eightth; classic (old-fashioned) bitch

398 30 7
                                    

Od tamtego dnia, wszystko się zmieniło. Od tamtego dnia minął równo miesiąc.

Jahseh wrócił do szkoły, Rose ma sprawę na policji, Colson już nie kumpluje się z Billie (w sumie, trochę jej to wisi, mu nie do końca).

Właśnie siedzieli na stołówce, ona na jego kolanach, on położył głowę na jej ramieniu. Błądził ręką po jej udzie, rozmawiając z nią o najbliższym sprawdzianie.

Spojrzała mu w oczy, zaczęła bawić się jego dredami, uśmiechała się. Uśmiechnęła się mimo tego, że widziała, że jego oczy wypełnia największą ciemność (nie do końca wiedziała, czemu). Przy nim czuła się... Inaczej. Był jej odskocznią od rzeczywistości. Jej uśmiechem, jej smutkiem, jej przerwą, oddechem. Przy nim mogła się zatrzymać, nie myśleć o niczym i nikim. Czuła coś do niego, to było pewne, cholera. Ona nigdy się nie zakochiwała, nigdy nie miała do nikogo takich wielkich uczuć, jakie miała do niego.

A on? On wiedział, że przy niej mógł czuć się bezpiecznie. W końcu, była jego aniołkiem.

*

Powoli nie wiedział co robić. Szedł ulicą, miał dość siebie i swojego życia. Nigdy nie myślał, że będzie czuł się tak źle.

Ona wyjechała, pieprzone wakacje.

Był sam, zupełnie sam, aczkolwiek tak się czuł. Zobaczył ją. Stała pod klubem, jeden z największych burdelów w całym pieprzonym Miami.

Obcisła sukienka i płaszcz (mówiła, że od Diora).

Pieprzona suka, płakała do torebki Gucci'ego.

Jak zwykle rozmazany makijaż, szminka w połowie na ustach, w połowie na policzkach (mówiła, że ojciec jej ją kupił). Paliła szluga, czuć było ten pieprzony dym pomieszany z wonią chemii (mówiła, że tworzyli na zapleczu różne dragi, ale w sumie, chuj go to obchodziło).

—Cześć, Jahseh.— mruknęła swoim głębokim głosem. Była taka jak kiedyś. Ta klasyczna dziwka, Cruze Presley.

—Ile to już lat?

—Nie wiem, cholera, z pięć?— zaśmiała się, jak to na prawdziwą szmatę przystało. Nigdy nie myślał o niej w ten sposób, nigdy.

Kończy palić, wyciąga kolejnego szluga, podpala zapałką. Tak, Cruze Presley zawsze była tak bardzo staroświecka.

Te same rozmowy, te same uczucia, atmosferę można było ciąć nożem. Błagam, obudź mnie, kiedy będzie wrzesień.

Pachnie tym swoim mydłem, zawsze pachniała wanilią i miodem, a on pachnie jak gumy balonowe (te, z klasycznych filmów z lat osiemdziesiątych) i fajki.

Myślał o tym, chcę dożyć czterdziestki. Założyć rodzinę, o ile kiedykolwiek się zakocha. Cholera, wątpił w to.

—Jak się masz?

Zadała pytanie. Jak się masz? Co tam mówisz? Czuję się dobrze, czuję się świetnie, zmęczony, całym tym pierdolonym hejtem, rozkładam cash na jebanym talerzu.



JESTESCIE NAJLEPSI LUDZIE! godzinę temu wrzuciłam rozdział i myślałam że 7 gwiazdek będzie jutro czy coś, a tu nagle po godzinie z tego co widziałam 8 gwiazdek, nie wiem, mój internet mnie nienawidzi tbh. Aczkolwiek, łapcie next. Rozdział 9 za 2 dni, a rozdział 10 (już ostatni) za 4.

I tak, 10 to ostatni rozdział, ale liczę że mnie nie zabijecie za to:(

Ale zapowiadam wam kolejny fanfik xillie (czy tam billietentacion, cokolwiek, do wyboru do koloru). Będzie ktoś wtedy jeszcze ze mną? 🥺

demons | xxxtentacion x billie eilish Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz