Mija już trzeci nudny rok w tej podstawówce, odkąd dołączyła do naszej paczki wszędobylska Lasura. Wstąpiła do nas w połowie zeróweczki dokładnie. Chodzimy teraz do drugiej klasy i jesteśmy najbardziej (w sensie najlepiej) uczącymi się dzieciakami w naszym dziadoskim roczniku. Notch w końcu przeprosił mą osobę i mimo dopingowania głupich rodziców do poniżania, ośmieszania mnie, jest ze mną i broni mnie, ale tak rzadko, jak to możliwe (ah ci bracia). Po za tym od roku nie trzyma z tymi całymi dziuniami i chwalipiętami, co jest dużym sukcesem jak na niego. Stwierdził, że przez nich miał złe stopnie, a to okazało się najprawdziwszą prawdą. Teraz, nie zważając na braterskie kłótnie i sprzeczki, jesteśmy najlepsiejszymi kolegami.
Idąc do szkoły zahaczyłem o sklep z pączkami. Kupiłem cztery z lukrem, bo dla mnie, dla Nulla, dla... a z resztą dla Notcha i Lasury. Entity jest dziwny i dołączył do tych gotyckich, czy tam emo dziwaków, a poza tym nawet z nami nie gada, a jeżeli już, to ,, cześć" albo ,, aha, dzięki", więc niech się buja, ta, na drzewo niech spada banany prostować. Teraz ubiera się w jakieś schodzone, rozciągnięte czarne jak smoła bluzy z kapturem i ciemnoszare podarte jeansy... O! Zdarza się, że zakłada ćwiekowe buty z cholewą do kolan. Przy jednej z takich sytuacji dostał ochrzan od nauczycielki za ,,wnoszenie błota i nie zmienianie obuwia na szkolne", kiedy on je wcześniej zmienił. Później mieliśmy z niego niezłą bekę - rżeliśmy jak pawiany w krzesłach.
Z jakże fascynujących, świetlistych przemyśleń o jednostce wyrwały mnie głośne piski oraz szuranie opon i gwałtowne pchnięcie, które zwaliło mą niską osobę z nóg. Okazało się, że właśnie zostałem uratowany przez kogoś... kto ocalił moje życie przed srebrną maską jakiegoś dużego BMW. Tym heroicznym ktosiem była jakże wilcza Lasura.
- Nic wam nie jest!? - krzyknęła niska kobieta wysiadając z zabójczego pojazdu. Podbiegła do nas co sił w nogach, by obejrzeć, czy nie posiadamy żadnych obrażeń. Znalazła tylko zadrapania od upadku na ulicę. - Poczekajcie chwilę, przyniosę apteczkę i opatrzę was.
- Patrz jak chodzisz, Herobrine. Nie mam ochoty kupować takiego srebrnego znicza na twój pogrzeb. - warknęła cicho, aby nikt nie słyszał. Z resztą, nie dziwie jej się. Wlazłem pod samochód i teraz paczałem się na nią jak debil na ser. Chwyciłem bez słowa Lasurę za rękę i ciągnąc ją za sobą uciekłem w krzaki .
- Hej, czekajcie! - nie zważając na jej donośne wołania biegliśmy przed siebie jak wariaci już przez lasek.
Po chwili, niestety spóźnieni, dobiegliśmy do szkoły, a następnie do klasy.
- Przepraszamy za spóźnienie...- wydukaliśmy i usiedliśmy w ławce. Ja i Lasura siedzimy w tej samej, ale i ostatniej.
- Gdzie byliście? - zapytał Everest siedzący przed nami. Taki albinos ze świecącymi, błękitnymi oczami. Zawsze nosi szalik, nie wiem dlaczego.
- Nie twój interes...- odparłem, bo nie będę się ośmieszał w czyiś zdradzieckich oczach, które chcą wszystkich poinformować o stanu rzeczy, wystarczy, że moja partnerka z ławki to widziała. Gdyby rodzice się o tym dowiedzieli, to nie zobaczyłbym, przynajmniej w całości, wschodu słońca...
CZYTASZ
,,Dobro zawsze wygrywa", czyli historia Herobrina
Mystery / ThrillerTa Opowieść dotyczy, jak w tytule, Herobrina. W historii opisane jest jego życie od wczesnego dzieciństwa do założenia rodziny i może dalej. W jego domu nie jest zbyt dobrze. Rozpieszczony brat Herobrina, Notch, znęca się nad chłopakiem, a rodzice n...