Chapter 6

6.1K 340 77
                                    

Harry siedział przy stole, rzucając co chwilę ukradkowe spojrzenia na Severusa. Sam nie wiedział, czemu tak robi? Właśnie miał wziąć do ust kolejny kęs swojej owsianki, kiedy mała sowa śnieżna zanurkowała przez otwarte okno i usiadła na jego serwetce.

Sówka uszczypnęła go serdecznie, jak tylko odwiązał list.

― Ja też się cieszę, że cię widzę, Demeter. Czy Andromeda życzyła sobie, abyś poczekała na odpowiedź?

Demeter podskakując na jednej nóżce znalazła się na brzegu stołu i wyleciała przez okno.

― Jak widać nie.

Rozwinął list i zaczął czytać, całkowicie zapominając o swoim śniadaniu.

Severus chrząknął, ale nie przyniosło zamierzonego efektu, więc wyciągnął dłoń i dotknął ręki Harry'ego, aby zwrócić jego uwagę. Ten wreszcie zareagował. Uświadomił sobie, że skończył czytać list już dobrych kilka minut temu.

― Och, przepraszam ― powiedział zakłopotany Harry.

Podniósł wzrok, by ujrzeć zaniepokojone spojrzenie Severusa, który podał mu kartkę z pytaniem:

„Czy przydarzyło im się coś złego?"

― Nie, wszystko w porządku. Chyba. Andromeda pisze, że ma jakieś problemy z wahaniami przepływu magii i była u Świętego Munga, żeby to zbadać ― wyjaśnił Harry, po czym dodał: ― Chciała mnie poinformować zawczasu, abym nie zaczął świrować, czy coś w tym stylu. Gdyby wieści o jej pobycie w Mungu doszły do mnie inną drogą. Mówi, że to nic poważnego.

„Mam nadzieję, że tak jest w istocie. A co z Teddym?"

― W porządku.

„Muszę powiedzieć, że dziwi mnie fakt, iż wcale tutaj nie bywa."

Harry'ego ukłuło poczucie winy. Severus miał rację. Zaniedbywał swojego chrześniaka, ale jak miał mu to wyjaśnić?

― Wiem. Tylko... to skomplikowane.

„Pod jakim względem? Wydajesz się radzić całkiem nieźle z Rose, podczas jej wizyt."

Harry zawahał się. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiał i nie był pewien, czy chciał. Ale w Severusie było coś takiego, co powodowało, że łatwo było mu się zwierzać. Może dlatego, że nie mógł odpowiedzieć tym swoim surowym, ostrym, aksamitnym głosem, a może to wcale nie dlatego.

― Jak wiesz, jestem jego ojcem chrzestnym i kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że Remus razem z Tonks zginęli, po początkowym uczuciu żalu, byłem... taki szczęśliwy. Wiem, jestem okropny. Myślałem, że skoro jego rodzice nie żyją, a ja jestem chrzestnym, to mi powierzą wychowywanie Tedda, że będzie... będzie mój. Sądziłem, że to moja szansa. Byłem taki głupi.

Harry zamknął oczy na wspomnienie żalu, jaki czuł, gdy wszyscy, w tym Andromeda, uznali za oczywiste, że opiekę nad dzieckiem należy przyznać jej.

„Co w tym głupiego?"

― Nie nabijaj się ze mnie, Severusie ― zaśmiał się gorzko Harry. ― To jasne, że każdy wiedział, że byłbym beznadziejnym ojcem. Zbyt nieodpowiedzialnym, zbyt lekkomyślnym, w zasadzie dokładnie takim, jakim zawsze mówisz, że jestem. Kto powierzyłby mi dziecko? Takie życie widać nie jest mi pisane.

"Nie pleć bzdur! "

Harry był zszokowany, widząc gniew na twarzy Severusa. O co chodzi?

„Nie wierzę, że twoi przyjaciele myślą w ten sposób o tobie, a jeśli tak, to są skończonymi kretynami."

Bez słów\Snarry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz