rozdział ósmy; złamana obietnica

3.7K 326 532
                                    

Uniosłem brodę, chcąc oczyścić swojego przyjaciela z zarzutów. Król na pewno uprzykrzał mu, co wywnioskowałem po bladej twarzy Nialla, wyrażającej strach. Przegryzłem dolną wargę, krocząc w stronę jego mości. Chociaż byłem zlękniony, chciałem pozostać opanowany i spokojnie wytłumaczyć ojcowi sytuację.

– Proszę, nie podnoś swego tonu na mego giermka, a zarazem przyjaciela, królu – przemówiłem, ukrywając drżenie głosu.

Z dreszczem, jaki przebiegł moje plecy obserwowałem głowę władcy, która powoli przekręcała się w moją stronę. Cała postura ojca była przerażająca, jak jeszcze nigdy. Zaciskał dłonie, kręgosłup miał cały wyprężony, a każdy mięsień jego twarzy był spięty. Zamilkł. Patrzył na mnie z zaciśniętą szczęką, czerwieniąc na twarzy. Ta cisza była czymś okropnym.

Wtedy wiedziałem, że sprawa nabrała powagi.

– Odejdź – zwróciłem się do Nialla. W mym głosie było słychać nieznoszący sprzeciwu rozkaz, ale równocześnie troskę, nim ponownie spojrzałem na króla, gdy szatyn posłusznie uciekł.

Ojciec wciąż patrzył na mnie dociekliwie, z grozą, która świadczyła o prędkości, z jaką krew przemieszczała się w jego żyłach. Mimo tego nie odwracałem wzroku. Musiałem być przeciwstawny. Musiałem postawić własne warunki.

Nagle przemówił. Niezwykle wolno i jadliwie, srogo poruszając ustami.

– Znosiłem każdy twój kaprys, Haroldzie. Ale nie sądziłem, żeś taki głupi, by złamać jeden z najważniejszych rozkazów, jakie przydzieliłem tobie i twej siostrze.

– Czy to tak bardzo cię frustruje, ojcze? – uniosłem brew. – Nie sam fakt, że cię nie słucham. Lecz świadomość tego, iż niedługo to ja będę wydawał rozkazy.

– Ty bezczelny gnoju – zmrużył swoje oczy, wypluwając słowa z zawiścią. Już wiedziałem, że trafiłem w punkt. – To ja wciąż jestem królem, ja nakazuję i rozkazuję, ja rządzę i to ja – wskazał na siebie – przesądzam o twoim losie.

– On został przesądzony przez papieża w momencie moich narodzin – odpowiedziałem z nikłym uśmieszkiem. – Nie mówiąc już o prawie dziedziczenia, jakie sam ustanowiłeś...

– Co ty możesz wiedzieć o prawach? – zbliżył się o krok, twardo stąpając po chodniku. – Ty, ten, który tylko przynosi wstyd całemu pałacu. Ten, o którego ciągle mam wątpliwości, czy powstał z mojego spełnienia! – ryknął, łapiąc mój kołnierz. – Mów, po coś był za granicami zamku, może konsekwencje będą dla ciebie łagodniejsze! Inaczej za siebie nie ręczę.

– Byłem w pobliskiej wiosce przejazdem – zmrużyłem oczy, splatając przy tym ramiona na klatce piersiowej. – Widziałem, w jak podłych warunkach żyją moi przyszli poddani.

Król prychnął. – Nie masz prawa opuszczać granic. Miej świadomość tego, jaka kara cię czeka!

– Jaka, powiedz mi, proszę, jaka?! – uniosłem się, sam będąc zszokowanym własną odwagą. – Znowu mnie zbijesz? Zabronisz opuszczać komnatę? Zrozum, że wkrótce będę miał żonę, nie jestem już twoim małym synalkiem!

– Zamknijżesz się w końcu! – ryknął, tupiąc nogą w moim kierunku, czym chciał mnie odstraszyć. Ja jednak pierwszy raz w życiu czułem obrzydliwą chęć wygarnięcia mu tego, jak złym królem i ojcem jest. Rozwścieczyłem się i nie miałem zamiaru milknąć.

– Nie potrafię pojąć, jak dobry we własnym mniemaniu władca mógłby doprowadzić swych poddanych do życia w takim ubóstwie, jakie dzisiaj widziałem!

– Zobaczyłeś tylko małą część tego, jak wygląda prawdziwe życie! W każdym państwie są biedne wioski, a jeśli ty, jako władca, tak się nad tym użalasz, to świadczy o twojej dziecinności! Zamknij się i do pałacu, won!

Princely Romance • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz