Piekielnie romantyczna randka

47 8 5
                                    

TUŻ PO TYM, JAK KUPIŁ KAWĘ, SKIEROWAŁ SIĘ NA KOMISARIAT. Przechadzając się po korytarzach, mijał znajome twarze i uśmiechał się zniewalająco, nawet do osób, które kojarzył jedynie z widzenia albo tych, których zwyczajnie nie lubił. Miał dzisiaj dobry dzień. Wczoraj wraz z Panią Detektyw rozwiązali kolejną sprawę i wsadzili przestępcę do więzienia. To jednak nie była najlepsza część tego dnia — wisienką na torcie okazała się atrakcyjna Latynoska ubrana w skąpą, krótką i idealnie opinającą jej kobiece kształty sukienkę o barwie najwyśmienitszego wina, jakie Lucyfer miał okazję skosztować podczas swojego dotychczasowego pobytu na Ziemi. Po krótkim flircie przeszli do odosobnionej części klubu i szybko znaleźli się w sypialni, gdzie namiętnie uczcili swoje pierwsze, jak i zapewne nie ostatnie, spotkanie.

Dostrzegł Panią Detektyw dokładnie w momencie, gdy ta czytała tekst zamieszczony na kartce w kształcie serca. Zrobił jeszcze kilka kroków i spostrzegł, jak Chloe po zapoznaniu się z treścią listu gniecie go i wyrzuca do kosza.

Znalazł się za plecami kobiety i pochylił, aby położyć na jej biurku gorącą kawę. Obecność Lucyfera wcale jej nie wystraszyła — w ostatnich dniach lubił pojawiać się za jej plecami, nawet w najmniej stosownych i oczekiwanych momentach, więc musiała szybko do tego przywyknąć. Za pierwszym razem, kiedy postanowił poudawać ninja odzianego w czerń, mało co, a wylałaby na siebie kawę. Teraz prawdopodobnie chciał jej to zrekompensować i co ranek w pobliskiej kawiarni zaopatrywał się w parujący napój, za każdym jednak razem o innym smaku, aby sprawdzić, który podpasuje Chloe najbardziej. A ona nie odmawiała i przyjmowała kubek z grzeczności. Wiedziała bowiem, że z Lucyferem nie wygra, nawet gdyby bardzo tego chciała.

— Dzień dobry, Pani Detektyw. — Skorzystał z okazji i nim się wyprostował, zaciągnął się zapachem perfum kobiety. Uwielbiał go chyba najbardziej na świecie. Pomijając, rzecz jasna, seks, alkohol i hazard. No i karanie grzeszników, w gwoli ścisłości.

— Dzień dobry, Lucyferze — westchnęła i wyprostowała się na obrotowym krześle. Wyczuł jej zmęczenie i przygnębienie niemal natychmiast, a nie lubił, gdy detektyw Decker się tak zachowywała. Zmniejszało to jej seksowność mniej więcej o pięćdziesiąt procent.

— Co to za list? — Spojrzała na niego, nie rozumiejąc i złapała się za nasadę nosa. Lucyfer więc sprostował: — Ten, który wyrzuciłaś ze dwie minuty temu. Czerwony.

Tym razem zrozumiała, a jej mina zrobiła się jeszcze posępniejsza. Teraz był już całkowicie pewien, że jej nastrój spowodowany był kartką w kształcie serca.

— Walentynka — rzuciła, wzrok kierując na śmietnik. — Pewnie jakiś praktykant ją napisał. — Westchnęła raz jeszcze, tym razem głośniej i dłużej. — Nienawidzę Walentynek, Lucyferze. — Zawiesiła się na chwilę, jakby nad czymś myślała. — Po tym, jak zagrałam w tym filmie, wiesz... Przez jakieś pięć lat dostawałam sprośne liściki od napalonych kolesi, ale najwięcej ich było w Walentynki. — Nabrała powietrza nosem i głęboko odetchnęła. — Nienawidzę Walentynek — powtórzyła. — Są okropne.

— I wtedy Pani Detektyw stwierdziła, że Walentynki są do bani. — Lucyfer wyprostował się i oparł plecami o kanapę. — Ale się z nią nie zgadzam. Walentynki są naprawdę intrygujące, ale wyrzuciłbym z nich tego nagiego, skrzydlatego dzieciaka z łukiem i strzałami. Nawet Amenadiel byłby lepszy w jego roli!

Linda Martin, terapeutka, spojrzała na Pana Piekieł z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Tak drobne problemy były w przypadku Lucyfera codziennością — nadal przyzwyczajał się do ludzi i ich sposobu bycia.

— Wiele ludzi nienawidzi tego święta — powiedziała Linda i poprawiła okulary. — Niektórzy wtedy zostali odtrąceni, zakończyli związek albo...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 17, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Księga zaklęć - czyli one-shoty CzarownicWhere stories live. Discover now