Rozdział 2: Migające światełka

6 1 0
                                    


– Wstawaj. – Szarpnął mną chłopak i podniósł do pionu. Zamrugałam kilkukrotnie, dostrzegając to coraz wyraźniejsze zarysy. Biel ustępowała szarości i delikatnym barwom, które początkowo nieznacznie odcinały się od całości, powoli formując wyraźne formy.

Kojarzyłam go jak przez białą mgłę, która towarzyszyła mi, aż do tego momentu. Brunet zaraz podbiegł do reszty, wybudzając ich z takiego samego amoku jak mnie.

– Na co czekacie! – wrzasnął, a my spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc jak powinniśmy zareagować. Zaraz złapał mnie i jeszcze jedną dziewczynę za przedramiona i pociągnął za sobą, a reszta powędrowała ślamazarnie za nami.

Nim się zorientowałam, znaleźliśmy się na końcu długiego pokoju, łączącego się z wieloma mniejszymi. Czy to nazywało się „korytarz"? Głowiłam się nad tak błahą rzeczą, gdy brunet darł się w niebogłosy, przekrzykując wysoki dźwięk. Zamrugałam oczami, próbując się pobudzić. Jak on to robił, że miał tak wiele energii? Czerwone lampki zapalały się i gasły jak oszalałe, wpędzając niektórych z nas w amok. Część przerażonych osób usiadła pod ścianami, ściskając z przerażenia głowy. Inni natomiast jakby zyskując taką samą siłę, jak brunet zerwali się w kierunku szarych krat, które znajdowały się na końcu korytarza.

– No już, wyłaźcie – powiedziała znudzona do szpiku kości pielęgniarka i pomachała ręką od niechcenia w stronę otworzonych, kratowanych drzwi. Z ust pomarszczonej kobiety wydobywał się dym, gdy tylko prztykała do nich podłużny biały przedmiot.

Odskoczyłam, jakby dym miał mnie wpędzić z powrotem w bezkształtną, białą krainę. Silna ręka chłopaka jednak nie dała mi odejść zbyt daleko.

– Musimy się stąd wydostać! – usłyszałam ledwie, przez ciągle wyjący alarm i dziwny szum w mojej głowie, łączący się w dziwny sposób z czymś wewnątrz mojej klatki. Poczułam napływ... napływ wszystkiego. Czy Brunet czuł się tak od początku?

Obrazy, tak wyraźne, że prawie nierealne dla mojego puszystego i białego niczym chmura mózgu, przelatywały jeden za drugim, pobudzając mój instynkt. Chłopak już mnie nie trzymał. Brnęłam między ludźmi, przebiegając miedzy nimi, a nawet kiedy trzeba było przeskakując nad zawadzającymi przedmiotami i meblami, porozrzucanymi po korytarzu. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej wolna.

Mimo to powróciłam do mojego więzienia.

Fioletowy kameleon | KrótkieWhere stories live. Discover now