»3

1.1K 108 27
                                    

Oczy Teodora się śmiały.
Nie było mowy o pomyłce.

Chyba, że jest bardzo dobrym aktorem.

Teodor Nott uśmiechał się szczerze, a adresatką tego uśmiechu była Freya Mitchell zamiast jakiejś ładnej szatynki, w których gustował chłopak.

Skąd ona to wiedziała?

Och, miała mnóstwo czasu na obserwacje.

I dosyć specyficzny sposób spędzania wolnego czasu.

No bo, znajdźcie jakąś inną ślizgonkę, która całymi dniami i nocami siedzi w pokoju wspólnym nie chcąc integrować się ze współlokatorkami? Powodzenia w szukaniu, Freya Mitchell jest tylko jedna.

Wśród dzieci lochów utarło się już, że wytarty czarny szezlong w rogu pokoju wspólnego jest nietykalny - i zajęty prawie przez całą dobę.

Nie bez powodu właśnie to miejsce. Nie docierało tam dużo światła, więc blondynka miała pewność, że nikt nie zainteresuje się tym co robi, był w rogu pomieszczenia oraz co najważniejsze - ona widziała wszystko, i docierało tam każde wypowiedziane w pokoju słowo. Doprawdy, akustyka lochów sprzyjała aspołecznej dziewczynie.

Wiedziała wszystko o wszystkich a inni nie wiedzieli o niej nic. No, prawie nic.

I tak było idealnie.

A jednak Teodor się uśmiechał. A musiał, musiał przecież wiedzieć o klątwie rzuconej na jej rodzinę i śmierci Caroline Waldorf w czasie akcji w ministerstwie.

Zacisnęła pięści myśląc o mordercy ciotki.

Zginęła, bo nie dała rady sprostać zadaniu. Zginęła aby ją chronić. Pieprzyć to, że była śmierciożercą, fakt nieistotny. Była jej drugą matką, i na brodę Merlina, nie było słów aby opisać jej miłość do siostrzenicy.

A Voldemort pozbawił ją życia, tak jak teraz może pozbawić życia Dracona. Nie żeby jej zależało na tym blondwłosym chłystku, ale nikomu nie życzyła śmierci.

No, z jednym wyjątkiem.

- Teo kochanie, pomożesz mi dzisiaj z eliksirami? - doprawdy Tracey Davis była niezmiernie irytująca. Uwiesiła się na biednym brunecie jak małpka i wymusiła pożądaną odpowiedź.

- Jak chcesz. - mruknął i strzepnął jej ramię.

Dziewczyna niechętnie usiadła na swoim miejscu i zajęła się śniadaniem, nadal pożądliwie patrząc na chłopaka obok niej. Po chwili odwróciła się w drugą stronę aby szepnąć coś na ucho swojej przyjaciółce Millicencie Bulstrode i obie wybuchły perlistym śmiechem.

- Nie Tracey, to nie może być możliwe. Spójrz na nią tylko, to ofiara losu. - teraz obie mierzyły wzrokiem pełnym wyższości siedzącą naprzeciwko Teodora blondynkę, która udawała pełne zainteresowanie swoją owsianką. - Nic dziwnego, że wiele nie mówi. To doskonały sposób aby ukryć swoją głupotę. Ała! Co ty mi zrobiłaś co? To bolało!

Niestety Freya nie mogła się powstrzymać i wykonała mały ruch różdżką pod stołem. Millicenta masowała się teraz po ręce, która była czerwona i piekła.

Nie musiała przecież ruszać się z miejsca, żeby kogoś uderzyć, prawda?

Obie dziewczyny spojrzały na nią z nienawiścią, a Teodor i Pansy, która siedziała po jego prawej stronie nie mogli powstrzymać śmiechu.

Inni wyglądali na zdezorientowanych, zostali bowiem wyrwani ze swoich własnych rozmów krzykiem brunetki, jednak każdy podświadomie czuł, że osobą za to odpowiedzialną jest Mitchell.

serce z marmuru • teodor nottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz