Chapter 1

11.5K 436 145
                                    

UDOSTĘPNIAM
NIC NIE ZMIENIAM W PRACY AUTORA

— Och, Hermiono! Ona jest piękna! — zachwycał się Harry wpatrzony w noworodka, którego kołysała na rękach Molly Weasley.

— Prawda? — rozpromieniła się Hermiona.

Harry był szczerze zdumiony, jak można być kompletnie wyczerpanym, czerwonym na twarzy, spoconym z wysiłku i opuchniętym osobnikiem, a mimo to emanować taką radością. Zapewne tak działają na matkę narodziny dziecka. Momentalnie poczuł ostry ból w sercu, gdy pomyślał, że nigdy nie będzie miał własnej rodziny. Zdusił szybko tę przykrą myśl. To nie był odpowiedni czas na użalanie się nad sobą.

Nagle łzy zaczęły płynąć po policzkach Hermiony. Harry przypuszczał, że ma to związek

z ojcem dziecka. Kiedy pomyślał o Ronie, który nigdy nie pozna swojej córki, - który nawet nie wiedział, że będzie ją miał - jemu także oczy zaszły łzami.

— Życie nie jest sprawiedliwe — stwierdził gorzko.

Niebawem rodzice Hermiony wrócili z przerwy na herbatę. Reszta rodziny Weasleyów,

a raczej to, co z niej zostało, również przybyła.

— Płuca to ona ma mocne — odnotował pan Granger, a jego żona przytaknęła.

Harry zdecydował, że teraz jego kolej na przerwę, a po poziomie hałasu i zagęszczeniu ludzi doszedł do wniosku, że to odpowiedni moment. Kochał ich wszystkich bardzo, ale pokój był stanowczo zbyt mały i zaczął odczuwać oznaki klaustrofobii.

Nie był głodny ani spragniony, więc tylko szwendał się po korytarzach. Nie zwracając uwagi dokąd właściwie zmierza, po chwili zorientował się, że nie ma pojęcia, na jakim jest oddziale. Dźwięki wrzeszczących dzieci dawno już ucichły, więc na pewno nie był to oddział położniczy. Rozejrzał się wkoło za czymś, co pomogłoby mu to ustalić. Pierwsze, co zobaczył, była odręcznie zapisana tabliczka na drzwiach obok.

Napis głosił "Snape, S".

Teraz naprawdę chciał wiedzieć, na jakim oddziale się znajduje. Co Snape tu robił? Co było z nim nie tak? Wiedział, że oberwał klątwą podczas finałowej bitwy — a kto nie? — ale to było dziewięć miesięcy temu. Harry nie mógł sobie przypomnieć, co to była za klątwa, ale na pewno Snape powinien był już wyzdrowieć.

XXXXXXXXXXXXXXXX

W chwili, kiedy głowa Harry'ego pojawiła się w kominku jego przyjaciółki, usłyszał tylko dźwięk sygnalizujący połączenie. Mimo wszystko zawołał:

— Hermiono, jesteś w domu? Tu Harry.

Zaczął już podejrzewać, że pożarł ją jakiś wściekły insekt lub faktycznie nie ma jej w domu, gdy jego oczom ukazała się rozczochrana dziewczyna, klęcząca przed paleniskiem.

— Harry! Zastanawiałam się, jak dużo musi upłynąć czasu, zanim zadzwonisz. Wchodź wreszcie — powiedziała na jednym oddechu.

Parę sekund, a raczej niezdarne potknięcie później, Harry był w jej objęciach, wyściskiwany za wszystkie czasy.

— Ciebie też dobrze widzieć — wydusił z siebie Harry, gdy tylko udało mu się zaczerpnąć powietrza. W końcu uścisk został zwolniony, ale Hermiona dalej trzymała go w ramionach.

— Tak bardzo się cieszę, że wstąpiłeś. Ale jeśli usłyszę choćby słóweczko o moich nawykach żywieniowych, właściwej technice przewijania lub o tym, że koniecznie powinnam z tobą zamieszkać, przeklnę cię do następnego tygodnia. Zrozumiano?

Bez słów\Snarry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz