25. Raz się żyje.

933 51 5
                                    

Nadeszła sobota. Cholerna sobota, kiedy to umówiłam się ze starszym Grabowskim na imprezę. Oczywiście, że to nie doszło do skutku, bo ten młodszy Grabowski zarządził, że jeśli już to u niego i koniec. Nie powiedział bratu dlaczego, po prostu postawił na swoim, twierdząc, że kluby są bez sensu. Pominę już fakt, że obraził się na mnie za to, że w ogóle zapomniałam mu powiedzieć o takich planach.

- Będę musiała im powiedzieć. - mruknęłam, opierając łokcie o blat kuchenny.

Kuba krzątał się, zbierając wszystko, co według etykiety niekoniecznie powinno być na widoku dla gości. Jak dla mnie, to ci goście zrobią tu większy syf, niż Kuba w tydzień.

- Wiesz, że to jest twoja decyzja. - podniósł głowę zza kanapy, wrzucając do worka jakieś opakowanie. - Chociaż dalej uważam, że w pierwszej kolejności powinna dowiedzieć się twoja matka.

- Kuba! - warknęłam i skierowałam kroki do salonu. - Mówiłam ci już coś na ten temat. Ona sama już dawno mnie spisała na straty, więc nie poczuwam się w obowiązku informowania jej o czymkolwiek i koniec.

Dawno nie poruszał tego tematu. Jak wcześniej mi wiercił dziurę w brzuchu, żebym dała znać, gdzie się zatrzymałam, tak teraz, wierci mi dziurę, żebym powiedziała, że wkrótce umrę. Jakoś tego nie widziałam.

- Dobra, dobra, już nic nie mówię.

- Coś ty taki potulny nagle? - zmrużyłam oczy, podchodząc do niego na odległość połowy metra. - Żadnego sprzeciwu?

Kuba wzruszył ramionami i rzucił wolny worek na blat, który i tak przekoziołkował i spadł na podłogę.

- Mam dobry humor. - uśmiechnął się, co było jeszcze bardziej podejrzane.

- Jakoś tak od dwóch dni, co?

Nie odpowiedział, tylko zniknął za drzwiami łazienki z podejrzanym uśmiechem.

Prawdę powiedziawszy, to nie rozmawialiśmy o tym, co się niedawno wydarzyło. Nawet nie dlatego, że to był krępujący temat, bo wcale nie był, ale rano po prostu obudziliśmy się, zjedliśmy śniadanie i... Tyle. Kuba pojechał do wytwórni, a ja zajęłam się całą papierologią, która się nazbierała od momentu mojego wyjścia ze szpitala. Chciałam mieć to wszystko poukładane, chociaż każda kolejna kartka z wynikami, przyprawiała mnie o coraz większy ból głowy.

Między nami było jak zwykle, a chwila słabości, jaka nas ogarnęła nie spowodowała, że zaczęliśmy sobie szeptać czułe słówka, trzymać się za ręce, czy jakiekolwiek z tych wszystkich czynności. Cieszyłam się z tego, bo żadne z nas nie czuło krępacji, która zwykle temu towarzyszyła. Może to dlatego, że już byliśmy dorośli, a może dlatego, że to co się wydarzyło nie było niczym nowym.

Oczywiście, skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że seks z Kubą był identyczny, jak dziesięć lat temu. Wtedy byliśmy gówniarzami, którzy kompletnie nie wiedzieli, co i jak. Teraz oboje byliśmy pewni swoich ciał, swoich czynów, a przyjemność, jaka temu towarzyszyła pozytywnie łechtała najdrobniejsze komórki. Oh, dobra, po prostu było zajebiście, oboje tego chcieliśmy, a warunki grobowej atmosfery tylko temu służyły, żeby choć trochę sobie wzajemnie poprawić humor.

O czternastej dostałam sms'a od Maćka, że niedługo będą. Postanowili, że skoro nie idziemy do klubu, to wypadałoby zacząć wcześniej. Nie wiem, co ma jedno do drugiego, ale wiem, że stresowałam się coraz bardziej, bo na prawdę chciałam im powiedzieć wszystko.

Sytuację ułatwiało mi to, że po raz kolejny nie spotkam się ani z Pauliną, ani z Wiolą, bo obie nie miały ochoty na imprezy. Nie przeszkadzało mi to, zawsze byłam przyzwyczajona do męskiego towarzystwa i nie potrzebowałam kobiet "żeby było z kim pogadać". Wręcz przeciwnie, zawsze miałam wrażenie, że prędzej dogadywałam się z facetami, niż z kobietami.

HALF DEAD  •  QUEBONAFIDE  •  30/35Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz