꧁4꧂

121 18 10
                                    


  Góry Ilkhil sprawiały wrażenie niezamieszkałych. Posępne, wysokie  szczyty, przypominające kły drapieżnej bestii odstraszały wszystkich przybyszów, którzy zapuszczali się w te okolice. Poprawka. Prawie wszystkich.

Najwyższy szczyt pasma Ilkhil, Storgrak, wybijał się gwałtownie ponad pozostałymi wzniesieniami. Jak dobry ojciec znajdował się w samym środku pasma i patrzył z góry na swoje dzieci. Tuż obok stała Lillegrak, zwana też Małą Damą i Modiggrak. Wszystkie pozostałe grzbiety miały różne imiona, w zależności od tego z jakim ludem się obcowało. Tylko ta trójka miała jednolite nazwy, nie bez powodu.

  Wysoko, na niebie zalanym różem i pomarańczem krążył olbrzymi ptak. Szybował w ciszy, ani jeden skrzek nie opuścił ostrego, zakrzywionego dzioba gdy jak widmo płynął po nieboskłonie. Zataczał koła, wykonywał slalomy, a czasami zwyczajnie latał po linii prostej i po kilku chwilach wracał do punktu początkowego. Trwał tak niezmordowany przez kilka godzin.

Dopiero gdy zachód zmieszał się z nocą, ptak gwałtownie sie wstrzymał i jak strzała pomknął w dół, w stronę Storgraka. Im bardziej zbliżał się do nierównej kamiennej ściany, tym bardziej wydawało się, że uderzy w nią i niechybnie zginie. Ale nie. W jednej chwili, która umknęłaby nawet najbardziej gorliwemu obserwatorowi, zniknął. Może to było złudzenie i żadnego ptaka nie było?, pomyślałby ktoś. Byłby w błędzie.

Ptak właśnie musnął piórami kamienną ramę, skrytego w cieniu otworu wydrążonego w górze. Ciągle leciał w ciszy, świetnie nawigując w ciemności i omijając każdy wystający fragment skały.

Trudno byłoby policzyć ile trwał jego lot do wnętrza góry, jednak dla silnych skrzydeł, wprawionych w długich wyprawach nie był to żaden problem. W końcu, tunel zaczął powoli jaśnieć. Ptak złożył skrzydła i wyleciał z niego jak z procy, prosto do wykutej w skale sali o niskim suficie.
Mimo warunków, nie była ona urządzona surowo i skromnie. Na wygładzonych ścianach wisiały czarne i czerwone sztandary ze wzorami baranich łbów, natomiast na środku sali stał grubo ciosany stół, którego wypolerowana tafla delikatnie odbijała ogniki błyskające na pochodniach wetkniętych w metalowe obręcze przy wejściu do sali. Przy stole siedziała grupa ludzi. U jego szczytu, miejsce zajął dostojnie wyglądając mężczyzna, odziany w skórzany napierśnik i cienkie futro, spięte na ramieniu metalową spinką. Łatwo można było się domyślić, że pełni w tej grupie najwyższą pozycję, mimo, że wyglądał na młodego.

Ptak ponownie rozłożył skrzydła i zatoczył kilka małych kół, z każdym zniżając lot.

Finalnie wylądował na ramieniu stojącego w kącie sali człowieka. Był wysoki, nie tylko przez grube zwierzęce skóry leżące na jego karku. Jego włosy wyglądały jak zmierzwiona wiatrem sucha trawa, a spod grzywy opadającej na czoło, błyskały przejrzyste niebieskie oczy. Gdy ptak usiadł na wyciągniętym ramieniu, owiniętym twardym pasem smoczej skóry, mężczyzna pogładził go po smukłym łbie i przybliżyszwy do niego usta, szepnął coś, co mógł słyszeć tylko on i jego podopieczny.

- Może podzielisz się z nami tym, co przekazał ci vul?

Pytanie zadał wódz. Spojrzał twardym wzrokiem na sokolnika i uniósł lekko głowę.

- Powiedział, że  patrol był udany, a okolica czysta jak górski potok - odparł podwładny,  głosem cichym, acz stanowczym. Uniósł ramię na któtym siedział vul, a ptak od razu machnął skrzydłam i oderwawszy szpony od smoczej skóry, wyleciał z sali i zniknął w mroku kamiennego korytarza.

Wódz przez chwilę patrzył za vulem, dopóki jeden z towarzyszy nie odkaszlnął, żeby zwrócić jego uwagę z powrotem na studiowaną mapę. Z dobrym skutkiem. Mężczyzna odwrócił wzrok od korytarza i skupił się na papirusie przedstawiającym państwo Graków i ich zachodnich sąsiadów.

- Jak już wcześniej mówiłem, najkorzystniejsze będzie dla nas kontynuowanie handlu z Dulią - odezwał się kolejny z podwładnych stojących przy stole z lewej strony. Wyglądał na starszego od wodza, jednak w jego głosie był wyraźny respekt i szacunek. - Mają o wiele więcej portów w porównaniu do pozostałych krajów, w dodatku są najbliżej nas. Nie naraziłoby to naszych statków na ataki piratów, ponieważ są praktycznie w linii prostej.

Wódz potarł palcami podbródek i zmarszczył brwi. Jego wzrok ciągle przeskakiwał z jednego do drugiego punktu, jakby coś wyliczał i mierzył.

- Z całym szacunkiem, ale to najgorszy możliwy pomysł - parsknęła młoda kobieta stojąca po drugiej stronie stołu. Splotła ramiona na piersi i spojrzała na mapę. - Prawie wszyscy na tej wyspie mają napięte kontakty z Dulią, a podpisanie paktu handlowego z jej władcą narazi nas tylko na ewentualne konflikty.

- Zapominasz chyba, że góry Ilkhil to mur jakiego jeszcze nikt nie zdobył - przerwał starszy laird. - Dulia to potężne państwo, dynamicznie się rozwija, warto mieć takiego sojusznika, a tamtejsze bogactwa naturalne to kolejna zaleta. Nasza flota również nie jest mała.

Kobieta krótko potrząsnęła głową, ale nie odezwała się już. Zapadła cisza. Wódz nie wydawał się być w nastroju na dyskusje. Westchnął cicho i zacisnął dłoń w pięść, po czym uderzył grubym pierścieniem umieszczonym na palcu środkowym w stół.
Tym samym zarządził koniec zebrania.

Ciągle w ciszy, lairdowie odeszli od stołu i zwrócili się twarzami w stronę wodza. Cała dziesiątka jednocześnie wykonała lekki ukłon z prawą ręką na sercu, a wódz odpowiedział tym samym. Po tym pożegnaniu, po kolei opuścili salę. Został tylko wódz i stojący jak posąg sokolnik.

- Wyślij vule do każdego szczepu z poleceniem o przybycie boggraków i videngraków - powiedział w końcu wódz. Sokolnik ukłonił się, niżej niż lairdowie i szybko wyszedł z sali. Gdy echo jego kroków rozmyło się w zimnych korytarzach, wódz podszedł do mapy i przejechał palcem od głównego portu w Garinie do Dulii. To była sprawa wielkiej wagi, więc pewnym było, że zwoła jeszcze kilka zebrań na których wspólnie z lairdami ustali co będzie dla nich korzystniejsze.

Jednym ruchem zwinął mapę i nałożył na nią spleciony w obręcz skórzany rzemyk. Resztą zajmą się kartografowie.

Mężczyzna odszedł od stołu i wolnym krokiem skierował się do wyjścia z sali. Gdy znalazł się w korytarzu wiodącym w głąb Storgraka i rozpoczął wędrówkę do swoich pokoi, ciągle intensywnie rozmyślał nad tematem zebrania.





















zgadujcie teraz kim jest wódz

also, jeśli ciekawi Was jak wyglądają vule to google > orłosęp

(i taka ciekawostka - większość nazw w tym rozdziale pochdzi z duńskiego, więc wystarczy usunąć końcówkę 'grak'  i  sprawdzić tłumaczenie)

stay hydrated and eat pussy xoxo


♡. KRUKI LATAJĄ NISKOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz