Magma

2 0 0
                                    

Festnym rozpoczął się o 9, a jego otwarcie zaczęło się od przemowy, przedstawienia głów watah i ich następców, albowiem temu właśnie to służyło. By zarówno sąsiednie watahy miały pojęcie o zarządzie tej drugiej, ale i wataha, w której owe zmiany zachodzily dostała oficjalne ogłoszenie. Stałam wśród tłumu wraz z rodziną, nieopodal mnie stał Derek ze swą matką. Większość twarzy wydawała z siebie radość i zniecierpliwienie, bo zapach jedzenia roznosił się już od rana po całym terenie. I muszę przyznać, że pachniało to wszystko przyzwoicie dobrze, mimo iż wolę matczyne jedzenie. Tata i Orianna nie potrafią gotować, chyba że jest to jedna rzecz wyuczona poprzez lata przypalania jej I garnków. Nie miałam planu spędzenia następnych godzin, dopóki popołudniem nie rozpoczną się różne zawody, na które zostałam namowiona. Mimo wszystko siostra zawsze mi głośno kibicuje, co jest mile z jej strony. Ludzie rozeszli się w swoje strony, gdy już miałam iść w przeciwnym kierunku ktoś na mnie wpadł. Była to dziewczyna mniej więcej wzrostu 1,85. Wysoka, dość szczupła, nawet trochę za bardzo, wymalowana jak płótno, i ubrana w bardzo skąpy strój. Zaznaczam, że byliśmy na przełomie  wiosny z latem, było ciepło, ale nie na tyle, by krótkie dżinsowe spodenki odsłaniały jej połowę tyłka. Utrzymała koniec końców równowagę i ze złą miną spojrzała na mnie.
- Patrz jak łazisz głupia - Miała piękny dobór słów. Tak bardzo bogaty, nie powinnam nic odpowiadać na jej zaczepkę, lecz jakoś nie mogłam się wewnętrznie powstrzymać
- Mogłabyś powtórzyć? Tylko użyj bardziej kulturalnych słów zważając na fakt, że jesteś tu gościem - Stałam z nią twarzą w twarz, z rękoma splecionymi za plecami. Przyglądałam jej się z uwagą, chociaż nie był to przyjemny widok. Początkowo zastanawiała się co odpowiedzieć, po chwili jednak uśmiechnęła się w nieodgadnionym dla mnie stylu.
- Nie zaczepiaj mnie dziwaku, nie mam nic na sprzedaż - Nie zrozumiałam obrotu jej tematu, jednak gdy dotarł do mnie zapach młodego Alfy, myślę że zwał się Nico, zrozumiałam co próbowała zrobić. Nagle pojawił się między nami zaciekawiony o co może chodzić. Nie zamierzałam jednak dać się wciągnąć w jej idiotyczną grę.
- Wpadłaś na mnie, obraziłaś próbując wszcząć dziecinną kłótnie, a teraz próbujesz wciągnąć mnie w jakieś używki widząc zbliżającego się do nas Alfe. Nie wiem jak Cię wychowano, ale polecam na przyszłość ugryźć się w język i użyć trochę rozumu, albo przynajmniej się kogoś poradzić, jeśli myślenie przychodzi Ci z trudem. - Nie zwróciłam uwagi na chłopaka stojącego obok, jednak widziałam lekkie rozbawienie na jego twarzy. Nie rozmawiamy ze sobą na codzień, jednak znamy się z naszych częstych wizyt w jego domu, jak i jego w naszym. Poza tym Orianna nie oszczędza mi szczegółów w opowiadaniu jak minął jej weekend pośród nich. Znał mnie na tyle, żeby stwierdzić jak sytuacja faktycznie wyglądała.
- Zamiast ćwiczyć malowanie nowych pejzaży na swojej skórze, po prostu poćwicz I nie będzie wywalała sie przy każdej możliwej okazji. - Chociaż jestem zdanie, że raczej często pada na kolana. Mimo, iż nie jest to w moim typie, ocenianie ludzi po wyglądzie, to taka ona mi się wydaje.
W końcu głos zabrał Nico, nim dziewczyna zdążyła odszczeknąć
- Dobra, dziewczyny. Festyn dopiero się rozpoczął, nie potrzebujemy żadnych sprzeczek tak? - Spojrzał na nas obie stając między nas w razie wypadku. - Nie wiem, podajcie sobie dłonie na zgodę albo po prostu niech każda pójdzie tam gdzie miała, okej? - Spojrzał nam w oczy po kolei szukając zgody w naszych oczach. Nie miałam w naturze woli sprzeciwu, zawsze szłam na ugodę jeśli mnie o to proszona, więc wystawiłam rękę w kierunku dziewczyny. Ta jedynie fuknęła i odeszła obrażona. Zabrałam więc wciąż wiszącą w powietrzu rękę i ponownie przeniosłam wzrok na niego.
- Znam Cię Nei, wiem że nie było tak jak próbowała to zagrać, wiem też że nie zrobiła byś nic głupiego jak ona, ale po prostu unikajmy teraz głupich sprzeczek.
- Nie musisz mi tego mówić, jestem pewna, że z nas dwóch to Ciebie bardziej ciągnie do bijatyk niż mnie, nawet jeśli jest to ostatecznością - Zaśmiał się cicho pod nosem i poklepał po ramieniu, powiedział zciszonym lekko głosem 'Coś w tym jest' I odszedł, a ja zmierzyłwm tam gdzie miałam. Idąc do stoiska z nożami, zauważyłam grupę chłopaków z dnia wczorajszego. Widząc mój wzrok, od razu odłożyli to co oglądali i jeden za drugim poszli na drugi koniec. W duchu chciało mi się z lekka śmiać na ich zachowanie, lecz dobrze ze przyjęli do świadomości lekcje jaką otrzymali. Dotarłam do miesiąc docelowego i zaczęłam przeglądać wyroby. Sprzedawcą był stary Kowal imieniem Calio, u którego pobierałam nauki w młodszych latach, kiedy byłam zafascynowana wyrobem mieczy, sztyletów, grotów I innych ostrych narzędzi. Przywitał się ze mną uśmiechem, na co odpowiedziałam skinieniem głowy i wzięłam do ręki sztylet z grawerunkiem. Był niewielki. Zaledwie 12 cm ostrza plus rękojeść. Był lekki i bardzo dobrze leżał w dłoni. Podeszłam do stojaka by wypróbować jego ostrość, i tak jak myślałam przeciął by nawet kość przy odpowiednim użyciu siły. Był też pięknie ozdobiony, rękojeść była z dębu, jednak przeplatana była winoroślą która wcale nie wpisała się w skórę. Na końcu był mały, połyskujący kamień, nie szlachetny, jednak spełniał swą rolę i dodawał do broni swego majestatu. Na samym sztylecie były wygrawerowany smok na skalę. Colio bardzo przepadał za tymi mitycznymi stworzeniami. Również miał swoje pasje i upodobania, dlatego zawsze dobrze mi się z nim współpracowało. Był ciekawą osobą, a jego historię zawsze mnie pochłaniały. Mój wzrok od noża odciągnął głos, a raczej krzyk dochodzący z polany, która była na nieopodal. Rzuciłam sakiewkę z pieniędzmi na stół kowala i schowałam go do kieszeni płaszcza kierując się w stronę polany przyspieszonym krokiem. Przedarłam się przez tłum gapiów szepczących coś między sobą. Wyszłam do pierwszej Lini, widząc kobietę, która była ubrudzona krwią. Jej zapach dotarł do moich nozdrzy, a mi zaczął skakać puls. Krzyczała i błagała o pomoc. Z jej nogi wystawiał dziwny, kostny miecz wbity w ziemię. Był ogromnej długości, jednak był smukły. Podobał mi się. Podeszłam do niej ze spokojem wypisanym na twarzy. Nigdy nie okazywałam większych emocji. Spojrzałam w jej oczy i położyłam rękę przy nodze. Nim zdążyłam się odezwać, ta stłumiła krzyk i szloch .
- On zabrał me dziecko, proszę, znajdź je. - Byłam zdezorientowana. Kto, albo co zabrało jej dziecko. Wskazała mi kierunek, w którym miałam się udać. Reszta mężczyzn jakby wyrwała się z osłupienia I podeszła do kobiety, a wśród nich był jej partner. Nim zemdlała spojrzała na mnie blagalnym wzrokiem. Poczułam się w obowiązku wypełnić jej prośbę. Po tym jak odsunęłam się od niej przejechałem wzrokiem po lesie. Zapachy były pomieszane, jednak urwałam kawałek jej ubrania i przyłożyłam do twarzy. Dziecko zapewne ma jej zapach jeśli ciągle było z nim. Poszłam w tym kierunku, mimo iż każdy mówił, że chyba mnie opętało. Niektórzy krzyczeli bym się zawróciła, że idę na pewną śmierć. Zarówno oni jak i ja, nie mieliśmy pojęcia co to było. Lecz broń z kości mogła mówić sama za siebie, że ni był to wilkolak. Poza tym, nie porywamy sobie dzieci, a kobieta nie wyglądała na taką, która miała w przeszłości konflikty, które mogły by do tego doprowadzić. Zniknęłam za gestwiną próbując złapać zapach młodszego osobnika. Przez pierwsze metry nie czułam nic, lecz po chwili do mych nozdrzy dotarł lekki zapach wanilii i cynamonu. Kierowałam się za nim zachodząc głębiej w las. Rozglądałam się i nasłuchiwałam otoczenia, gdy pod moimi nogami pojawił się materiał. Niewielki skrawek czegoś niebieskiego. Podniosłam go i miał zapach bardzo zbliżony do kobiety. Przez myśl przeszło mi, że zaginione dziecko zostawia mi jakiś ślad. Zwiększyłam szybkość idąc za coraz mocniejszym zapachem. W końcu Dotarłam na polanę. Na jej środku stał chłopczyk, był ubrudzony krwią. Mało tego. Nie miał koszulki, natomiast jego młodzieńczy tors, chude ramiona i dziecięca twarz była pokryta wzorami z krwi. Przyglądałam się mu, stal jak zahipnotyzowany po środku łąki. Powoli skierowałam się w jego stronę. Gdy tylko postawiła nogę na świeżej, bujnej trawie zwrócił się głową do mnie. Jego oczy były czarne, ale bez emocji, coś jak moje. Nie uśmiechnął się w żaden sposób, nie wykonał nic. Patrzył tylko na mnie jak robiłam kolejne kroki w jego stronę. Rozglądałam się również po otoczeniu. Jak do tego doszło, że w tak krótkiej chwili, chłopak został częścią jakiegoś rytuału. Była między nami głucha cisza. Nagle usłyszałam dziecięcy głos, jednak nie wychodził on z jego ust, jednak z przestrzeni lasu. Rozchodzą lce się echem po okolicy 'Halo' przynosiły ciarki na plecach, stawiały włosy na dęba, jednak mi dał oto jedynie do myślenia. W tym momencie byliśmy obserwowani, dziecko które na mnie patrzyło, było użyte jako wizjer dla osoby, postaci, czy Bóg wie czego co nim sterowało. Wybrało wilcze dziecię, że względu na wzrok i słuch. Chciało widzieć mój najmniejszy ruch. Stanęłam kilka metrów od dziecka patrząc się w czarne jak węgiel oczy. Nie opuszczałam wzroku cierpliwie patrzyłam i wyczekiwałam rozwoju zdarzeń. W końcu coś pękło. Jakieś połączenie między dzieckiem, a jego pasożytem, bo runęło na ziemię. Słyszałam bicie jego serce i oddech, widziałam poruszanie się jego klatki, więc zrobiło mi się lżej na sercu. Gdy już miałam podejść i zabrać dziecko bliżej siebie z zarośli naprost mnie zaczęło coś biec. Była to dziwna postać, łysa, jej skóra była dziwnie siwa, jakby straciła swój blask, wydawała się zimna. Nie miała oczu, jej oczodoły były puste i zakrwione. Szpony wychodzące z jej dłoni nie należały do najkrótszych, natomiast do najeygodniejszych też nie. Miała zaszyte usta, była bardzo wychudzona. Jednak była ubrana w dziecięce, bardzo znoszone ubrania. Krew delikatnie spływała z jej ramion. Była dość szybka jak na pokracznie wyglądające stworzenie. Nagle w jej dłoni pojawił się taki sam miecz, jakim została przebita kobieta. Tylko kości z jakich został zrobiony, wyglądały tak biało, jak śnieg, jednak miejscami wciąż były pokryte mięsem. Świeżym mięsem. Ilość krwi i jej intensywny zapach jaki mnie otaczał przyprawiał mnie o ból głowy. Nim do mnie dobiegła zmieniłam położenie, by nagle nie okazało się, że podbiegła by przebić na wylot niewinne dziecko. Jednak gdy ruszyła za mną, wiedziałam, że chodziło o mnie. Przerwałam jej w czymś więc chciała się mnie pozbyć. Wyjęłam sztylet z kieszeni i czekałam na jej atak. Gdy się zbliżyła poczułam jej zapach, smierdziała zgnilizną, jej odór przyćmił zapach krwi. Zamachnęła się w moją stronę ostrzem, od którego odskoczyłam w porę. Następny atak wyprowadziłam ja szarżując w jej stronę, schyliłam się ponad jej mieczem i wbiłam sztylet w prawe płuco. Ta jedynie 'spojrzała' się na mnie, a jej zaszyte grubą nicią usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu.

Czarna Iskra nocy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz