Przede mną jak i Derekiem, który w tym momencie schylał głowę, stali moi rodzice oraz alfa wraz z luną. Nie otrzymaliśmy przychylnych spojrzeń. Przynajmniej nie ja, zapewne chodziło tylko o mnie. 4 pary oczu wpatrywały się we mnie oczekując zapewne wyjaśnień. Odstawiłam babeczki po prawej stronie i wyprostowałam się delikatnie chyląc głowę. Do mych uszu dotarł głos ojca.
- Czy masz coś do powiedzenia córko? - Nie musiał mówić o co chodzi, oczywistym było, że zdajemy sobie sprawę z ich wizyty, nawet nie można tego tak nazwać biorąc pod uwagę, że nie byliśmy w domu, tylko na zewnątrz na marmurowym murku będącym fragmentem fontanny. Spojrzałam w jego zimno niebieskie oczy, takie jak moje.
- Wszystko zależy od tego, co uslyszeliście z drugiej strony ojcze - Mój ton głosu nigdy nie wydawał z siebie żadnych oznak mojego nie pokoju, strachu czy też radości. Tak jak i mowa mego ciała.
- Podobno zaatakowałaś bezbronne delty odprowadzające nową betę po okolicy. - Tym razem pałeczkę przejął Alfa - Cinetri. Mogłabym rzec, że jest w wieku mojego ojca, a przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, ponieważ mój ojciec już chyba sam przestał liczyć lata spędzone na ziemi. Jego ton głosu, mimo iż chciał by był surowy pozostał delikatny i ciepły. Tak jak jego żony - Lucindy i mojej matki.
- To bzdura alfo, oni chcieli zaatakować omegi, gdyby nie Nei, to pewnie by je zgwałcili! - Krzyknęła delta stojąca po mojej prawej stronie gestykulując rękoma. Wzrok ich wszystkich nagle się zmienił. Nie mogli tego przyjąć do świadomości, dodatkowo fakt, że był z nimi nowy beta, który ma towarzyszyć niedługo nowemu Alfie wcale tego nie prostował. Wiedziałam już, że mi uwierzyli, nigdy nikogo nie okłamałam. Przynajmniej nie w takich kwestiach. W końcu, każdy ma jakiś swój sekret. Spojrzałam w oczy każdemu z nich. Oczekiwali ode mnie złożenia później szczegółowych wydarzeń, tak samo i od Zielonego. Sprawa ogólnie poszła gładko I nie było potrzeby godzinnego tłumaczenia się. Oba małżeństwa poczęstowały się smakołykami komplementując starania omeg, które później też poproszą o opowiedzenie o zdarzeniu. W ramach przeprosin za naskakiwanie na nas zostaliśmy zaproszeni na oficjalną kolacje do domu głównego, w którym przywitają najważniejszych gości naszych partnerów z okolicznej watahy. Derekowi na ich słowa rozszerzyły sie oczy i błyszczały jak gwiazdy. Zawsze chciał być docenionym przez głowy watahy, I właśnie został. Myślę, że jeśli nie przekoloryzuje wszystkiego to może coś osiągnąć. Coś mi opowiadał, że chciałby dołączyć do zespołu stale polującego, podoba mu się ranga myśliwego w stadzie. Jeśli będzie ciężko pracował na pewno tak będzie. Proponowałam mu wspólne treningi rano, jednak marudził że musi mu też starczyć energii na całą resztę dnia. O moich treningach mówią jakby było to coś zabijającego, tortury dla mięśni. Jednak można się do wszystkiego przyzwyczaić. I działa to zdrowo na organizm mimo, że i tak wszyscy słyniemy ze zdrowego organizmu i ogólnie dobrych kondycji. Może nie licząc omeg, nie każda z nich lubi poranne ćwiczenia, poza tym nadrabiają czynnościami w domu. Po rozmowie z opiekunami w obu znaczenia h dalej rozmawialiśmy, a ja skusiłam się na jagodową pyszność wiedząc dlaczego każdy się w nich zakochał od pierwszego kęsa. Nim słońce zaszło zdążyłam wrócić do domu ówcześnie umawiając się na dzisiejszą kolacje z Derekiem. Mamy spotkać się o 20 przy fontannie. Nigdy nie spędzam z kimś więcej niż 20 minut, jednak po kilku godzinach z tym szaleńcem nie czuję wyczerpania psychicznego jak zazwyczaj.
Zjadłam kilka pokrojonych kawałków mango i poszłam się przebierać i wziąć prysznic. Po 30 minutach byłam już gotowa, wysuszyłam włosy, czego zazwyczaj nie robię, bo tego nie lubię. Dzień mam tak rozpalnowany, że są w stanie wyschnąć mi same mimo swej długości i gęstości. Zaplotłam je w dwa warkocze idące od samej góry, by nie przeszkadzały mi za wiele. Ubrałam czarne skórzane spodnie, oraz białą, również ze skóry koszulkę bez rękawów. Na wszystko narzuciłam materiałowy biały płaszcz, który przy szwach był nieco metaliczny i sięgał mi kolan. Był nieco w stylu Magna kim, zapinał się tylko do Lini bioder, natomiast reszta oblegiwała nogi do okoła. Jako iż płaszcz również miał rękawy 3/4 zakryłam ręce ponownie cienkim i wąskim bandażem w czarnym kolorze. To taki mój fragment stałego ubioru. Skórzane buty powyżej kostki dopełniły mój klasyczny strój. Zeszłam do kuchni mając w zanadrzu jeszcze godzinę. Widziałam jak rodzice wraz z siostrą krzątają się po domu w zastanowieniu co ubrać, co wziąć, czy dobrze wyglądają gdy ja w spokoju piłam kawę ma zająć w niej ciastko z migdałami. Zdecydowanie zjadłam dziś zacznie więcej słodkiego niż przez ostatnie pół roku. Gdy usłyszałam po raz kolejny pytanie, w którym miałam potwierdzić czy któryś z domowników dobrze wygląda wyszłam na zewnątrz tracąc odrobinę cierpliwość. Pytają o takie rzeczy Nie odpowiednią osobę, wiedząc że to nie mój gust i zawsze będzie mi coś nie pasować. Chyba, że chodzi o strój ojca, mamy podobny gust. Zresztą oboje jesteśmy za równo charakterem i sposobem bycia jak jedna kropla wody. Dlatego czasem można z kimś sensownie porozmawiać w tym domu. Oglądając świetliste niebo trochę się rozmarzyłam o normalniejszym życiu, bez ciężaru na barkach. W spokoju ducha. Jednak nie można mieć wszystkiego, mam kochaną rodzinę i z tego powinnam się cieszyć. Czasem trzeba się poświęcać.
Gdy tak stałam i zaczęłam nieświadomie liczyć gwiazdy usłyszałam zamykanie zamka od drzwi. Wszyscy byli gotowi więc ruszyłam w stronę małej bramki wplątanej w fragment ogrodzenia. Otworzyłam ją i nie czekając skierowałam się w stronę domu z rękoma spuszczonymi po obu stronach ciała, dopóki po obu stronach, nie stanęła matka i Orianna biorąc mnie pod ramię. Przewróciłam niezauważalne oczami na ich gest, bo wiedzą iż nie lubię takiej bliskości jaka właśnie mi oferują. Jednak uchodzimy w stadzie za rodzinę ponad stan, z wysokim poziomem kultury i dażącą wszystkich szacunkiem i miłym słowem czy gestem, co ostatnio psuje blondynka po mej lewej przez jej rozjuszenie I ogólne dziwaczne zachowanie. Skarciłam się w myśli za ponowne niemiłe słowa o dziewczynie, chociaż to tylko prawda, jednak nie mogę wymagać od niej pokory, bo za bardzo się różnimy mimo pochodzenia z tych samych korzeni. Po prostu jedna z nas poszła w korzenie ojca, druga w korzenie matki. W końcu dotarliśmy na miejsce, zajęło nam to pięć minut lecz dla mnie ciągnęło się to niemiłosiernie długo. Zauważyłam Zielonego ubranego w garnitur z różami w dłoni, dał po jednej dla każdej z nas. Nie przepadam za kwiatami jednak nie odmówiłam i wzięłam jedną, wsadzajac do kieszeni, by pęk z niej wystawał.
- Odnoszę wrażenie, że to będzie dziwny wieczór - odezwałam się do postawnego chłopaka.
- Ja coś czuję, że się mogę trochę zanudzić, chyba że sam coś nawine - Uśmiechnął się, a w jego oczach mrugnęły iskierki konspiracji i podniecenia.
Poklepałam go po ramieniu na co oboje się zdziwiliśmy .
- W razie czego Ci pomogę - Wciąż lekko zdezorientowana ruszyłam do wejścia, które już dawno przekroczyli moi rodzice.
- Mam taką nadzieję, bo jak nie to zajmę się jedzeniem, aż nic nie zostanie - Zaśmiał się na swoje słowa, w momencie gdy ja jedynie uniosłam kącik ust do góry, co również jest nie podobne do mojej 'oschłej' osoby. Przywitaliśmy się z luną I alfą, którzy osobiście witali gości z uśmiechem. Derek wręczył róże Lubie, a Ga nie mogła się nie powstrzymać od uściskania młodzieńca. Wchodząc do jadalni rozejrzeliśmy się po gościach. W większej mierze były yo starsze osobniki, jednak były też osoby zbliżone wiekiem do mojego. Na pewno był tam nasz przyszły, i zarazem syn ówczesnych sprawujących władze wraz ze swoją wybranką. Obok niego jego przyjaciel beta, a ku mojemu zdziwieniu po jego stronie siedziała moja siostra. Czerwona jak burak spoglądał na bruneta obok siebie. Zainteresowanie naszą nietypową dwójka było o dziwo duże. Wszyscy patrzyli na nas z zainteresowaniem, nie robiąc sobie nic z nich spojrzeń zajęłam miejsce, a zaraz obok mnie lekko onieśmielony usiadł delta. Oczywiście nim zajęliśmy miejsce Przywitaliśmy się z pozostałymi gości. Nie znałam ich, lecz kojarzyłam, nie była to ich pierwsza wizyta u nas. Do stołu zasiedli główni sprawcy tej kolacji i wyrwali stół i wszystkich przy nich siedzących z ciszy. Nie wiem kiedy Derek nabrał tyle pewności siebie, ale od ponad 30 minut słyszę jego wymiany zdań ze starszymi przy stole podczas gdy ja siedzę i jem stek i popijam wino. Pozostali młodzi szczebioczą coś między sobą wymieniając między sobą głupie i maślane spojrzenia. W pewnym momencie usłyszałam swe imię i pytanie dochodzące z końca stołu wychodzące od jakiegoś młodego chłopaka. Przeżyłam jedzenie nie patrząc w jego kierunku, wytarłam usta i wtedy zwróciłam głowę w jego stronę.
- Neisti? Chyba nie pomyliłem imienia, tak? - Wiem, że to nie zbyt grzeczne nie udzielając konkretnej odpowiedzi, ale jedynie skinęłam głową na tak. - Ty czym się zajmujesz? - Zapytał zielonooki. Miał nie więcej niż 1,90 I lekko się garbił sądząc po jego schylonej posturze przy stole. Miał wyraźnie odbijające się kości policzkowe, pieprzyk pod okiem i różowe, może malinowe usta. Opisując go w zwyczajowym i typowym dla nastolatek słowie był przystojny.
- Niczym szczególnym, studiuję literaturę, jednak nie pobieram nauk u nauczyciela, robię to na własną rękę. - Napiłam się ponownie wina zwilżając usta patrząc na niego
- Sądziłem, że może trenujesz jakieś sztuki walki, tego bym się spodziewał, chociaż nie mówię, że stos ksiąg Ci nie pasuję
- Cóż, ja natomiast nie lubię wyciągać wniosków i snuć domysłów, więc nie powiem do czego mogłabym Cię przypisać - Chłopak uśmiechnął się na moją odpowiedź biorąc to pewnie za formę sarkazm czy lekkiej złośliwości, jednak nie prowokuję ludzi zmieniając swój ton głosu, taki po prostu mam. Szorstki i zimny.
Nie odpowiedział już nic, za co byłam wdzięczna, bo nie lubiłam rozmów bardziej niż to konieczne. Wieczór minął bez rewelacji, nie mogłam się spodziewać niczego więcej po takim spotkaniu. Opuściłam je wcześniej tłumacząc się pozostałymi obowiązkami, które zaniedbałam. Pożegnałam się zostawiając Dereka samego, który wcale się tym nie przejął, myślę że nawet nie zobaczył by mojego wyjścia, gdybym się nie pożegnała. Wróciłam do domu i jedyne co musiałam robić, a właściwie chciałam to czytanie księgi umarłych na balkonie pośród światła gwiazd.

CZYTASZ
Czarna Iskra nocy
WerewolfCo może wyniknąć z życia w wiecznym strachu? W wizjach gdzie Twe dłonie pokryte są krwią Twych bliskich. Gdzie jeszcze przed sekundą bijące serce Twojej matki spoczywa właśnie w Twoich dłoniach wydające swe ostatnie bicie. Co skyrwa się pod wieczną...