1 sierpnia 1944 godz. 15:00

64 5 0
                                    

     Rozklekotany żółty trolejbus ledwo mieścił nawałnice ludzi, wypełniająca jakby się zdawało każdy skrawek przestrzeni w starym gracie potęgując i tak już nie znośną sierpniową duchotę. Pot lał się do oczu i za kołnierze, karabiny szczekały o siebie w ciasnocie, jednak to nie one, nie duchota, ani dziury w nierównej polnej drodze tworzyły zdenerwowane napięcie między ludźmi - teraz oni wszyscy jechali na wojnę o lepsze życie. Albo śmierć.
        W głuchej ciszy wprost można było usłyszeć ocierające się o siebie drobinki kurzu, lśniące w promieniach słońca . Pasażerowie wzdrygnęli się, gdy ciszę doskonałą nagle przerwał Węgier (wnioskując z niewyraźnego przekleństwa) i świst rwanego papieru. Napięty spokój wróciłby z powrotem, gdyby nie kolejny porywczy powstaniec nie przepchnął się przez tłum do Węgra
- Wiedziałam, że jak będziesz tak miętolił to się podrze, ot co - wtrąciła w i tak już przerwaną ciszę niska dziewczyna i widząc rozpacz chłopaka dodała jeszcze - daj mi no to zdjęcie. Nie bój nic, ja tylko skleję.
-Proszę -po chwili wahania powiedział z dziwnym akcentem i podał fotografię. Obdrapana i bez wątpienia stara przedstawiała uroczą dziewczynkę z pękiem czerwonych goździków i patelnią w rękach. Dziewczyna nie dociekała po co na tak ładnym zdjęciu patelnia,
- Nienawidzę goździków, - stwierdziła tylko po dokładnych oględzinach rozdartej na pół dziewczynki - a w ogóle to Maria Łukasiewicz jestem; z Warszawy
- László z Budapesztu. - László przetrawił nowe informacje o dziewczynie i aż dech mu zaparło z przejęcia - nie lubić kwiatów to przecież jakby nie lubić żyć! Nie powiedział tego na głos, Maria, choć niska promieniowała władczą siłą na odległość - ludzie przy niej jakby całą odwagę tracili, a i głos przy okazji
- Kto to? - dziewczyna, jakby nie zdając sobie sprawy z atmosfery w trolejbusie pacnęła dziewczynkę palcem, a parę zaciekawionych par oczu spojrzało na zdjęcie
- Siostra...została w domu
- Ale żyje. - stwierdziła. László potwierdził - No jak żyje to dobrze, a jak już nie żyje to moje kondolencje czy jak to tam... Ostatnio wokół tyle trupów, że już mi się miesza - co powinnam, a czego nie...
- Przyjmuje kondolencje. Mam nadzieję, że nie trafne, pewności nie mam, bo Eli już z 5 lat nie widziałem - László zasępił się. W oczach nostalgie mu było widać, ale nie na długo. Wszyscy co go znali wiedzieli, że László to synonim radości, choćby i bezpodstawnej - Zobaczysz, do tych goździków to cię jeszcze przekonam. Akurat kwitną. - awersja Marii do kwiatów chwilowo zajęła miejsce jego smutnych myśli
- Widzę, że znawca goździków mi się trafił, przyjmuje wyzwanie - Maria uśmiechnęła się i podała mu rękę, jakby właśnie się o coś zakładali. W chwili, gdy László odwzajemniał gest trolejbusem wstrząsnęło , pod wypełniająca go masą zatoczył się w lewo, prawo ale wytrzymał.
Powstańcy pocąc się nie miłosiernie rozeszli się po Warszawie zmierzając do punktów koncentracji swoich oddziałów. Oczywiście wcześniej chowając broń.
Maria przesłała mu rozpromieniony uśmiech, pewna zwycięstwa. László
już po tym krótkim spotkaniu zaczął ją podziwiać - w jej oczach nie było nawet odrobiny niepewności.
- Do zobaczenia László!
- Do zobaczenia... - dziewczyna jak się zjawiła tak rozpłynęła w tłumie

Goździki kwitną w sierpniu.Where stories live. Discover now