- Pansy? Coś ci jest? – wybudził mnie głos Astorii.
Otworzyłam oczy i zamrugałam, żeby wyostrzyć wzrok. Zorientowałam się, że wpół siedzę, wpół leżę koło łóżka.
- Nie – odpowiedziałam przyjaciółce. – Tylko przysnęłam.
- Na pewno? Jesteś strasznie blada. Znaczy bledsza niż zwykle – szybko się poprawiła.
Od przerwy świątecznej w trakcie szóstego roku, kiedy to pokłóciłam się z rodzicami i uciekłam z domu, mój organizm zmienił się. Zapłaciłam za swoją głupotę i błąkanie się po obskurnych dzielnicach po nocach – zostałam ugryziona przez wampira i sama stałam się jedną z nich. Moje ciało zmieniło się pod wpływem przemiany – byłam dużo bardziej bledsza niż zwykli ludzie.
- Na pewno – podniosłam się dość szybko do pozycji pionowej przez co zakręciło mi się w głowie.
- Pans! – Astoria zareagowała niemal natychmiast, ubezpieczając mnie.
- To nic – podparłam się o filar. – po prostu za szybko wstałam – uspokoiłam przyjaciółkę.
- A to nie chodzi o to, że jesteś po prostu głodna?
Nie dałam po sobie tego poznać, ale dziewczyna miała rację. Jako wampirzyca powinnam urozmaicać swoją dietę świeżą krwią, co najmniej raz w miesiącu. Jednak robiłam to rzadziej przez co organizm bronił się powodując większą bladość i ospałość.
- Nie – skłamałam. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Okej – szatynka pokiwała głową i odsunęła się. – To dobrze.
Przeszłam kawałek od łóżka do biurka i znowu zakręciło mi się w głowie.
- Pansy! – krzyk Ast był ostatnim co usłyszałam, zanim odleciałam.
Obudziło mnie silne potrząsanie za ramiona. Musiałam zamrugać kilka razy, żeby zobaczyć co się dzieje.
Jak się okazało potrząsał mną Draco, a cała reszta się na mnie patrzyła.
- Co się stało? – zapytałam słabym głosem.
- Podobno zemdlałaś – Blaise podał mi rękę, żebym mogła wstać, z czego skorzystałam.
- Kiedy ostatnio piłaś? – spytał Theodore.
- Jakoś w trakcie ferii – odpowiedziałam szczerze.
- Czyś ty zwariowała?! – nakrzyczała na mnie Daphne. – Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu?
- Daph wystarczy – Draco położył rękę blondynce na ramieniu. – Nie musisz od razu się unosić.
Musiałam przyznać, że miałam najlepszych przyjaciół pod słońcem. Na wieść o mojej przypadłości nie odwrócili się ode mnie, tylko wspierali najlepiej jak mogli.
- Musisz się napić Pans – Ast podeszła do biurka i wyjęła z szuflady niewielki sztylet i fiolkę z maścią.
- Naprawdę nie musicie tego robić – zaprotestowałam kiedy szatynka podała ostrze blondynowi.
- Żebyś nam tu zahibernowała na kilka lat? Nie dziękuje, chcemy cię mieć przy sobie teraz.
Ślizgon naciął sobie skórę dłoni. Czując charakterystyczny, metaliczny zapach krwi jak zaprogramowane wysunęły się moje kły. Wykorzystałam całą siłę woli, żeby nie rzucić się na chłopaka. Złapałam jego wysuniętą w moją stronę dłoń i przybliżyłam do ust. Zaczęłam wysysać krew z rany, pilnując się, żeby nie drasnąć go kłem, ani nie wypić za dużo.
CZYTASZ
Więź - Hansy
FanfictionCena za głupotę potrafi być naprawdę spora. Pansy przekonała się o tym na własnej skórze - po kłótni z rodzicami uciekła z domu. Błąkanie się po obskurnych dzielnicach przypłaciła przemianą. Teraz, jako wampirzycy przyjdzie jej się mierzyć z nową sy...