezbyt wygodną sofę i przez parę minut walczyła ze sobą, by nie zasnąć, wsłuchując się w szumiącą w czajniku wodę. Zazwyczaj jej kotka Noreen przychodziła się przytulić do Pansy i dopiero wówczas kobietę ogarniał błogi spokój. Czasem zastanawiała się, dlaczego w ogóle godzi się na te wszystkie nadgodziny - a później przypominała sobie, że za nadgodziny jej stawka była znacznie większa i dzięki temu była w stanie opłacić wszystkie obecne i zaległe rachunki, które piętrzyły się na jej mahoniowym stole w niewielkiej kuchni.
Praca z Potterem - wbrew temu, co początkowo sądziła - należała do całkiem przyjemnych z kilku prostych względów; Pansy nie musiała już dłużej użerać się z towarzystwem Vane, Lyons i Hemingwaya, nie musiała znosić wszystkich szyderczych spojrzeń i szeptów, gdy tylko mijała czyjś boks w przestrzeni ogólnej oraz nie musiała wysłuchiwać nieustannych ploteczek, jakie przebiegały przez Ministerstwo Magii. Nikt jej nie przeszkadzał rozpraszającymi rozmowami czy kręceniem się po boksach i mogła pracować w pełnym skupieniu. Zwłaszcza, że Potter wciąż niewiele do niej mówił, a jeśli już się do niej odzywał to na tematy tylko ściśle związane z pracą, a rozmowa podczas jedzenia hot-dogów była w zasadzie jedyną, jaką odbyli na luźne i nic nieznaczące tematy. I to jej naprawdę odpowiadało. Poza tym Potter w ostatnim czasie często odwiedzał biura innych Aurorów, z którymi współpracował nad danymi sprawami i bywały takie dni, że Pansy mogła się cieszyć kompletną samotnością w jego gabinecie niemal przez cały dzień roboczy.
Woda się zagotowała a ona z cichym westchnieniem wstała, spychając leżącą na jej brzuchu czarną kotkę. Noreen fuknęła na nią i przemknęła przez cały pokój, miaucząc przy tym wściekle.
- Przestań! - upomniała ją ostro Pansy, spoglądając ze zdziwieniem na kotkę, bo Noreen nigdy wcześniej się w ten sposób nie zachowywała. Była dość inteligentną kocicą, podobnie jak inne koty chadzała swoimi ścieżkami, ale też przychodziła do Pansy dość często tylko po to, by się do niej przytulić lub by domagać się głaskania - często były to momenty, gdy Pansy czuła się czymś przytłoczona i mimo wszystko ciepło bijące od futerka Noreen było dość kojące w takich chwilach. A niekiedy, gdy spoglądała jej w oczy, Pansy mogłaby przysiąc, że w jej zielono-brązowych tęczówkach widzi odbicie jej duszy - co brzmiało irracjonalnie i Pansy owym spostrzeżeniem nigdy z nikim by się nie podzieliła, ale tak właśnie było. Spoglądała jeszcze przez chwilę na zwierzę i potrząsnęła z politowaniem głową, uznając, że pewnie to nic nadzwyczajnego a jej kot pewnie chwilowo oszalał i zaraz się uspokoi.
Kiedy jednak zalała kubek herbaty, rozległ się dzwonek do drzwi. Było to dość zaskakujące, zważywszy na późną porę i na fakt, iż jej znajomi - jeśli już w ogóle jacyś ją odwiedzali, to używali do tego sieci Fiuu. Za późno na odwiedziny właściciela budynku, stwierdziła w myślach i naciągając rękawy jasnoniebieskiej bluzki na nadgarstki, skierowała się do drzwi. Spojrzała przez judasza, ale nikogo na korytarzu nie zobaczyła. Z narastającą irytacją, otworzyła więc drzwi i szczerze się zdziwiła, widząc u progu koszyk ciemnoniebieskich róż. Rozejrzała się po korytarzu, wychodząc nawet kilka kroków w przód, ale niczego dziwnego nie wychwyciła. Na korytarzu nie było żywej duszy. Mimo, że wiklinowy kosz kwiatów wydawał jej się bardzo podejrzany, wniosła go do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Gdy tylko z lekkim jękiem postawiła kosz na okrągłym stole w niewielkiej kuchni, pochyliła się w kierunku kwiatów prawie wtykając w nie nos, zdziwiona tym, jak silny zapach wytwarzają. Tajemniczy wielbiciel? Szczerze w to wątpiła - jej widok już od dawna u żadnego mężczyzny nie wzbudzał pozytywnych emocji. Delikatnie i z pewną nostalgią przebiegła dłonią po płatkach i wówczas palcami natrafiła na czarną krateczkę. Pustą, jak mogłoby się wydawać, ale Pansy była zbyt szanującą się wiedźmą, by nie podejrzewać zastosowania niewidzialnego tuszu. Nikt przecież nie dołączyłby pustej karteczki. Przyłożyła do karteczki różdżkę, stosując niewerbalnie zaklęcie, który miało pokazać to, co zostało ukryte. Uśmiechnęła się niemal z satysfakcją, widząc jak powoli przed jej oczyma pojawiają się złote litery, które z każdą chwilą stawały się coraz to wyraźniejsze, co pozwalało jej na odczytanie krótkiej notatki. Po przeczytaniu Pansy zadrżała mimowolnie i zmięła karteczkę w dłoni, przyglądając się podejrzliwie kwiatom - które postanowiła jak najszybciej wyrzucić.
CZYTASZ
WHERE TO FIND THE SLYTHERIN'S HEART
FanfictionPansy Parkinson zawsze myślała, że los jej ewidentnie nie sprzyja. Z pozoru jej życie wydaje się być całkiem poukładane i szczęśliwe. Pracuje jako asystentka ds. administracyjnych w Biurze Aurorów, pod samym nosem Harry'ego Pottera, wynajmuje niewi...