Rozdział pierwszy, czyli JBWA-sekcja tortur, mordowania i zabawy.

58 3 0
                                    

Dopiero drugi kubeł zimnej wody chluśnięty w głowę mężczyzny zdołał go docucić.

Nieszczęśnik nabrał spazmatycznie tchu i załkał z bólu. Zajęczał przeciągle czując że świadomość przyniesie kolejne pokłady cierpienia Cierpienia zadawanego z wyczuciem i wprawą doświadczonego oprawcy. Poprzypalane, poszarpane, czarne szramy w tkance na twarzy, torsie i dłoniach, jedna zwęglona dziura będąca jeszcze niedawno oczodołem, teraz po spotkaniu z rozgrzanym do białości prętem ukazywała tylko obraz boleści, dwie krwawe szparki przecinające środek twarzy przypominały o odciętym nosie, biała, zalana szkarłatem kość czaszki odsłonięta jednym szarpnięciem umięśnionych ramion kata. Wybite zęby tworzyły żółte wysepki na plamie krwi rozlewającej się na białych kafelkach, co rusz zasilanej nowym wodospadem spływającej z twarzy i rąk świeżej posoki.

Pozbawiony genitaliów, obdarty częściowo ze skóry i na rozmaite sposoby męczony człowiek siedział przywiązany do prostego drewnianego krzesła. Oprawca męczył go tylko dla własnej przyjemności, nie potrzebował żadnych informacji, robił to tylko po to aby nieszczęśnik wiedział, że nie było warto.

Tylko po to aby czuł jak bardzo zjebał.

Teraz za to płacił.

Słysząc metaliczne brzdęknięcie cierpiący spiął wszystkie mięśnie, nie o tyle co się spodziewał a CZUŁ nadchodzący ból, CZUŁ co się zbliża i jak najbardziej się tego bał. Zadrżał i chciał krzyknąć z bólu ale ze zdartego gardła wydobył się tylko cichy charkot, gdy poczuł ostrze skalpela na żebrach wycinające kolejny prostokąt wyćwiczonymi, oszczędnymi ruchami. Nie dał rady też wrzasnąć gdy żelazne kleszcze zacisnęły się na krawędzi rany i szarpnęły, rwąc i ciągnąc za sobą skórę, tkanka nie chciała się rozwarstwiać, szła opornie, powoli. Gdy zatrzymywała się na ścięgnie czy lepiej zarysowanych mięśniach, kat pieszczotliwym ruchem podcinał i ciągnął dalej, do samego końca aż całkowicie oderwał wybrany kawałek od ciała.
Półżywy z bólu mężczyzna, oklapł w więzach, czując jak ta część kaźni dobiegła na razie końca. Nie miał wątpliwości że kat niedługo wróci do tego, będzie robił to samo, że będzie tylko gorzej, ale teraz wiedział że ma chwilę odpoczynku gdy jego oprawca będzie dokładnie oglądał i układał oderwany pas skóry obok kilkunastu identycznych, porównując wymiary i poprawiając każdą niedoskonałość, odcinając skraweczki aby nadać pożądany kształt temu choremu dziełu.
Związany zebrał wszystkie siły jakie miał, całą świadomość i silną wolę aby nabrać powietrza i ledwo słyszalnie wycharczeć:
- Dl... Dlaa... Dlaaaczegooo...?
Kat drgnął, obrócił się zaskoczony w stronę swej ofiary i spojrzał z miną człowieka który bez mała zobaczył jak zwierzę przemówiło ludzkim głosem.
Gdy zębatki w głowie oprawcy przeskoczyły i dotarł do niego sens wypowiedzi okaleczonego biedaka, uśmiechnął się szeroko, radośnie. Przywiązany do krzesła ledwo to zobaczył przez napuchniętą powiekę jedynego pozostałego mu oka, ale teraz... Teraz było mu to całkowicie obojętne.
Nie miał też potrzeby uzyskania wiedzy bo sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego dlaczego to się wszystko dzieje, z pozornie nieznaczącego przypadku, zwykłej głupiej sytuacji przez którą nawet nie wypadałoby mu dać w pysk.
W małej piwniczce o ścianach z lanego betonu i podłodze wyłożonej białymi kafelkami, oświetlonej kilkoma kłującymi w oczy lampami bezcieniowymi, będącej dla nieszczęśnika istnym piekłem na ziemi, będącej aktualnie całym jego światem, wypełnionym bezbrzeżnym cierpieniem światem, w tej piwniczce, rozległ się głośny, ironiczny, aż nazbyt udawany śmiech.
Kat po chwili otarł sztuczną łzę z policka i klepnął się z pasją w udo:
- Dlaczego? A to ci dobre! Dlaczego?! Hahaha! Its a prank bro! Wcale nie dlatego że przejebałeś sprawę, niee wcaale! To tylko żarty! Wcale nie fiknąłeś komuś lepszemu!
Umilkł na chwilę i spojrzał badawczo na poraniony wrak człowieka siedzący przed nim.
Westchnął i pokręcił głową, jak dorosły pouczający małe dziecko.
- Wkurwiłeś mnie frajerze więc płacisz, ostrzegałem, nie dałeś o to jebania. To teraz cierp skoroś głupi.
Wzruszył ramionami i wrócił do porównywania wyrwanych z torsu mężczyzny, płatów skóry. Wydawał się dosyć niezadowolony, jak szewc który miał wykonać buty z niewłaściwie wyprawionej skóry.
Nie taki, za twardy, nie ten, za miękki, nie ten, za dużo włosów... W końcu ze złością zrzucił wszystko z metalowego stolika na podłogę. Kawałki ciała upadły z obrzydliwym mlaśnięciem na podłogę. Oprawca westchnął, spojrzał w górę, ale zamiast lazurowego nieba zobaczył tylko szary beton sufitu, westchnął jeszcze raz i wrócił wzrokiem na swoją ofiarę. Nie patrząc, podniósł ze stolika spory rzeźniczy tasak, metal ponuro błysnął w świetle żarówek, wyślizgana drewniana rączka dobrze leżała w dłoni. Podszedł do umierającego i uśmiechnął się jadowicie.
- My tu gadu gadu a czas ucieka, za godzinę mam korepetycje więc już się dłużej nie pobawimy, dobranoc.
Błysnął srebrzystą smugą metal, z paskudnym chrupnięciem ostrze zagrzebało się w szyi mężczyzny, rozcinając tętnice, żyły, mięśnie i kręgosłup. Bryznęła szkarłatna krew a ofiara zatrzepotała cała w więzach, po paru sekundach jednak jaźń i życie spakowały się, zgasiły światło i wyszły. Ciało rozluźniło się i znieruchomiało.
Na zawsze.

ParadoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz