Byłem pewien, że po powstaniu listopadowym wbiją sobie do głowy, iż ze mną się nie zadziera, a tu kolejna przegrana rewolucja.
Czy te Polaczki nigdy się nie nauczą?
Najgłupsza stolica, jaką dane mi było poznać, czyli Warszawa, ukrywa się teraz gdzieś, w którejś z pobliskich jego miastu wsi, ranny po ostatniej bitwie pod Siemiatyczami. Według pewnej niepisanej zasady miast się nie zabija, ale przez tego upartego osła mam zbyt wiele problemów, aby pozwolić mu żyć. A poza tym za bardzo przypomina mi o nim. O niej zresztą też.
Stoję przed lekko zniszczoną chatą, w której według mojego wywiadu przebywa poszukiwane przeze mnie miasto. Chałupa jest niemal w całości zasypana śniegiem, a przed nią tkwią trzy niezbyt ładne bałwany. Dwa duże i jeden mały. To jakiś element kamuflażu czy coś? Przez okienko widać delikatnie palące się światło świecy, a wnętrze wydaje się puste. No nic, raz kozie śmierć.
Powoli otwieram drzwi, które jak na złość skrzypią. Moim oczom ukazuje się główna izba chaty. Jest tu dość skromnie. Po lewej stronie widać kaflowy piec, obok stoi drewniany stół i trzy krzesła. Na ścianach wisi kilka półek zapełnionych słoikami. Jest tam jeszcze parę innych rzeczy, ale nie przyszedłem tu po to, aby podziwiać warunki życia pospólstwa.
Idę w prawo i przechodzę do małej bocznej izdebki. Jest i nasz Warszawa. Śpi na niewielkim łóżku, chociaż jest przykryty pierzyną, to widać, że jego tors jest cały obleczony bandażami. Jego oddech jest niemiarowy, a sen niespokojny. Zapewne w ranę wdało się zakażenie. Nie martw się, już zaraz ukrócę twoje męki. Zastrzelenie go wywołałoby niepotrzebne zamieszanie, w końcu jest środek nocy.
Wyciągam z pochwy czarną husarską szablę, pamiątkę po wciąż we mnie żywych wydarzeniach roku 1795, moją pamiątkę po nim. Moją relikwię, której nienawidzę, ale i nie potrafię się pozbyć.
Przymierzam się do zadania ostatecznego ciosu. Jak pozbędę się jego dawnej stolicy, pozbędę się ciągłych problemów, niekończących się powstań oraz spisków i może wtedy wspomnienia o nim przestaną mnie gnębić. Jeszcze tylko jeden sprawny ruch ręką i to wszystko się skończy.
- Zostaw go łajzo! - słyszę za sobą dziecięcy krzyk i obrywam w głowę jakimś kawałkiem ceramiki, który z hukiem uderza o ziemię, rozbijając się na kawałki. Ku mojemu zdziwieniu Warszawa dalej pozostaje w objęciach Morfeusza. Chowam broń i odwracam się gwałtownie, trzymając się za obolałe miejsce.
Nie. To niemożliwe.
Przede mną stoi mała dziewczynka - miasto, a może państwo? Nie. Nie może być. Nawet jeśli, to nie fakt jej istnienia najbardziej mnie dziwi, ale wygląd. Jest biało-czerwona, tak samo, jak Księstwo Warszawskie, ma te same białe loczki zakrywające połowę jej lica i niemal identyczne rysy twarzy, lecz jedna rzecz diametralne się różni.
Oczy. Księstwo miała oczy jak młode zielone liście, które zaczynają rosnąć wczesną wiosną. A ta mała ma inne, zbyt dobrze mi znane, te które prześladują mnie od dziesiątek lat. Błękitne i groźne jak burzowe niebo przeszywające mnie spojrzeniem pełnym wzgardy.
- Nie waż się skrzywdzić taty! - dziewczynka wrzaskiem wyrywa mnie z transu. Taty? Czyżby to było małe miasto? Ale nigdzie w okolicy nie zostało założone żadne miasto. Nawet jeśli, to dlaczego ona jest w tak bolesny sposób podobna do nich? Zbliżam się do niej i chwytam ją za jej zimowy kubraczek, po czym podnoszę do góry tak, że nasze widzenie jest w tej samej linii.
- Ktoś ty? - pytam, dokładnie lustrując wszystkie ruchy dzieciaka.
- Nie wolno mi rozmawiać z obcymi - odpowiada, krzyżując ręce na piersi.
CZYTASZ
Niechciane umiłowanie / countryhumans / Imperium Rosyjskie (X RON)
Historia CortaRzeczpospolita i Imperium Rosyjskie od zarania swego istnienia byli wrogami. Niekończące się walki, bitwy, wojny pełne chwalebnych triumfów i upokorzeń były nieodzowną częścią ich pogmatwanej relacji, aż w końcu jeden z nich odniósł zwycięstwo nad d...