Zmarszczyłam brwi, by po chwili zostać przez nią kopniętą na odległość kilku metrów. Nie sądziłam, że ma taką siłę. Podnosząc się z ziemi, znalazła się nade mną chcąc wbić we mnie te kości. Ataku w klatkę piersiową uniknęłam jednak skóra na ramieniu została szarpnięta. Krew zaczęła się sączyć w szybkim tempie. Dodatkowo rozdarła mój ulubiony płaszcz. Kopnęłam ją w brzuch, a z jej gardła wydobył się obrzydliwy krzyk. Moim celem było pozbawienie jej broni, z jej nie ludzkimi paznokciami sobie poradzę. Tak też zrobiłam, zmierzyłam ponownie w jej kierunku kopia ją ponownie, tym razem w szczękę, bo całe cialo schyliłam ku ziemi prostując prawą nogę. Sztylet, który wciąż był w mojej dłoni wbiłam w jej policzek, przeszedł na drugą stronę. W tym momencie Kopnęłam ją również w prawą rękę, w której trzymała swój oręż. Wzięłam go do ręki i poczułam dziwną energię. Mogłabym ją opisać bardziej jako negatywną, mroczną. W tym czasie, gdy ja próbowałam przywyknąć do dziwnego uczucia ona wyjęła sztylet z buzi. Ponownie wydała z siebie dziwnie stłumiony odgłos i ruszyła na mnie. Była wściekła, było to widać gołym okiem. Dlatego jej ruchy stały się nie precyzyjne. Machała moim sztyletem na wszystkie strony, uznała bym to za Nie praktyczne. Jednak w momencie gdy ta myśl wpadła mi do głowy, poczułam jak ostrze przechodzi od mojej lewej brwi poprzez oko, kończąc niecały centymetr niżej. Ciężko było mi je otworzyć. Zwłaszcza, że nóż był srebrny i paliło to moją skórę. Złapałam się za ranę, jednak nie zamierzałam się rozklejać z powodu oka. Nie dałam też emocjom wziąć nade mną górę, jednak postanowiłam użyć całej swojej siły. Znikąd pojawiła się przede mną i złapała moją głowę w obie swe dłonie, kciuki przyłożyła do oczu napierajac na nie. Czułam się jakby mi je odbierała, mój wzrok, moją duszę, która się w nich zagłębiła. Wtedy postanowiłam, że koniec z jej grami. Jak na istotę, o której nigdy nie słyszałam, zaskakiwała mnie. Jednak nie byłam sama w sobie przeciętnym wilkołakiem. Odepchnęłam ją resztkami sił i jej własną bronią, której do tego momentu nie puściłam odcięłam jej głowę zamaszyście kierując się w jej stronę. Padła metr od niej, a ciało po chwili leżało w trawie. Zaczęło rozkładać się w niewątpliwie szybkim tempie. Nim zdążyłam odwrócić wzrok zostały same kości. Spojrzałam na chłopca, który w momencie śmierci tej istoty się wybudził. Podparł się zaspany na ręce i spojrzał na mnie. Był przestraszony. Jestem pewna, że nie wyglądałam zbyt dobrze. Rzuciłam miecz na trawę i opadłam obok niego na kolana. Z mego oka i ramienia wciąż leciała krew. Uśmiechnęłam się delikatnie do chłopca.
- Już jest okej, nie martw się - Te słowa nie bardzo go uspokoiły, lecz zapewniły o moich dobrych intencjach. Po prosiłam by wstał i zarzuciła na niego stwoj płaszcz, bo nie miał na sobie ubrań. W momencie gdy mieliśmy już iść na polanę wpadły inne wilki, a pomiędzy nimi mój ojciec. Wszyscy patrzyli na nas ze strachem i i motywacja do walki. Przy chłopcu od razu znalazł się ojciec dogladając jego stanu. Ja natomiast ponownie Podniosłam kościstą broń przypatrując się jej uważnie. Zmartwiony ojciec podszedł do mnie sprawdzając me oko, które miałam ciągle zamknięte. Nie chciałam go otwierać, a spływająca krew i tak mi na to nie pozwalała. Wszyscy zebrali się wokół nas, zadając mnóstwo pytań, na które nie chciałam teraz odpowiadać. Podniosłam jeszcze swój sztylet, który będę sziriwwc przez najbliższy tydzień, bo nie wiadomo co na nim zostawiła, i ruszyłam w stronę domu. Dziecko, które uratowałam dogoniło mnie i złapało za wolną dłoń. Być może czuło się bezpieczniej. Nie wnikałam co mają zamiar zrobić z kośćmi, które tam leżały, ale chyba je zabiorą do szczegółowych badań. Czekało mnie trochę opowiadania i składania raportów, lecz najpierw chciałam przemyć oko, by wiedzieć na czym stoję. I tak miałam lekko rozmazany widok na prawym, być może to co próbowała zrobić ta istota, miało na to jakiś wpływ. Zdążyłam się dowiedzieć, że ostrza nie dało się wyciągnąć z ciała kobiety, w pewnym momencie po prostu znikło. To dało mi do myślenia, dlatego wciąż miało ma sobie świeża krew i trochę ciała, ale wciąż wyglądało na nowsze, jak bardzo Nie humanitarnie to brzmi. Gdy wyszliśmy na miejsce, w którym się to zaczęło. Wszyscy tam zebrani, znów zaczęli się koło nas zbierać. Byłam wykończona, ta krótka walka, zabrała mi dziwnie dużo siły, więc marzyłam by odsapnąć od gapiów i wszelakich pytań.
Matką chłopca była już na skrzydle szpitalnym i tam ją operowano, zarówno ja jak i chłopiec też mieliśmy taki kierunek. Wciąż trzymał mnie za dłoń. W pewnym momencie podbiegła do mnie matka wraz z siostrą patrząc na mnie z przerażeniem wypisanym na twarzy. Doglądały mych ran mrucząc pod nosem, by Księżyc się nade mną zlitował. Pozwalała im dotykać okolic mego oka jak i ramienia, bez ani jednego syknięcia, które w sobie dusiłam. Zarówno po chwili falą pytań zalał mnie stary alfa jak i towarzyszący mu syn. Zaczynało mnie to irytować, chciałam znaleźć się w zacisznym szpitalnym miejscu.
- Czy mogę najpierw skierować się do skrzydła szpitalnego? - Z mojego tonu można było wyczytać lekką frustrację zaistniałą sytuacją. Odsunęli się robiąc mi przejście jednak w dalszym ciągu podążali za mną i chłopcem, który się nie odsuwał ode mnie na krok. Był również przytłoczony tym wszystkim, tak jak ja. Ruszyliśmy w końcu w stronę, w którą powinniśmy ruszyć bez zbędnego gadania i pytań. Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce, a lekarze widząc moje rany i kapiącą ze mnie krew aż wstrzymali powietrze. Chłopca zabrali na przeswietlenia, a mnie do oczyszczenia i szycia. Najpierw poprosiłam by zajęli się ręką, ponieważ jest to rana szaroana i zajmie więcej czasu niż gładkie cięcie sztyletem. Poszli za moją poradą i pierwsze 40 minut zajmowali się ta skóra. Nie była w dobrym stanie, ale mam nadzieję, że nie pozostanie z tego wielka blizna. Zresztą, powinno zagoic się bez problemu, w końcu nie było to żadne srebro, które tak jak w przypadku oka sprawiało mi ból.
Po skończeniu zabiegu zaczęli zajmować się okiem, które było w gorszym stanie. Drobinki srebra wciąż były w skórze więc musieli ją dokładnie opatrzec. Jednak wiadomość, że nie straciłam wzroku była dla mnie pocieszająca. Uorzedzono mnie, że blizna na pewno będzie, I nie zagoi się. Nie złamałam sie tym, bo wcale mi to nie przeszkadzało. Najważniejszy był dał mnie wzrok, który został zachowany. Dali mi jeszcze kilka zastrzyków i przepisali leki, nie zgodziłam sie na przeswietlenia, bo wiedziałam że nic mi większego nie dolega. Opuściłam sale jeszcze tego samego dnia, co nie zostało pochawlone ani przez rodziców, ani lekarzy. Czułam się mimo wszystko dobrze, jedynie chciałam się położyć w swoim łóżku i zasnąć mając za sobą ten dzień. Nie wiem jak będzie w dalszym ciągu wyglądał festyn, jednak nie sądzę by go przerwali, najwyżej wzmocnią ochronę i zatuszują sprawę, bo tak naprawdę nikt poza mną i chłopakiem wraz z jego matka nie widzieli postaci. Przyjęłam jeszcze serdeczne podziękowania od rodziców chłopca, za to że go uratowałam, bo inaczej zostałby skazany na śmierć. Życzyłam im powrotu do zdrowia i gdyby chcieli porozmawiać, zawsze jestem do usług. W towarzystwie rodziców i siostry ruszyłam do domu. Tam od rsnu skierowałam się do pokoju szykują się do spania. Odmówiłam kolacji i opowiedzenia co się wydarzyło. Zmyłam z siebie brud z dzisiejszego dnia i zasnęłam. Gdybym wiedziała, co zobaczę po udaniu się do krainy Morfeusza, nie zasnęła bym dzisiejszej nocy.
CZYTASZ
Czarna Iskra nocy
WerewolfCo może wyniknąć z życia w wiecznym strachu? W wizjach gdzie Twe dłonie pokryte są krwią Twych bliskich. Gdzie jeszcze przed sekundą bijące serce Twojej matki spoczywa właśnie w Twoich dłoniach wydające swe ostatnie bicie. Co skyrwa się pod wieczną...