rozdział czternasty; list

2.7K 244 346
                                    

Najdroższy, Louisie

Moje serce krwawi z tęsknoty od pierwszej sekundy twojego wyjścia zaledwie poza mury pałacu. Najwymyślniejsze słowa, jakimi posługują się poeci oraz grający w swych utworach muzycy nie są w stanie opisać tego, jak bardzo cierpię z paradoksalnie najpiękniejszego uczucia, jakiego doświadczyłem w życiu. Zdaję sobie sprawę z tego, iż jako przyszły król dane ci jest zająć się swoimi obowiązkami i odpisywanie na moje wylewne listy jest jedyną rzeczą, o jakiej w tej chwili myślisz, jednak chcę jedynie, abyś wiedział, jak bardzo cię miłuję. Twoje cierpienie spowodowane utratą kochanego ojca boli mnie bardziej, niż możesz zadawać sobie z tego sprawę i uczyniłbym wszystko, by tylko otrzymać ten ciężar na swoje barki, oszczędzając tym ciebie. Wyczekuję na odpowiedź niecierpliwie. Umieść w niej cokolwiek ci się żywnie podoba, treść nie ma dla mnie znaczenia. Chcę tylko... wiedzieć, iż odwzajemniasz moje uczucia tak, jak obiecałeś to tutaj, w Anglii.

Do końca życia twój,
Harry.

Westchnąłem, odchylając głowę z jękiem, ponieważ poczułem, że kark i kręgosłup niemiłosiernie mi ścierpiały przez garbienie się. Ból promieniował od szczytu kręgów aż po pośladki. Przegryzłem dolną wargę. Pisanie listu podczas siedzenia na tym niskim fotelu to nic przyjemnego.

Trzymałem grubą kartkę z kopertą na kolanie i w dłoni dzierżyłem pióro. Namaczałem je w atramencie, który leżał zaraz obok, na toaletce. Miałem tu dobre światło, ponieważ słońce rzucało swoje promienie zza mojego ramienia.

Ale teraz odłożyłem już rzeczy na łóżko, kiedy rozprostowałem nogi, wstając. Patrzyłem jeszcze na leżący wzdłuż materaca list i czytałem go pod nosem. Uśmiechnąłem się, ponieważ efekt końcowy był taki, jak chciałem i w dodatku postarałem się napisać go czytelnie, choć wciąż trochę koślawo. Włożyłem list do koperty, postanawiając, że najlepszym wyjściem będzie oddanie go w ręce Nialla, a nie jakiegoś niezaufanego posłańca.

Od razu po odlaniu pieczęci i odczekaniu aż zastygnie, opuściłem swoją komnatę, kierując kroki wzdłuż korytarza, aby dotrzeć do kamiennych schodów. Nie widziałem się z rodziną podczas śniadania, bo zażyczyłem sobie, że będę jadał je we własnej komnacie, dlatego teraz czułem tęsknotę za oglądaniem uroku zamku. W końcu to mój dom. Dom jako część mojej istoty. Słowo to wywołuje we mnie pozytywne uczucia, najczęściej kojarzy mi się po prostu z budynkiem, w którym żyję - z zamkiem - ale przede wszystkim z miejscem schronienia. Z czasem zaczynam rozumieć, że nigdzie nie byłoby mi żyć godniej, niż tu, nawet jeśli niekiedy czuję się zamknięty między pokojami. Wracając do niego, odpoczywam w świetle domowego ogniska. Czuję się w nim bezpiecznie i swobodnie. Wiem, że czasem dla ludzi dom to nie tylko dach nad głową, ale również ojczyzna, z którą się utożsamiają. Człowiek niezakorzeniony będzie czuł się źle, nie znajdując swojego miejsca, więc szuka po świecie. Dom jest naszą opoką od otaczającego nas zgiełku świata; poza jego progami stanowi on fundament naszego życia, to w nim się wychowujemy, żyjemy i przeżywamy wiele trudnych lat i szczęśliwych chwil. Ludzie, którzy tego nie znają, nie zaznają, lub go stracili, mają bardzo trudno i czują się samotni oraz nieszczęśliwi, dlatego powinniśmy doceniać to miejsce i troszczyć się o to, by było w nim nam samym jak i naszym bliskim ciepło i - dobrze, ból rozstania potrafi być straszny, a patrzenie jak druga strona zapomina, jeszcze go pogłębia.

Ale wiem, że Louis nie zapomni.

Ufam mu i naszej miłości. Dopiero teraz, gdy go ty już nie ma, doceniłem to, czym dla mnie jest zamek. Nigdy nie był tak intymnym miejscem jak wtedy, gdy książę tu był, więc może jest coś w tym, że to ludzie budują dom, a nie budynek?

Princely Romance • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz