01. Jak łazisz ofermo?

56 9 6
                                    

Wszystko zaczęło się od imprezy. Z resztą jak każda moja znajomość. Narkotyki, alkohol, seks i zabawa. Może i nie powinienem niczego brać ani palić ale w końcu żyje się raz. Dlaczego miałbym sobie czegoś żałować. Na coś trzeba umrzeć, a nie chcę tego robić poprzez niedotlenienie w wieku stu lat. Moje poglądy są nieco odmienne. Lubię życie, zabawę i całą tą szopkę aczkolwiek jeśli mam być szczery to nie mam chęci na ciągnięcie na kroplówkach i respiratorach. Optymalnym wiekiem będzie dla mnie pięćdziesiąt pięć lat. Nie za dużo nie za mało. Będę jeszcze w miarę normalnie funkcjonował ale coś już przeżyję. Licząc, że w tym wieku odejdę to zostały mi jeszcze trzydzieści trzy lata ćpania i chlania. Wracając do początku mojej myśli. Chodzi mi o tą dziewczynę.

Wyszedłem z klubu cały zalany. Pamięć mam dobrą i bardzo rzadko urywa mi się film. Chwiałem się i wszystko wirowało aż poczułem, że na kogoś wpadłem.

-Jak łazisz ofermo?- burknąłem, ale nie wiem czy dziewczyna cokolwiek zrozumiała.

-Ktoś w ogóle jeszcze tak mówi? - usłyszałem parsknięcie. - Wszystko z tobą okej?-chyba się zmartwiła. Nie pamiętam dokładnie co działo się po kolei. W każdym razie wiem jedno. Czekałem z nią na taksówkę i wpuściłem ją do swojego mieszkania.

Gdybym wtedy miał pojęcie co tak właściwie robię i ile różnych zdarzeń pociągnie za sobą to jedno spotkanie na pewno uciekłbym od tej ślicznej blondynki chociażby wpadając pod tira. Nie mam do końca na myśli tego, że żałuję tego wszystkiego co działo się przez kolejne kilka miesięcy ale uważam, że ten incydent zmienił diametralnie mnie, moje życie i przyzwyczajenia. Gdy teraz o tym myślę wprost nie mogę uwierzyć, że wszystko zaczęło się od tej pozornie zwyczajnej imprezy.

Obudziłem się rano, a właściwie to o trzynastej. Pamiętałem o taksówce, blondynce i o tym, że...

-O mój boże, czy ona tu jest? - szepnąłem sam do siebie podnosząc się z łóżka. Rzecz jasna od razu wróciłem do siadu, bo cały pokój zaczął wirować i się ściemniać. Po paru chwilach udało mi się doprowadzić swoje ciało do jakiegokolwiek stanu, w którym można wyjść z łóżka.

-Wstałeś już? - usłyszałem głos dochodzący z salonu. - Na blacie w kuchni leży śniadanie, woda i tabletki przeciwbólowe. Zjedz najpierw śniadanie. Zostałam parę godzin żeby upewnić się, że wstaniesz cały i zdrowy. Nie martw się, nie okradłam cię i nie grzebałam w szafkach, nie zgwałciłam cię i nie opróżniłam połowy lodówki. Skorzystałam tylko z telewizora, ładowarki i koca. - uśmiechnęła się a ja miałem na twarzy wymalowane ogromne zdziwienie.

-Jesteś aniołem, który przybył by mnie pilnować i ocalić czy demonem, który chce wzbudzić moje zaufanie a później mnie zniszczyć? - rzuciłem dziewczynie pytające spojrzenie na co ona odpowiedziała głośnym śmiechem.

-Idź zjeść, ja będę się już zbierać. - odwróciła się i nachyliła aby odpiąć swój telefon od ładowarki. Moją uwagę przykuła sylwetka blondynki. Była szczupła i zgrabna. Miała całkiem przyzwoite biodra i piersi. Zagapiłem się ale z zamyśleń wyrwało mnie odchrząknięcie dziewczyny. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że patrzę jej prosto w dekolt.

-Zostań. - powiedziałem zupełnie nieświadomie. Samo się wyrwało. Gdybym był normalny to wyrzuciłbym ją za drzwi, ale nie jestem.

-Jak się nazywasz? - spytała po chwili namysłu. Czyli mnie nie zna. Wcześniej przez głowę przeleciała mi myśl, że może ona mnie zna, a to ja po prostu jej nie pamiętam.

-Igor. - wyciągnąłem dłoń w stronę zielonookiej blondynki.

-Aurelia. - ta również podała mi rękę, którą, niczym prawdziwy gentelman, pocałowałem. Nagle nasunęła mi się dziwna myśl.

Murder (narazie zawieszone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz