Courage

3 0 0
                                    

Wczesnym rankiem, gdy na zegarze wybiła godzina piąta, a za oknem słońce również budziło się do życia otworzyłam oczy patrząc w biały sufit. Zbierałam myśli, by zacząć nowy dzień. Każdy wyglądał podobnie, każdy był wręcz identyczny. Od wielu lat rzeczy zapisane w grafiku nie zmieniły swej pozycji. Można by uznać, że takie życie jest nudne, jednak każda z tych czynności trzyma mnie w ryzach, w opanowaniu i spokoju, tak ogromnym, że dla niektórych jest nie do zniesienia. Wstałam z łóżka od razu rozciągając zasłony z okien, by słońce mogło dostać się do już i tak ciemnego pokoju. Z chwilą gdy to zrobilam udałam się do łazienki. Ubierając strój do ćwiczeń i zawiązując bandaże wokół dłoni i rąk myślałam o dzisiejszych zajęciach samokontroli. Mimo, że jestem opanowana niczym wagon tybetańskich mnichów rodzice nie chcą ryzykować, gdy nagle przebudzi się we mnie (według nich) tłumiona przez lata złość. Nie lubiłam sie im sprzeciwiać, rodzice byli troskliwi za równo o mnie jak i mą młodszą o kilka godzin siostrę, w ten sposób okazywałam im szacunek i wdzięczność wykonując ich polecenia. Natomiast ma siostra zbuntowała się dostatecznie szybko, twierdząc że takich zajęć nie potrzebuję. To dość dziwne, bo podczas ostrej wymiany zdań zdążyła rozwalić wazon. Rozmyślając o tej sytuacji zdążyłam już opuścić nasz dom na obrzeżach watahy, i zaczęłam biec po leśnej ścieżce. O tej porze zdążyłam wyminąć już kilka innych rannych ptaszków na porannym treningu wymieniając z nimi drobne gesty na przywitanie takie jak kiwnięcie głową, bądź uniesienie prawej ręki. Większość z nich wymijałam zwiększając swoją szybkość co kilka metrów. Czując, że dziś muszę się zmęczyć bardziej niż normalnie postanowiłam zwiększyć dystans jaki mam do pokonania i podwoić ilość swych ćwiczeń. Czasem tak miałam, że czułam w sobie zbyt duży przypływ energii, dlatego to był mój sposób na pozbycie się jej, by nie wypłynęła na świat w mniej przyjemny sposób. Po niespełna dwóch godzinach biegu wracam do hali ćwiczebnej by zająć się seriami ćwiczeń, gdy inni są już na śniadaniach. Dziś będąc pewna, że nie ruszamy do domu głównego na wspólne śniadanie pozwoliłam sobie na zajęcie sporej części poranka ćwiczeniom. Po wykonaniu przysiadow, szpagatow, podciągania się i rozciągania poczułam, że najwyższy czas na szybki prysznic. Wypocenie z siebie nadmiernej ilości siły zawsze zajmuje mi dość dużo czasu. Widząc zegar wiszący w sali zrozumiałam, że dochodzi ósma. Trzy godziny zajęło mi to wszystko. Nie uznałam tego czasu jako straconego, lecz za dobrze wykorzystany. Wchodząc do domu czułam zapach smażących się gofrów. Ulubiona rzecz mamy i Oriany (siostry) . Przechodząc korytarzem przez kuchnie dostrzegam, że za tym wszystkim stoi ojciec, wyczuwa me spojrzenie i patrzy mi po chwili w oczy ciepło się uśmiechając. Nie odwzajemniłam tego gestu, myślę tak jak wszyscy, że nie potrafię się uśmiechać, a powód do wykrzywienia ust w ten sposób musi być szczery i poważny. Co w tej rodzinie się nie zdarza, mimo wielkich starań. Jedynie odmachałam ręką dla rodziciela I skierowałam się do pokoju na parterze. Biorąc niezbędne rzeczy do higieny udaje się do łazienki, by zmyć z siebie lepki i nie zbyt dobrze pachnący pot. Nie jestem zwolennikiem długich kąpieli, więc po 10 minutach wyszłam już ubrana i gotowa na dalsze rzeczy w dniu dzisiejszym. Wyszłam ponownie do kuchni zasiadając przy stole i chwytając do ręki wczorajszą gazetę. Jest to lokalna gazeta naszej watahy pisana przez dwie młode omegi. Nie ma więc tam nic zbyt interesującego, zwykle plotki, i nic nie ważne informacje. Jednak mama nie miała serca im odmówić, gdy przyszli z zapytaniem czy nie chcielibyśmy wesprzeć ich działalności. Sama jest betą i czuła przywiązanie do tego stada, a młodych jak własne dzieci. Na stole pojawił się kubek z kawą, który otrzymałam od ojca. Nie potrzebuję zastrzyku energii w postaci kawy, jednak smakuje mi, więc już po chwili gorące naczynie styka się z moimi wargami, rozlewając się po środku mego ciała rozprowadzając ogólne ciepło. Poczułam jak ktoś uwiesza mi się przez bark latając wzrokiem po gazecie.
- Postarali się dziś bardziej niż zwykle - Stwierdziła kobieta z blond włosami, których kosmyki opadły mi na ramię. Jej ciepły głos opatulił wnętrze naszego domu, a zapach jej ciała, który i tak był wszędzie był jeszcze bardziej wyczuwalny. Po chwili zajęła swe miejsce, w momencie gdy bliski jej sercu małżonek postawił talerze z jedzeniem na stole. Zamknęłam gazetę w momencie, gdy do stołu zasiada również młodsza kopia rodzicielki przecierając zaspane oczy, oraz uśmiechnięty ojciec. Widząc ich dobre humory, w co aktualnie nie wyliczam zielonookiej 19 latki siedzącej przede mną i zwracam się do rodziców.
- Co jest powodem, dla którego uśmiech nie schodzi z waszych twarzy? - Zwróciłam głowę w ich kierunku delikatnie łapiąc za sztućce. Skanując swoimi kolorowymi oczami ich wymieniające się spojrzenia zaczynam się zastanawiać, czy w drodze po 19 latach nie będzie kolejnego dziecka. Jednak szybko to od siebie odsuwam, wiedząc że wtedy zapach matki zmienił by się przynajmniej odrobinę.
- Ależ nic, po prostu to jeden z tych dni, gdzie radość nas przepełnia. Dobry humor to podstawa do przetrwania - Położył swą zimna dłoń na mojej w momencie, gdy wypowiadał ostatnie zdanie, w którym wyczułam zarzucaną mi aluzje, o lodowatym nastroju i podejściu do życia. Nie odpowiedziałam już nic, ani też nie zadawałam dalszych pytań skupiając się na posiłku. W momencie, w którym Oriana obudziła się do życia, ja z niego zniknęłam zatracając się we własnych myślach, dopóki nie dotarły do mnie słowa mej kopii.
- Halo, Neisti, tu księżyc - Macha przede mną dłonią wyprowadzając mnie z transu.
- Słucham? - Mój Ton jak zawsze był szorstki i odpychający od rozmów, jednak na nią to nie działało. Zresztą, na nią chyba nic nie działało, przynajmniej nie logicznego.
- Zbliża się festiwal, bierzesz udział? - Oh festiwal. Z roku na rok było coraz nudniej, nie działo się nic co by w jakichś sposób zachęcało mnie do opuszczenia sterty książek zebranych z biblioteki - W tym roku ma dołączyć też sąsiednia wataha, ma zmienić się plan zabaw. I będą zawody na wytrzymałość. - Nie mam z siostrą nie wiadomo jak dobrych stosunków jednak zawsze wie jak mnie zainteresować. Złożyłam ręce na stole patrząc się na nią nieodgadnionym wzrokiem. Jest blisko domu głównego jak i samej luny wraz z alfą, w dodatku kręci się wokół niej beta, a ona wokół niego, i wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. Lubię rywalizację, jak większość wilkołaków. Być może nie za wiele dziewczyn lubi się siłować, czy biegać o piątej rano, Wola nosić sukienki, malować paznokcie i piszczeć na widok mięśni swoich wilków. Jednak ja zawsze byłam wystającą poza stereotypy i fakty dziewczyną, dlatego wiedziała, że mnie tym chociażby zainteresuje. Rodzice uśmiechali się wzajemnie do siebie wiedząc, że wpadłam w sidła.
- Zastanowię się - Rzekłam po chwilowym na myślę, a w oczach siostry widziałam iskierki zwycięstwa, rzadko kiedy daje się jej na coś namówić, więc zgaduje że to jej male zwycięstwo. Zapomniałam jednak, że decyzje muszę podjąć dość szybko, gdyż przygotowania do festiwalu zaczynają się dziś, a sama zabawa już jutro. Wstając od stołu i dziękując za posiłek ruszyłam by przygotować się na coś więcej niżeli tylko na zajęcia z Holipusem. Zapewne będę pomagać w przygotowaniach wraz z ojcem. Z takim nastawieniem opuściłam dom.

Czarna Iskra nocy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz