rozdział piętnasty; twój na wieki

3.1K 269 1K
                                    

Dwunastego września, w piękny, wczesnojesienny dzień, na świat przyszła mała, rudowłosa i wyjątkowo głośna Avril Marquis - córka mojej służącej, ale też wiernej towarzyszki. Od zawsze służyła mi pomocą, nawet częściej niż mój giermek. Odkąd Alicja wkroczyła w końcowy etap ciąży, zadeklarowałem, by wraz ze swoim mężem, chłopem oraz potomstwem zamieszkali w pałacu. Chciałem wynagrodzić Alicji moje nieprzyjemne zachowanie, które dotykało ją przez ostatnie dwa lata.

Tego poranka w pałacu panował zgiełk i kiedy wyszedłem z komnaty, bowiem ubrałem szybko łachmany i chciałem udać się do łaźni, widziałem mężczyzn noszących wiklinową misę pełną wody. Znosili ją po schodach, gdy królowa pojawiła się za nimi jak zjawa, poganiając.

– Matko, czekaj! – zawołałem, machając dłonią. Zwróciła na mnie uwagę, zatrzymując się, gdy podbiegłem do niej, marszcząc brwi. – Co to za gwar?

– Alicja rodzi, książę – złączyła dłonie z uradowaniem. – To za wcześnie, ale będzie dobrze. Mamy dwie pielęgniarki, ale chciałam tam być jako dodatkowe wsparcie.

– O mój Boże! – wykrzyczałem, prędko idąc w ślady królowej, aby pognać w kierunku odpowiedniej komnaty. Mogłem sobie tylko wyobrazić jak bardzo zdenerwowana była kobieta tym doprawdy niespodziewanym wydarzeniem, jakiego jeszcze nikt się nie spodziewał.

Ruszyliśmy w kierunku otwartych wrót, przez które przemknęli dwaj dworzanie z misą wody. Usłyszałem przerażający wrzask poddanej i skrzywiłem się, przykrywając usta dłonią. Wyjrzałem zza metalowych drzwi, dostrzegając na środku pokoju leżącą na łożu Alicję w nietypowej pozycji. Zajmowały się nią pielęgniarki, a ja zachwiałem się na stopach, widząc na wynoszonym prześcieradle plamę krwi.

– Widzimy główkę, Alicjo! – poinformowała młoda położna, wywołując tylko kolejną falę krzyku. Podreptałem do ciężarnej, łapiąc jej dłoń, widząc, jak ściska ramę łóżka.

– Książę, n-nie musisz... – zaczęła lament. Jej głos był okropnie wyczerpany i oprócz niego, świadczyły o tym również zmęczone oczy oraz pot spływający po jej skroniach.

– Chcę.

Spojrzałem na moją matkę, stojącej po drugiej stronie ciała służącej. Alicja jęknęła, gdy został przydzielony jej rozkaz o ostatnim, silnym parciu. Ścieśniłem uścisk dłoni, mrużąc powieki, kiedy pielęgniarki cały czas dopingowały przyszłą matkę z aprobatą, chwaląc ją.

Po wzięciu przez kobietę kilku naprawdę głębokich oddechów, w pomieszczeniu dało się słyszeć donośny, pierwszy krzyk małego dziecka.

Moja szczęka opadła po samą ziemię, bo przecież pierwszy raz miałem kontakt z człowiekiem, który... dopiero się urodził! Moje oczy zaiskrzyły, gdy uścisk na mej dłoni zelżał, a Alicja wychylała się, by dostrzec brudne, ryczące dziecię. Coś przyjemnego zakuło w moje serce na jej widok. Teraz uśmiechała się łzawo, jakby była należycie dumna sama z siebie, gdy jedna z kobiet przecięła pępowinę. Nachyliła dziecko nad miską, po czym druga zaczęła je obmywać z krwi. W ostatniej chwili do pokoju wparował małżonek Alicji. Nie wiedział, gdzie powinien skierować swój rozbiegany wzrok.

Przez cały ten czas uśmiechałem się promiennie, ostatecznie jednak skupiając swe spojrzenie na malutkim ciałku córki mojej służącej, której rączki podrygiwały co jakiś czas, podobnie jak bródka.

– Piękna kobieta! – moja matka klasnęła w dłonie, przyglądając się noworodkowi. Dziecko zostało wręczone w dłonie Alicji, której twarz została obdarzona szybkimi, czułymi pocałunkami chłopa. – Maleńka, ale wygląda na zdrową.

– Poproście medyka! – rozkazałem dwóm nierobiącym zupełnie nic pokojówkom, które zapewne przyszły tutaj jedynie popatrzeć.

Zareagowały natychmiastowo na mój huczliwy ton głosu. Wymieniły się spojrzeniami, uciekając z komnaty.

Princely Romance • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz