Przed pasterką

32 11 4
                                    

Mamy przyjemność opublikować one-shot, który zwyciężył w naszym pierwszym konkursie "Czarownica na choince" i który zasili swoją magią strony naszej Księgi zaklęć. 

Pani Krystyna z trudem pokonywała ostatnie schody kamienicy. Jak co dzień mierzyła się z Mont Everest'em trzeciego piętra i jak co dzień zdobywała szczyt, który za każdym razem wydawał się bardziej odległy.

Czuła ogromne zmęczenie. Odstała prawie godzinę w kolejce za karpiem, a potem, już pod samym domem walczyła o równowagę na oblodzonym chodniku. Był wprawdzie sypnięty piachem, jednak dozorca zbytnio się nie przyłożył. Każdy upadek niósł ryzyko złamania, a to byłoby dla niej jak wyrok śmierci. I nie tylko dla niej. Kto by się zajął Stasiem, gdyby jej zabrakło?

Schody zdawały się spoglądać na staruszkę z wyższością. Ostatnimi siłami wciągała za sobą zakupy na kółkach, stopień po stopniu, kiedy młody Petrykowski przeleciał obok niczym huragan, wywołując u sąsiadki chwilową dezorientację. Zakręcając na półpiętrze, potrącił zdezelowany wózek.

– Dzień dobry – wymamrotał pod nosem.

– Uważaj jak leziesz, gnojku – zaskrzeczała głosem starej wiedźmy i poprawiła filcowy kapelusz.

Chciała jeszcze dodać coś o zepsutej młodzieży, lecz zabrakło jej powietrza. Ryba co jakiś czas trzepotała się w foliowej reklamówce. Podobnie jak pani Krystyna, walczyła o każdy oddech. Tymczasem kobieta koncentrowała się na stopniach. Jeszcze tylko pół piętra. Jeszcze jeden schodek... i ostatni.

Stanęła przed drzwiami z numerem osiem i drżącą ręką wycelowała kluczem w dziurkę. W przedpokoju zdjęła buty, płaszcz, a wózek z zakupami postawiła pod ścianą. Wraz ze śniegiem naniosła trochę błota, więc odruchowo chwyciła za miotłę. Lubiła porządek. Potem zajęła się karpiem. Podarowała mu ostatnie chwile nędznego życia, wpuszczając do wanny z zimną wodą. Schyliwszy się, zauważyła na jej ściankach brudny osad, który miała wyczyścić już dawno temu. Byle przed pasterką – pomyślała przesądnie.

– Nie masz tu za pięknie, bracie – odezwała się do ryby, śledząc wzrokiem jej powolne ruchy – ale lepsze to niż sterylna biel. Białe ściany zwiastują śmierć.

Wyszła z łazienki, pozostawiając włączone światło. Poruszała się bardzo powoli, ostrożnie, jakby obawiała się złamania przy każdym ruchu. Nogi jej drżały, a miała jeszcze tyle do zrobienia...

W końcu zajrzała do pokoju.

– Śpisz, Stasiu? – rzuciła w kierunku dużego fotela, skierowanego tyłem do wejścia, frontem zaś do włączonego telewizora. Na podłokietniku spokojnie spoczywała pomarszczona, plamista ręka. Jednak mąż nie odpowiedział. – Długo mnie nie było, bo musiałam odstać swoje za rybą. Pewnie jesteś głodny, ale musisz jeszcze zaczekać. Odgrzeję rosół, niech tylko dłonie trochu odtają.

Wróciła do kuchni. Wygrzebała z pudełka zapałkę i precyzyjnie ułożyła ją między powykrzywianymi palcami, jak dziecko, które dopiero zaczyna naukę pisania nowym długopisem. Energicznym ruchem potarła draskę. Zapałka zasyczała, ale upadła na podłogę i zgasła. Drugiej i trzeciej również nie udało się zapalić. Minęła dobra minuta, zanim na kuchence pojawił się niebieski płomień. Kobieta odetchnęła. Postawiła mały garnuszek z rosołem na gazie i osunęła się na taboret. Ciepło kuchenki zadziałało kojąco niczym najcieplejsza pierzyna. Przypomniała sobie urok dziecięcych lat, kiedy grzała się przy maminej kaflowej kuchni. Oparła się o stół i zamknęła oczy.

Obudził ją świst czajnika.

Wstawiałam wodę na herbatę? Nie pamiętam.

Wyłączyła gaz, a przeciągły dźwięk stopniowo zanikł. Ostrożnie nalała wrzącą zupę do bulionetki i weszła z tacą do pokoju. Odstawiła parujące danie, stanęła za fotelem, a potem z trudem podepchnęła go do stołu. Małe kółeczka zaskrzypiały przeciągle. Usiadła na krześle obok i nabrała na łyżkę pierwszą porcję. Podmuchała.

Księga zaklęć - czyli one-shoty CzarownicWhere stories live. Discover now